Po 11 latach do kin trafia sequel średniego spin-offu, o którym wszyscy zdążyli zapomnieć i o którego kontynuację nikt nie prosił. Gdyby ktoś mi powiedział, że stanie się jednym z moich ulubionych filmów 2022 roku, to pomyślałbym, że oszalał. A proszę. Kot w butach udowodnił, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Powrót po 11 latach
Akcja filmu rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach z pierwszej części. Puszek rozstał się z Kitty Kociłapką i znów został samotną legendą kapelusza i szpady. Goniąc za przygodami i sławą, Kot nie przejmuje się niczym. Kobiety go ubóstwiają, muzycy piszą coraz to nowsze pieśni na jego cześć, a opinia publiczna traktuje go niczym żywe bóstwo. Imprezowe i beztroskie życie bohatera zdaje się nie mieć końca. Aż do momentu widowiskowej i kreatywnej walki, w której Kot w butach umiera…
…Ocucony dowiaduje się, że wykorzystał już swoje wszystkie osiem żyć, a kolejna śmierć będzie ostatnia. Nie w głowie mu ustatkowanie się i jedyną szansą na powrót do dawnego pozostaje gwiazdka z nieba, posiadająca moc spełnienia jednego życzenia tego, kto ją znajdzie. Na drodze bohatera stają dawna towarzyszka w zbrodni i łatwowierni pies Perro prostolinijna przybłęda, która marzy o znalezieniu domu i prawdziwego przyjaciela. Swoją drogą ciężko tu nie zauważyć analogi do relacji Shreka i Osła. Bohaterowie wyruszają do czarnego lasu, by odnaleźć legendarną gwiazdę.
Kot w butach z nowym, świeżym startem
To, co pierwsze przykuwa w filmie uwagę to nowy styl animacji, który łudząco przypomina ten z filmu „Spider-Man Uniwersum”. Zresztą sam reżyser nie ukrywa, że ten stanowił dla niego inspirację. Decyzja ta była strzałem w dziesiątkę i sprawiła, że „Ostatnie życzenie” z miejsca wskoczyło do rankingu moich ulubionych animacji. Otwierająca film sekwencja walki z trollem odebrała mi mowę. Tak kreatywnie animowanych i dynamicznych scen nie widziałem od lat. Twórcy postawili na połączenie animacji komputerowej z rysunkami ręcznymi, które w wyniku tego połączenia przypominają malarstwo impresjonistyczne. Co z resztą widać już po zwiastunach i zdjęciach z produkcji. Oryginalny styl animacji pozwolił twórcom na zabawę scenami, sceneriami i pomysłami, które sprawiły, że dostaliśmy niezwykle kreatywną i pomysłową przygodę.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czerpałem taką satysfakcję z oglądania filmu animowanego. Koncepcja magicznego czarnego lasu została tu wykorzystana wyśmienicie. Zaczarowana plastyczna kraina stała się dla twórców narzędziem do zadziwiania i prezentowania coraz to bardziej zjawiskowych scen i lokacji. Chociaż nawet poza nią film prezentuje się po prostu przepięknie. Potyczka z trollem, ze swoją choreografią walki i dynamiką, spokojnie bije filmy superbohaterskie na głowę. Rzadko kiedy mam ochotę ponownie udać się do kina, ale w tym przypadku wiem, że i na drugim seansie się nie skończy.
Świetni antagoniści
Jak w rasowym filmie przygodowym nie mogło zabraknąć tu antagonistów, a tych przewija się tu całkiem sporo. Do rywalizacji z bohaterami stają Złotowłosa z trzema niedźwiedziami, marzący o zostaniu największym czarodziejem na świecie Jacek Placek i tajemniczy prześladujący na każdym kroku Puszka wilk. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że taka liczba bohaterów może prowadzić do ścisku, ale nic bardziej mylnego. Dla każdej z postaci znalazło się miejsce, a na dodatek każda z nich posiada własne motywacje i drogę, jaką przechodzą. Przyznam, że mnie to zaskoczyło, bo nie spodziewałem się, że rzeczywiście każda z postaci zostanie tu tak dobrze napisana i zarysowana.
