Roland Emmerich powraca na duży ekran z kolejnym filmem katastroficznym. Reżyser odpowiedzialny za produkcje takie jak „Pojutrze”, „2012” czy kontynuację „Dnia Niepodległości” z 2016 roku postanowił zaprezentować widzom nowy sposób anihilacji ludzkości.
Tytułowy upadek księżyca nie jest niczym nowym w twórczości Emmericha. „Moonfall” to kolejny film, w którym fabuła, bohaterowie oraz podejmowane przez nich wybory nie mają właściwie znaczenia i są tylko mniej znaczącym tłem produkcji, która skupia się na widowiskowym ukazaniu rozwałki jaka spotyka Ziemię. Każdy kto oglądał poprzednie dzieła wspomnianego reżysera, nie powinien być zaskoczony ani miszmaszem fabularnym, ani efektownym ukazaniem scen katastroficznych (zdecydowanie te sceny są najlepszym aspektem filmu).
W filmie Księżyc z niewiadomych z początku przyczyn wypadł ze swojej orbity i jest na kursie kolizyjnym z Ziemią. Jednak to nie sama kolizja ma być najbardziej destruktywna, a samo zbliżenie się Księżyca do naszej planety. Jedynym sposobem na ocalenie ludzkości jest samobójcza misja, której podejmuje się trójka głównych bohaterów (których imion z resztą nie pamiętam, tak słabo napisane były te postacie). Wbrew woli amerykańskich generałów, którzy chcieli by sięgnąć po rozwiązanie dobre w każdej sytuacji – broń atomową, misja kończy się sukcesem (co prawda częściowym, bo większość planety leży w gruzach).
Film broni się jedynie efektami specjalnymi, jednak były momenty w których nawet one wypadły słabo. Pojawiła się także masa błędów logicznych, takich jak głupie i po prostu nieprzemyślane decyzje bohaterów, czy też błędy typu dźwięku wybuchów w kosmosie. W końcowym akcie nawet prawa fizyki często szły w odstawkę.
Jeśli lubicie tępą rozwałkę w stylu „2012” czy innych tego typu produkcji, to jest to idealny film na wieczór z popcornem. Obejrzeć, pośmiać się, zapomnieć. Jeśli szukacie filmu katastroficznego, w którym istnieją jakiekolwiek relacje między postaciami, a bohaterowie nie są apatycznymi robotami, to zdecydowanie bardziej polecam wam „Wandering Earth” czy bardziej luźny „Dont Look Up” z iście gwiazdorską obsadą.