Prawie wszystkie książki motywacyjne charakteryzuje dwubiegunowość. Z jednej strony pisarz ma na celu dowartościować nas i nauczyć doceniać każdą chwilę życia, ale równocześnie być wiecznie niezadowolonym ze swojego obecnego stanu i nieustannie sięgać wyżej. Ten paradoks był dla mnie pierwszoplanowy podczas lektury książki Robina Sharmy – jednego z najpopularniejszych coachów. Kanadyjczyk ma sporo trafnych przemyśleń, a praktycznie z każdej codziennej sytuacji jest w stanie wyciągnąć jakąś lekcję. Jednak książka zbudowana ze 101 rad… to już nieco zbyt wiele. 

Takie bogactwo materiału nie byłoby problemem, gdyby nie to, że praktycznie już od połowy książki czekają nas same powtórki. Dla osób zarządzających mamy nieustanne wykłady o charakterystyce lidera, a dla czytelników z niższego szczebla zawodowego czekają przypomnienia, dlaczego customer service jest najważniejszy w każdej firmie. Natomiast dla nas wszystkich widmo śmierci i odwoływanie się do przerażającej wizji w stylu; jak będzie brzmiał twój nekrolog? Ile osób przyjdzie na twój pogrzeb? Robin Sharma zna przepis jak zwiększyć frekwencję gości na stypie: za życia być dla nich dobrym i uśmiechniętym sąsiadem. Nie zaszkodzi też Ferrari i dodatkowe zero na koncie…

Wierzę głęboko, że to pragnienie ciągłego doskonalenia się zostało wpisane w ludzkie DNA, kto więc się od niego odwraca, też sprzeniewierza się własnemu człowieczeństwu.

Filozofia Robina Sharmy może robić wrażenie, ale jego tok myślenia dość prędko staje się przewidywalny. Kanadyjczyk przedstawia samego siebie jako „zwykłego faceta, który osiągnął sukces, ale nadal jest projektem w trakcie realizacji”. Chociaż autor poświęca większość każdego dnia na samodoskonalenie, utrzymuje, że przy tym wszystkim pozwala sobie na przyjemności i cieszy się jak dziecko z małych prezentów. Robin Sharma wymaga dużo nie tylko od siebie i swoich czytelników. Coach jest roszczeniowy wobec całego społeczeństwa. W jednej z anegdotek, Kanadyjczyk opowiada o swojej ulubionej restauracji. Czyni to w stylu charakterystycznym dla przedstawicieli amerykańskiej klasy wyższej: „tak dobrą (nazwa ekskluzywnego produktu, o którym szary człowiek nigdy nie słyszał) jadłem tylko we Włoszech!”. Sharma wspomina, że jest to bardzo zatłoczone miejsce, w którym praca wre 24/7. Ten rozdział poświęcony jest jednak kelnerce, która powiedziała, że nie ma czasu, kiedy poprosił ją o zrobienie mu zdjęcia z rodziną. Racja, że gdyby chciała, znalazłaby ten czas. Ja jednak w pełni rozumiem, dlaczego zapracowana pracowniczka odważyła się stwierdzić, że poza sprzątaniem stolików i wydawaniem dań, robienie zdjęć gościom nie jest w zakresie jej obowiązków. Tymczasem Robin Sharma po tej sytuacji jest zdania, że ta luksusowa restauracja niedługo zbankrutuje, ponieważ tamtejsza obsługa nie dba o swoich klientów.

Trudno taki fragment jak ten powyższy pełnoprawnie nazwać RADĄ. Moim zdaniem jest to prędzej SPOSTRZEŻENIE. Książka w oryginalnym języku w podtytule ma zawarte słowo „lekcje”, a wydana została w 2006 roku. Droga do wielkości doczekała się swojego pierwszego polskiego wydania dopiero teraz i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie gorszego momentu. To, że niektóre uwagi coacha będą po takim czasie przeterminowane, było więcej niż pewne. Otwierając tę książkę nie spodziewałem się jednak, że znajdę tam rozdział zatytułowany: Diddy – marka wybitna! Dla tych, którzy jakimś cudem nie są na bieżąco z najgłośniejszą aferą amerykańskiego show-biznesu ostatnich kilku lat: amerykański raper został oskarżony o 120 molestowań seksualnych dokonanych w latach 1991-2024. W sprawie zeznało ponad 3000 osób, a co gorsza okazuje się, że duża część celebrytów, na czele z małżeństwem Beyonce + Jay-Z, przez cały ten czas zdawała sobie sprawę, że niejaki Sean Combs wykorzystywał seksualnie 9-latkę. Podobno duża część amerykańskiej śmietanki towarzyskiej popkultury była szantażowana przez P Diddy’ego, żeby nikt nie zaszkodził jego wizerunkowi. Wizerunek – słowo klucz dla mówców motywacyjnych. Robin Sharma był pod ogromnym wrażeniem postaci, którą przez te lata wykreował Combs. W jego kontekście, i pozostałych najpopularniejszych amerykańskich hip-hopowców, autor książki Droga do wielkości napisał:

Oni są naprawdę niesamowici. Stale wymyślają coś nowego. Tworzą innowację za innowacją. Nieustannie się doskonalą. Nagrają jeden hit, za sprawą którego ich nazwisko – a nie, przepraszam, marka – zaczyna funkcjonować w powszechnej świadomości ludzi, więc czym prędzej wprowadzają na rynek ubrania, książki, filmy, wody toaletowe itp. Przyjrzyj się, co oni robią, żeby tworzyć społeczność wokół swojej marki, jak pracują na lojalność klientów i jak trwale wdrukowują swoją sławę w umysły ludzi.

Przyjrzeliśmy się i pożałowaliśmy. Dla Kanadyjczyka to były słowa pochwały, ale dla mnie taki rozwój własnego imperium to zwyczajna próżność. Jak zepsuty jest świat, do którego chce zaprosić nas Robin Sharma? Czy tak ma wyglądać sukces, a budowanie marki niesie za sobą nieuniknione ofiary? Dopiero po latach wychodzi na jaw, z jaką lekkomyślnością Kanadyjczyk dobrał swoje ideały, obdarzając je przy tym pustym entuzjazmem. Lepiej trzymać z artystami, którzy tworzą czystą muzykę, zamiast biznesu, ale i tak nigdy nie przywiązywać się szczególnie do tych person, które poznajemy w życiu publicznym. Prywatnie to zupełnie inne osoby, których czczenie może się na nas odbić czkawką w najmniej spodziewanym momencie.

„Mnich, który sprzedał swoje Ferrari" to najsłynniejsza seria książek w dorobku Robina Sharmy.
„Mnich, który sprzedał swoje Ferrari” to najsłynniejsza seria książek w dorobku Robina Sharmy.

Czasami w książce Droga do wielkości bywa sympatycznie. Autor z czułością opowiada o swojej rodzinie i zamiłowaniu do muzyki. Wszystkie działania Robina Sharmy sprowadzają się jednak do nieustannej chęci zbierania nagród i trofeów udawadniających, że jest się lepszym od całej reszty otaczających nas ludzi. Być może każdy z nas powinien dążyć do wielkości, ale mało komu potrafi ona zagwarantować szczęście. W życiu każdy potrzebuje odrobinę zuchwałości, ale jej dawka powinna równoważyć się z pokorą.

Za egzemplarz recenzencki książki Droga do wielkości Robina Sharmy dziękujemy wydawnictwu Kompania Mediowa!

Nie tak dawno w książce Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu natrafiliśmy na teorie spiskowe związane z pozycjami literatury motywującej.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments