Doczekaliśmy się kolejnego spin-offu do gry produkcji studia CD Projekt RED. Po średnich historiach komiksowych przyszedł czas na animę, które dla Netfliksa stworzyło studio Trigger (jedna z wybitniejszych firm tworząca animacje; ostatnio współpracowali m.in. z Lucasfilm w produkcji „Star Wars: Visions”). Kooperacja polsko-japońska okazała się strzałem w dziesiątkę. „Cyberpunk: Edgerunners” na nowo rozkochał mnie w świecie znanym z gry i sprawił, że bardziej niż kiedykolwiek mam ochotę wreszcie ukończyć fabułę rozgrywającą się w Night City.
Na początku była gra… planszowa
Nie da się napisać tej recenzji bez przedstawienia pokrótce historii cyberpunkowego świata. Inspiracją do stworzenia całego uniwersum była gra planszowa, którą w 1988 roku stworzył Mike Podsmith. Reszta jest już historią, którą bardzo dobrze znamy. Cyberpunk 2020 dał początek grze video, która miała swoją premierę pod koniec 2020 roku. Choć Cyberpunk 2077 był jednym z bardziej oczekiwanych tytułów w historii, to ostatecznie zawiódł większość graczy swoimi niedoróbkami i niezadawalającym wykonaniem. Początkowo gra różniła się diametralnie od tego, co widzieliśmy w zwiastunach, a ilość glitchy nie pozwalała na spokojne ukończenie rozgrywki. Na pewnym etapie część osób zwyczajnie się poddała i odłożyła tytuł na półkę w oczekiwaniu na lepsze czasy, w których będzie można powrócić do Night City. Wśród tych osób byłam również ja.
Następnie CD Projekt RED we współpracy z Dark Horse Comics wypuścił na rynek kilka komiksów. Niektóre były lepsze, inne gorsze. Reasumując: wyszło jednak średnio. Wszystko to jednak miało na celu podtrzymać fascynację światem cyberpunka. Miało też sprawić, by gracze nie zrażali się do tytułu z 2020 roku i cierpliwie czekali na kolejne patche, które obiecały usprawnić rozgrywkę. We wrześniu zapowiedziano, że trwają pracę nad pierwszym dużym dodatkiem, który trafi do gry w 2023 roku. Serca fanów ponownie zabiły mocniej. Aż wreszcie, 13 września, na platformę Netflix trafił serial anime, który ma szansę w pełni usatysfakcjonować miłośników tego świata – „Edgerunners” właśnie.
Nowy start w dystopijnej rzeczywistości
Historia osadzona jest równoległe w stosnku do tego, co możemy zobaczyć w Cyberpunk 2077. Głównym bohaterem jest David Martinez, który wraz z matką, Glorią znajduje się na samym dole hierarchii Night City. Ich życie nie jest usłane różami. Coraz większe obciążenia finansowe sprawiają, że Gloria dwoi się i troi, by zapewnić lepszy byt rodzinie oraz świetlaną przyszłość swojemu synowi. David, choć zbuntowany i niepokorny, kocha matkę z całego serca i nie chce zostawić jej samej z problemami. W pewnym momencie dochodzi jednak do wydarzenia, które zmienia życie chłopaka. Nagle zostaje zupełnie sam i musi odnaleźć się w otaczającym go świecie.
Chcąc nie chcąc, nastolatek musi całkowicie odmienić swoje dotychczasowe życie. W jego ręce trafia nielegalny sprzęt wojskowy, który aplikuje w swoje ciało w postaci wszczepu. Od tego momentu David, ryzykując własne życie, staje się nie tylko człowiekiem niezwyciężonym, ale również pożądanym przez fixerów oraz korporacje. Ponadto poznanie tajemniczej Lucy sprawia, że szybko wchodzi w świat cyberpunków, czyli najemników, którzy bez skrupułów wykonują powierzone im zadania. W nowym towarzystwie David zyskuje również swego rodzaju bezpieczeństwo oraz upragnione poczucie przynależności.
Tu trup ściele się gęsto
„Cyberpunk: Edgerunners” od początku uderza nas swoją brutalnością oraz wulgarnością. Jest to ogromny plus produkcji, ponieważ dzięki temu idealnie odwzorowuje ona klimat panujący w Night City, jaki znamy z gry. Podczas rozgrywki niejednokrotnie czułam, że z każdym krokiem w tym neonowym mieście odczuwam coraz większą zgniliznę, jaka tam panuje. Ten sam ciężki klimat odwzorowali twórcy serialu. Nie pominęli krwi, przemocy czy erotyzmu. Bardzo dobrze, że ukazując wszystkie mroczne zakamarki Night City tak bardzo zadbano o szczegóły. Chociaż nie ukończyłam jeszcze gry to widzę oraz doceniam, jak bardzo zachowano ducha neonowego miasta z oryginału.
Pod kątem wizualnym ten serial wygląda naprawdę rewelacyjnie. Nie odbiega od tego co znamy z produkcji anime, ale dodaje również coś od siebie, coś unikalnego, co stanowi o wyjątkowości tej produkcji. Osobiście nie jestem fanką tego stylu animacji, jednak produkcja studia Trigger sprawia, że ma ochotę sięgnąć po więcej. Pomijając kwestie fabularne, serial wygląda tak dobrze, że ciężko mi było się od niego oderwać. Do tego wszystkiego dochodzi warstwa muzyczna, nad którą mogłabym rozpływać się godzinami. Już w „Cyberpunku 2077″ ciężko było przestać słuchać soundtracku, jednak ten serial jeszcze bardziej potęguje muzyczne doznania. Ścieżkę dźwiękową przygotował Akira Yamaoko, zasłużony kompozytor współpracujący między innymi z Konami. Ponadto możemy usłyszeć również utwory Dawida Podsiadły, który prywatnie jest wielkim fanem gier wideo. Na szczególne uznanie zasługuje „Let You Down”, który od wczoraj zapętlam w słuchawkach.
Warto też wspomnieć o osobach, które dubbingują bohaterów. Z racji tego, że większość osób ogląda serial po polsku albo po japońsku, można przeoczyć fakt, że w angielskiej wersji językowej głos Faradayowi podkłada nie kto inny jak Giancarlo Esposito.
Serial dobry dla starych wyjadaczy, jak i dla osób, które dopiero poznają ten świat
Niewątpliwie największym atutem tej produkcji jest fakt, że można ją obejrzeć bez znajomości gry. Momentami widz, który dopiero wchodzi w świat cyberpunka, może czuć się przytłoczona ilością nowych terminów, jednak wszystko jest stopniowo tłumaczone, dzięki czemu nie trzeba obawiać się tej historii. Dla osób, które są zaznajomione z grą, serial będzie stanowił jeden wielki, dostarczający masy frajdy easter-egg. Bardzo dobrze, że twórcy nie skupili się tylko na stworzeniu rozrywki dla dotychczasowych graczy i pamiętali o ludziach, którzy nie mieli jeszcze okazji poznać świata Cyberpunka. Dzięki temu liczba fanów uniwersum na pewno wzrośnie.
Fabuła, choć wielowątkowa i momentami bardzo przewidywalna, dostarcza świetnej rozrywki od początku do końca. Wpływa również na odczuwane przez nas emocje, raz za razem bombardując nas ciężkimi wątkami, przy których ciężko jest nie uronić łzy. Poza tym jesteśmy świadkami jednej wielkiej rozwałki – tego, co dostarcza największej zabawy. Zakończenie również nie było zaskakujące, jednak mnie kupiło. Było smutne, co pasowało mi do dystopii jaką obserwowałam na ekranie przez dziesięć odcinków.
Myślę, że cel powstania tego serialu – czyli zapoznanie ludzi ze światem Cyberpunka oraz podtrzymanie fascynacji nim – został zrealizowany z nawiązką. Ciekawi mnie jakie liczby w sprzedaży, po premierze tej produkcji, osiągnie CD Projekt RED. Myślę, że przybędzie im trochę nowych graczy. Podejrzewam również, że kilka osób wybaczyło twórcom gry błędy z przeszłości i za sprawą serialu ponownie zachcą pochłaniać ten świat. Należę do tego grona. Oby jak najwięcej takich kooperacji oraz dobrych spin-offów a będę spokojna o przyszłość Night City.