Ponownie odniosę się tu do Shreka, gdzie również każda z postaci była wielowymiarowa, niejednoznaczna, a ich poglądy i motywacje, były dla nas zrozumiałe. To w końcu niemała sztuka stworzyć antagonistę, któremu można współczuć, rozumieć, ale mimo to mu nie kibicować. Najbardziej zaimponowała mi postać Wilka, która myślę, że stanie się źródłem nocnych koszmarów najmłodszych widzów filmów. Nawet mi mimo 21 lat na karku potrafił się przez nią zjeżyć włos na karku. Sposób jego prezentowania, zachowania, aparycji i motywu muzycznego, który wraz z nim się pojawiał, był naprawdę przerażający. Doceniłem jego postać jeszcze bardziej, gdy poznaliśmy jej prawdziwą tożsamość. Ekipo z DreamWorks – brawo.
Morał za morałem
Nie tylko pod względem animacji jest to film odważny. Twórcy postanowili poruszyć kilka trudnych i życiowych tematów, których animacje zazwyczaj nie dotykają. Strachu przed śmiercią, porzucenia, upływającego czasu i tego, co w życiu ważne. Oprócz tego pojawiają się również motywy rodziny, miłości i przyjaźni. Tematy te zgrabnie zostają wpisane w postaci, jak i scenariusz filmu, sprawiając, że jest to animacja pełna morałów i mądrości życiowych. Zaskakujący był tu dla mnie fakt, że każdy wątek finalnie wybrzmiał i niósł z sobą jakieś wartościowe przemyślenia.
Polska realizacja
W polskiej wersji zabrakło głosów takich osób jak: Antonio Banderas, Salma Hayek, Florence Pugh czy Olivia Colman. Mimo to dubbing został zrealizowany pierwszorzędnie. Co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, jak świetnie został zrealizowany w poprzednich filmach studia. Antonio Banderas jest wyśmienity, ale moim zdaniem Wojciech Malajkat mu nie ustępuje, a momentami jest nawet lepszy. Nie mogę nie wspomnieć o rewelacyjnym humorze, bo ten znów jest powrotem do szczytowej formy studia Dream Works. Chociaż zdarzają się tu gorsze żarty, to myślę, że mogę was uspokoić. Nie poczujecie zażenowania i raczej nie zdarzy wam się przewracać oczami podczas oglądania.
Najlepszy możliwy powrót
Od ostatniego filmu w tym uniwersum minęło ponad 10 lat i byłem pewien, że już nigdy do niego nie wrócę. Kot w butach postanowił udowodnić mi, że się mylę. Finał dał nadzieję na to, że świat ten czeka swoje drugie życie. Po rewelacyjnym „Ostatnim życzeniu” widzę szereg możliwości na rozwój marki, która wcale nie musi być kolejnym filmem o zielonym ogrze. „Kot w butach: Ostatnie życzenie” jest fantastyczną animacją, która przytupem wprowadziła nas nowy rok. Jest to film mądry, życiowy i wartościowy. Jednocześnie jest wciągający, dobrze napisany, a jego oglądanie dostarcza ogromną ilość czystej rozrywki. W naszych kinach film zadebiutuje dopiero 6 stycznia i wierzcie mi. Seans tego filmu, to najlepsze co możecie tego dnia zrobić.
PS. Jeśli jesteście fanami Shreka i wyczekujecie jakiejkolwiek informacji o legendarnym ogrze, czytajcie dalej. Film was nie zawiedzie i jak na moje oko, stara się on wybadać teren przed ewentualnym powrotem tej postaci.
Nowy „Kot w butach” trafi na ekrany kin już 6 stycznia. Zapraszamy również do innych naszych recenzji kinowych nowości, które przeczytacie tutaj.