Nazwiska Darrena Aronofsky’ego nie trzeba nikomu przedstawiać. Amerykański reżyser takich hitów jak „Requiem dla snu” czy „Czarny łabędź” promuje obecnie swój najnowszy film, „The Whale” (w którym aktorski powrót zaliczył Brendan Fraser), jedną z prawdopodobnie ważniejszych produkcji nadchodzącego sezonu nagród. Filmografia Aronofsky’ego jest bardzo zróżnicowana – poza wspomnianymi produkcjami, reżyser ma na swoim koncie m.in. biograficzny dramat bokserki „Zapaśnik”, czarno-biały thriller „Pi” czy na swój sposób rekonstruujące koncepcje religijne produkcje „Noe: Wybrany przez Boga” i „mother!”. Nie każdy jednak wie, że Aronofsky w przeszłości „flirtował” z kinem superbohaterskim – reżyser trzykrotnie blisko był zrealizowania blockbusterowych ekranizacji przygód takich postaci, jak Batman, Wolverine i Superman. Dwie z nich („The Wolverine” i „Człowiek ze stali”) ostatecznie ujrzały światło dzienne bez udziału Aronofsky’ego, jedna zaś – „Batman: Year One” – wylądowała w koszu, aby kilka lat później zostać przerobiona na „Batman: Początek”. W niniejszym artykule – korzystając z dostępnych powszechnie źródeł – omówię wszystkie trzy niedoszłe romanse Darrena Aronofsky’ego z kinem superhero. Poza przybliżeniem okoliczności produkcyjnych, które ostatecznie doprowadziły do przekazania projektów, nakreślę też – na tyle, na ile będzie to możliwe – zarys koncepcji fabularnych, które wyróżniały oryginalne plany Darrena i scenarzystów od tego, co ostatecznie ujrzeliśmy na kinowym ekranie.

Batman: Year One

Nigdy niezrealizowana w formie live-action ekranizacja komiksu „Batman: Year One” Franka Millera, którą na początku XXI wieku Warner Brosowi zapitchował Joel Schumacher („Batman i Robin”, „Batman Forever”). Pomysł Schumachera początkowo został przez studio odrzucony, ale kilka miesięcy później Warner Bros zaczął na nowo się nim interesować – właśnie wtedy wybrano do reżyserii raczkującego w filmowym biznesie Aronofsky’ego (który dopiero co zaliczył swój pełnometrażowy debiut, „Pi”). Scenariusz Darren napisał wraz z autorem oryginału, Frankiem Millerem, a film szykowany był jako filmowy reboot przygód Mrocznego Rycerza, który odetnie się od wcześniejszych produkcji Burtona i Schumachera. Zamiarem Aronofsky’ego nie było jednak tylko odcięcie się od poprzednich filmów o Batmanie, ale i zaprezentowanie widzom kompletnie nowej interpretacji tej postaci, która znacznie różniła się od komiksowego dorobku. Szczegóły znamy dzięki scenariuszowi, który jakiś czas później wyciekł do internetu (a który możecie w całości przeczytać pod tym adresem).

Co wiemy więc o fabule „Batman: Year One”? Po pierwsze – w scenariuszu nastąpiła spora zmiana w życiorysie Bruce’a Wayne’a, który po pamiętnym morderstwie rodziców został… pozbawionym fortuny bezdomnym. Zamiast lokaja Alfreda mentorem młodego Wayne’a został tym samym „Mały Al”, miejscowy mechanik pochodzenia afroamerykańskiego. Bruce, jako bezdomny, nie przemierza więc świata w celu zgłębienia wschodnich stylów walki – zamiast tego czerpie swoją wiedzę z książek i trenuje na ulicach Gotham. Podczas potyczek Batman korzysta głównie z broni chemicznych na wzór oryginalnych komiksów Blla Fingera. Ciekawa jest również wyjaśnienie „nietoperzego” wizerunku i przydomku – opryszki zaczynają nazywać tajemniczego mściciela Batmanem przez sygnet Bruce’a z literami T i M (Thomas i Marta Wayne), który omyłkowo biorą za nietoperzy kształt. Batjaskinia mieści się w opuszczonej stacji metra, a batmobilem zostaje podrasowany Lincoln Continental z warsztatu Ala.

Zdjęcie koncepcyjne z „Batman: Year One” autorstwa Davida Williamsa, na którym widzimy trzy wyobrażenia kostiumu Mrocznego Rycerza

Zmiany dotknęły też innych kluczowych bohaterów. W roli przestępczego masterminda w Gotham Carmine’a Falcone’a zastąpił Gillain B. Loeb, a Seliną Kyle – podobnie jak w tegorocznej wizji Matta Reevesa – została czarnoskóra kobieta. Gordon w scenariuszu Aronofsky’ego i Millara jest z kolei  pogrążonym w depresji mężczyzną w średnim wieku, który usiłuje opuścić Gotham ze względu na swoją ciężarną żonę, chcąc zapewnić jej lepsze życie (podejmuje również próbę samobójczą). Ponadto w scenariuszu znalazło się wiele nowych bohaterów, które nie występowały w komiksie, a fabuła była jego zaledwie luźną adaptacją, pomijając sporo istotnych wydarzeń z „Year One”. Operatorem zdjęć miał zostać Matthew Libatique (współpracujący z Aronofskym od lat). Krążyły plotki, że Darren zaproponował główną rolę m.in Christianowi Bale’owi (który kilka lat później zostanie twarzą hitowej trylogii Nolana), miał na oku również… Joaquina Phoenixa! Jedną z głównych inspiracji dla nowej interpretacji Batmana miał być dla Aronofsky’ego „Taksówkarz”. Niestety, wizja artystyczna reżysera rozminęła się z oczekiwaniami studia, które w roli Bruce’a widziało z kolei Freddiego Prinze’a Jra (znanego szerzej jako Fred z filmów Scooby Doo Gunna). Obie strony nie dogadały się również co do wyglądu miasta Gotham – Aronofsky chciał kręcić w Detroit i Nowym Jorku, podczas gdy Warner Bros naciskało na „autorskie i mroczne miasto” jak to, które kilka lat później zaproponował Nolan w „Początku”. Temat „Batman: Year One” powrócił w wywiadach kilka lat temu, gdy swoją premierę miał „Joker” który to film Aronofsky nazwał duchowym spadkobiercą swojej wizji; nic dziwnego, gdyż reżyser Todd Philipps również nie krył się swoimi inspiracjami kinem kryminalnym lat 70-tych.

„Year One” Aronofsky’ego miał być więc bardzo mroczny i bardzo autorski – jak głosi anegdota, podczas pierwszego spotkania z Warner Bros reżyser zaimponował włodarzom swoją bezpośredniością, gdy oznajmił, że chciałby nakręcić „Batmana” w Tokio, a w głównej roli obsadzić Clinta Eastwooda. Podczas dalszych prac nad scenariuszem przekonywał on studio do swojego pomysłu, aby filmowy „Year One” był brutalny i skierowany do dorosłego odbiorcy jako poboczna produkcja z mniejszym budżetem, która zostanie wypuszczona spoza głównej serii filmowych, family friendly „Batmanów”. Jak widzimy z perspektywy czasu – był to pomysł bardzo wizjonerski, gdyż tak właśnie wiele lat później stało się z „Jokerem”, który miał według pierwotnych planów zapoczątkować nową, mroczniejszą podserię DCEU skupiającą się na czarnych charakterach.

The Wolverine

Jakiś czas później, w październiku 2010, Darren Aronofsky został zatrudniony do reżyserii „The Wolverine” – kontynuacji filmu „X-Men Geneza: Wolverine”, który miał śledzić przygody Rosomaka w Japonii. Scenariusz napisał Christopher McQuarrie („Mission Impossible: Fallout”), a projekt określany był jako historia rozgrywająca się przede wszystkim w przyziemnym świecie, która została mocno zainspirowana spaghetti westernami i klasycznym kinem japońskim. Tym samym w scenariuszu nie padały takie słowa jak „mutant” czy „X-Meni” – mimo przynależności do uniwersum Foxa, scenariusz McQuarriego był przede wszystkim standalone’em bez bezpośrednich nawiązań do poprzednich filmów z Hugh Jackmanem. Film miał wyglądać jak „historia o Wolverinie, gdyby nakręcił ją Kurosawa”. Co ciekawe – kolejna ekranizacja komiksu zlecona Aronofsky’emu znów była związana z Frankiem Millarem; zarówno scenariusz McQuarriego i wizja Darrena, jak i film, który ostatecznie otrzymaliśmy w reżyserii Jamesa Mangdolda, czerpały z tego samego materiału źródłowego: miniserii „The Wolverine” właśnie, którą to Millar współtworzył wraz z Chrisem Claremontem. Co wiemy o fabule niedoszłego projektu i jak różniła się ona od „The Wolverine” z 2013 roku?

