Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Adaptacja gry, po premierze której twórcy na półkę dokładali kolejne statuetki z wygranych plebiscytów. Gry uwielbianej przez graczy i docenianej przez krytyków. Poza tym, wyczekiwany serial przez telewidzów, ze względu na obsadę i nazwiska, odpowiadające za produkcję. Czy The Last of Us od HBO będzie dobrym serialem? Wszystko na to wskazuje. [RECENZJA BEZSPOILERÓW]
Na wstępie zaznaczę, że nie grałem w gry. Choć nazywam siebie graczem, to hit Noughty Dog mnie ominął. Głównie, ze względu na to, że nigdy nie posiadałem konsoli – gram na PC. Dzięki temu mogę poznać ten świat nieco inaczej, niż inni.
Odcinek 1. to kapitalny pilot, choć ma delikatny problem z tempem. Fantastycznie wprowadza nas w świat. Oczami Joela (Pedro Pascal) oraz jego córki Sarah (Nico Parker) pokazuje początek epidemii. Dokładnie zarysowuje charakter bohaterów, skupiając się głównie na Joelu, którego bardzo przekonująco sportretował Pedro Pascal. Od samego początku, dużo czasu poświęca młodej Sarah, której oczami poznajemy świat i początek katastrofy. Bohaterowie szybko przekonali mnie do siebie. Akt 1. serialu to bomba emocjonalna i ciężko cokolwiek napisać, unikając spoilerów. Niech dowodem na to, że twórcy bezbłędnie wprowadzają widza w ten świat, będzie to, że po 15 minutach prawie uroniłem łzę, która wynikała z żalu, smutku i bezsilności.
W kolejnym akcie jesteśmy już 20 lat później względem pierwszych scen serialu i poznajemy świat na nowo. Co jest delikatnym problemem bo serial trochę gubi tempo. Powiedzieć, że ten przeskok wyrwał mnie z immersji to może za dużo, natomiast nie czułem się zbyt komfortowo z faktem, że twórcy każą mi poznawać świat raz jeszcze. Bo zmienia się wszystko. I choć przyzwyczaiłem się do nowego stanu rzeczy bardzo szybko, to niesmak pozostał. Mimo wszystko, pochyliłbym się nad nieco innym rozwiązaniem, które dobrze znamy z Rodu Smoka. Tam regularnie mieliśmy do czynienia z przeskokami czasowymi, natomiast odbywały się one zawsze pomiędzy kolejnymi epizodami, a nie w ich trakcie. Jestem fanem tego właśnie rozwiązania. Natomiast, w kontekście odcinka pilotażowego, którego zadaniem jest przede wszystkim zachęcenie widza, mogę zaakceptować taki stan rzeczy.
Wielu bohaterów w odcinku 1. poznajemy prawdopodobnie tylko na chwilę i bardzo się zdziwię, jeśli jeszcze spotkamy paru z nich w przyszłości. Przez cały serial będziemy jednak szli śladami Ellie, która jest wspaniała. Zadziorna, wulgarna, bezczelna, a przy tym przestraszona. Fenomenalna Bella Ramsey w tej roli. Liczę na bardzo głęboką relację Ellie z Joelem, która nie będzie się tylko ograniczać do ciętej riposty tej pierwszej i gburowatej postawy tego drugiego.
Chylę czoła przed kunsztem twórców. Craig Mazin (poza tym, że jest odpowiedzialny za cały serial) wyreżyserował 1. odcinek The Last of Us, a autorką zdjęć jest Ksenia Sereda. Za tak dobre wprowadzenie w ten świat i ukazanie go z perspektyw wielu ludzi, odpowiedzialna jest właśnie Sereda. Ujęcia są zróżnicowane, ale bardzo adekwatne do sytuacji. Kiedy akcja zwalnia bohaterowie są ukazywani w zbliżeniu, a kamera jest stabilna. Dzięki temu bardzo dobrze widać ich emocje. Natomiast kiedy Ci przemieszczają się, kamera się oddala i co najistotniejsze, zawsze jest w ruchu. Prawie dosłownie, patrzymy na świat oczami bohaterów i to właśnie dzięki temu łatwiej ich zrozumieć i dosadnie przeżywać tę historię.
Przeczytaj również: M3GAN podbija kina. O czym jest najnowszy hit wśród horrorów?