Trudno o bardziej banalne podejście do zróżnicowania elfickich ras, jak podział ich na: elfy, półelfy, czarne elfy, białe elfy… Natomiast trudno też przejść mi obojętnie obok kolejnych zeszytów ukazujących świat Akwilonu. „Elfy. Czarny Elf o mrocznym sercu” to kolejna ciekawa historia o szpiczastouchy, która rzuca świeże światło na, wydawać by się mogło, oklepany temat.
Komiks opisuje przygody młodego efla, który po wielu latach nauki w elfickiej cytadeli Slurce, otrzymuje swoje pierwsze zadanie i przybywa do wielkiego miasta ludzi Scarande. Czarne Elfy cieszą się tam szacunkiem obywateli, ze względu na swoje umiejętności. Tytułowa rasa, pod przykrywką utalentowanych artystycznie istot, przebywa w mieście korzystając z jego dobrodziejstw i ukrywając swoją prawdziwą naturę i cele. Tak naprawdę, są płatnymi zabójcami.
Główny bohater dziesiątego tomu – Gaw’yn – ma za zadanie zamordować całą rodzinę, która jest pierwsza w kolejce do objęcia władzy w mieście, po śmierci obecnego, podstarzałego władcy. Ciekawie obserwuje się kolejne poczynania bohatera, który spędza tygodnie na przygotowaniach do idealnej egzekucji, która ma nie wzbudzić podejrzeń. Sprytnie przedostaje się do rodziny jako nauczyciel dzieci. W popkulturze utarty jest już wizerunek elfów jako postaci bardzo cierpliwych, ułożonych, z manierami, dostojnych i wzbudzających szacunek. Christophe Arleston (autor scenariusza) korzysta z tego wizerunku ale też bardzo ciekawie buduje zaplecze Mrocznych Elfów. Ich nomen omen mroczna strona objawia się w bezwzględności względem wyznaczonych celów.
W komiksie pojawia się też wątek miłosny. Niestety, zupełnie nie angażujący i pretensjonalny. Nasz główny bohater smali cholewki do przepięknej, młodej kobiety, która, jak cała jej rodzina, jest jego celem. Moment w którym dochodzi do zbliżenia między młodymi bohaterami jest niewyobrażalnie sztuczny. Niepodbudowany perspektywą kobiety, pozbawiony jest namiętności i szczerości. Wątek nie byłby problemem, gdyby nie jego ogromne znaczenie dla finału tej historii, którego nie chce zdradzać, ale każdy może się domyślić.
Niezmiennie zachwyca mnie warstwa wizualna. Choć wizualna strona komiksu jest realizowana często przez innych artystów to pozostaje w niezmienionym, bardzo kolorowym stylu. Urokiem kolejnych stron są jakby niewyraźnie przedstawione obiekty, czy postacie. Złaszcza te będące tłem.
„Elfy. Czarny Elf o mrocznym sercu” to naprawdę ciekawa historia, z niestety wyjątkowo kiepskim wątkiem miłosnym. Przede wszystkim stara się eksplorować to, co jeszcze można w tak utartej, w popkulturze, wizji elfickiej rasy. Bardzo doceniam tę kreatywność.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] „Elfy. Czarny Elf o mrocznym sercu” otrzymałem od wydawnictwa bezpłatnie i nie miało to wpływu na moją ocenę. Jeśli interesują was inne teksty o komiksach, to zapraszamy was tutaj.