Przede wszystkim – „Wolverine” w wyobrażeniu McQuarriego i Aronofsky’ego był filmem znacznie bardziej brutalnym. Zastrzegam jednak, że wszelkie informacje na temat wizji Aronofsky’ego są niezweryfikowane, gdyż doniesienia różnią się od draftu McQuarriego, który można znaleźć w internecie. Prawdopodobnie pomysły reżysera nigdy nie zostały uformowane w pełen scenariusz (Aronofsky zrezygnował z reżyserii filmu w marcu 2011, niecałe pół roku po dołączeniu do projektu), a wszelkie informacje na temat planowanego przez niego filmu pochodzą z niesprawdzonych źródeł redditowych i 4chanowych, które twierdziły, że obcowały z zaledwie pisemnymi szkicami – niemniej informacje na temat niepowstałego filmu są na tyle interesujące, że warto je omówić w dalszej części wpisu.

Zdjęcie z „The Wolverine” (2013) w reżyserii Jamesa Mangolda

A więc: Logana w „The Wolverine” mieliśmy poznać w latach 80-tych, gdy pracował jako zezwierzęcony hitman dla japońskiego mafiozy, który bez skrupułów morduje swoje cele i cieszy się ich cierpieniem. W dalszej części filmu Wolverine nawiązuje dwie romantyczne relacje z kobietami o imionach Mariko i Yukio (które wystąpiły też w wersji Mangolda). Mariko jest ucieleśnieniem dobra, czułości i spokoju, podczas gdy Yukio rozbudza w Rosomaku jego pierwotne instynkty, reprezentując chaos i utratę kontroli (co zostaje zaznaczone licznymi scenami brutalnego seksu). W scenariuszu rzekomo istniała nawet scena, w której Yukio molestuje i ostatecznie uwodzi obcą kobietę, aby podniecić zachwyconego tym Logana. Bohaterowi w końcu udaje się uwolnić od toksycznego wpływu kobiety, co zostaje podkreślone sceną, gdy Logan wyrzuca Yukio przez okno, zrywając tym samym symbolicznie ze swoją zwierzęcą naturą. Czy plotki te są prawdziwe, czy nie, trudno się spodziewać, aby Fox zgodził się na takie sceny w swojej produkcji – nawet mimo faktu, że kolejny film z serii, „Logan”, otrzymał kategorię wiekową R.

„Wolverine” miał być przede wszystkim character study jednostki, która zeszła na złą drogę i dążyła do odkupienia. W końcowych scenach Logan – w konsekwencji popełnienia wielu brutalnych zbrodni na przestrzeni filmu – zostaje po prostu zamknięty w więzieniu, gdzie spędza resztę życia. I to tyle – żadnej sceny po napisach, żadnej nadziei dla postaci. Niezależnie od tego, czy te informacje na temat fabuły są prawdziwe, czy nie, jedno pozostaje pewne: gdy stołek reżyserski objął James Mangold, otrzymaliśmy zupełnie inny, znacznie bardziej stonowany film. Tym razem na drodze do realizacji stanęło jednak przede wszystkim życie osobiste samego Aronofsky’ego, który w 2011 przechodził trudny dla niego proces rozwodowy z Rachel Weisz. Zobwiązanie się do reżyserii „The Wolverine” wymuszało na nim niemal roczną wyprowadzkę z Los Angeles, na co Darren nie chciał się zgodzić z powodu swojego syna, którego chciał wspierać w trakcie separacji rodziców. Tym samym reżyser po raz drugi rozminął się z komiksowym filmem, którego o mały włos nie nakręcił.

Man of Steel

Na koniec pozostała raczej niedługa ciekawostka. Gdy Warner Bros wybrało na reżysera „Człowieka ze stali” Zacka Snydera, pojawiły się doniesienia, że drugim wyborem studia był właśnie Aronofsky. Sam reżyser jest dużym fanem komiksowego Supermana i wyrażał projektem wielokrotne zainteresowanie, ostatecznie studio postawiło jednak na Snydera, który uzyskał wtedy wsparcie samego Christophera Nolana. Temat Aronofsky’ego powrócił, gdy pojawiły się plotki na temat Man of Steel 2 – ale, jak wiemy teraz, film raczej nie jest w najbliższych planach studia na przyszłe lata, zwłaszcza gdy przyszłość w uniwersum DC Henry’ego Cavilla pozostaje pod znakiem zapytania. Ale kto wie – może Aronofsky’emu w końcu uda się zrealizować film superhero i będzie to właśnie kolejny „Człowiek ze stali”?

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy