Dziewczyna Millera, która miała wywołać szum swoją kontrowersyjną treścią, to pseudo-romans pomiędzy uczennicą a nauczycielem. W dobie produkcji takich jak 50 Twarzy Greya czy After, otwarta fascynacja niepoprawną miłością nie może nas dłużej zaskakiwać, chociaż nie jest ona niczym nowym w naszej kulturze. Vladimir Nabokov napisał Lolitę już po II Wojnie Światowej i chyba to do tej wielokrotnie ekranizowanej książki mogło być Dziewczynie Millera najbliżej. W praktyce, najbliżej jej do wielu fanfiction napisanych na Wattpadzie przez nastolatki z problemami natury seksualnej, które może i warto przelać na papier, ale niekoniecznie dobrze jest później je upubliczniać.
Scenariusz autorstwa Jade Halley Bartlett leżał w Hollywood na liście odrzuconych od 2016 roku. Trudno wyjaśnić, dlaczego osiem lat później ktoś wypuścił tego diabła z piekieł. Co więcej, jego autorka pomimo posiadania zerowego bagażu doświadczenia w kręceniu filmów, otrzymała możliwość zekranizowania swojego własnego tekstu. Ta szansa życia okazała się być dla niej wtopą życia, chociaż na etapie preprodukcji wszystko jeszcze wyglądało nawet obiecująco. Jenna Ortega i Martin Freeman to naprawdę solidny casting. Jako protagonistkę mamy młodą gwiazdę, która obecnie cieszy się wśród młodzieży popularnością większą niż większość laureatek Oscara. Drugą najważniejszą rolę w filmie otrzymał ulubieniec nieco starszej publiczności, Brytyjczyk znany chociażby z brawurowej roli Bilbo Bagginsa w Hobbicie i partnerowania Sherlockowi Holmesowi. Wydaje się, że aktorka i aktor pasują idealnie do swoich ról młodej kusicielki i profesora, który ma niezłą aparycję, ale nie jest też żadnym Leonardo di Caprio (chociaż w kwestii młodocianego wieku partnerki… wszystko się zgadza;) O dziwo, w Dziewczynie Millera zawiodła zarówno dziewczyna, jak i Miller.
Film rozpoczyna jeden z wewnętrznych monologów głównej bohaterki. Dowiadujemy się w nim, że jest 18-latką zostawioną przez rodziców, żeby mieszkała sama w królewskiej rezydencji. Rodzice wyjechali na Malediwy. Nie, nie planują wrócić. Tak, 18-latka mieszka sama w istnym pałacu w samym środku lasu. Już na tym etapie brzmi to jak fantazja dziewczyny, która ma dosyć rodziców, więc śni, że oni nie istnieją, ale chociaż pozostawili jej po sobie ogromny majątek. Wiarygodność życia bohaterki jest zerowa, a do wattpadowego klimatu dodajmy fakt, że nazywa się ona Sweet. Cairo Sweet. Panna Sweet kocha literaturę erotyczną i jest omnibusem, który kończy za nauczycieli definicje literaturoznawcze i przeczytał wszystkie lektury przed rozpoczęciem roku szkolnego. Jej niesamowita inteligencja i obycie w świecie jakimś cudem nie obejmuje sfery seksualnej, w której musi ją pouczać koleżanka, lesbijka, paradoksalnie również podrywająca nauczycieli. Chociaż połowa ulubionych lektur Cairo Sweet to właśnie erotyki, musi ona przejść własną drogę od niedoświadczonej dziewczynki do wyrachowanej kusicielki. W tym celu regularnie wybiera się na wagary, żeby „szykować się do bycie hot, bo do tej pory była zaledwie mądra” i rozmawiać o tym, których nauczycieli by „przeleciała bez zobowiązań”.
Jenna Ortega w roli Cairo Sweet jest niebywale irytująca. Została obdarzona nieracjonalnymi pokładami chłodnej inteligencji, przez co stała się pyskatą manipulatorką. Poza tym, że jest to postać niewiarygodna, dodatkowo nie sposób ją polubić, nawet przymykając oko na absurdy w jej konstrukcji. Najpierw wchodzi we flirt z Millerem, a potem robi niewinne oczy i gra ofiarę. Przy tym wszystkim, ciągle kurczowo trzyma szelki plecaka, żeby przypomnieć nam, że jest zaledwie uczennicą. Nie uwierzycie w zbieg okoliczności, gdy powiem, że nauczyciel Ciaro Sweet jest niespełnionym pisarzem erotyków, którego książki nasza bohaterka ma oczywiście na swojej półce i nosi ze sobą w plecaku. Postać Freemana ma kompleksy na temat swojej pozycji społecznej. Pretensjonalnie sięga po miano pisarza, gdy od lat zajmuje się wyłącznie nauczaniem. Tylko Cairo Sweet widzi w nim zawodowego człowieka pióra, natomiast żona już dawno skreśliła ten epizod z jego biografii. Do tego żona jest wiecznie zajęta swoją karierą, a uczennica okazuje mu uwagę, której tak mu brakuje. Nic więc dziwnego, że rozdając całej klasie kartkówki, nauczyciel zatrzymał się akurat przy ławce Cairo, żeby zaprosić ją na rozmowę po zajęciach (klisza nr. 10). Film Jade Halley Bartlett stylistyką i zestawieniem bohaterów przywiódł mi na myśl Priscillę. Chociaż jest to obraza dla Sofii Coppoli, da się zauważyć w Dziewczynie Millera podobny nurt wizualny ala vintage-elegancja XX wieku uchwycona w HD. Poza tym, Cairo Sweet i nauczyciel mają podobną różnicę wieku co bohaterka obrazu Coppoli i jej Elvis. Mamy tu do czynienia z przypadkiem bardzo wyrachowanego użycia magicznej granicy 18 lat, żeby nie było kontrowersji związanych z wiekiem zgody, które mogłyby wywołać niepotrzebny skandal. To romans, o którym i tak będzie głośno, a dzięki pełnoletności bohaterki nikt nie wpisze go z powrotem na czarną listę.
Filmowy Miller niby ma jakieś motywacje i jego pociąg do małoletniej uczennicy mógłby wydawać się uzasadniony, ale cała historia jest pisana na takim autopilocie, że nawet nie skłania nas do zadumy nad jej bohaterami. Wszystko zmierza w wiadomym kierunku, a jedyne co może nas zaskoczyć, to kolejne bezczelne zapożyczenia z romansów i rekordy w dziedzinie kiczu. Banalność fabuły woła o pomstę do nieba. Kiedy wydawało się, że historia rzeczywiście zmierza do zakończenia przemyślanego sprytniej niż wskazywałaby na to cała reszta filmu, płonne okazały się nasze nadzieje. Ortega nieustannie częstuje nas beznadziejnymi monologami i krokodylimi łzami. Swoją drogą, narracja prowadzona spoza ekranu aż mrozi, od samego początku, do samego końca filmu. Cairo Sweet pomiędzy scenami recytuje z patetyzmem godnym dzieł Homera myśli zaczerpnięte z książek E.L. James. Ten przesycony patos pozwala jej nawet wewnątrz sztywnych dialogów nagle rozgadać się, jakby głosiła manifest, ale tutaj nikt nikomu nie wchodzi w słowo. Większość scen jest odegrana przez aktorów, jakby trafili do tego filmu za karę. Postaci żyją w szklanej kuli, zawsze na siebie wpadając i krążąc wokół tych samych tematów. Ich życie zostało zamknięte w środowisku zbuntowanych uczennic i nieodpowiedzialnych nauczycieli oraz kombinowania jak kusić siebie nawzajem tak, żeby nie skusić się za bardzo.
Są filmy, przy których lepiej byłoby uwierzyć, że były umyślną parodią. Przecież jak coś może być aż tak powtarzalne, naiwne i kiczowate? Dziewczyna Millera to przykład filmu, który nie powinien powstać. Jest słaby na papierze, a realizacyjnie… jeszcze słabszy. Pozostaje nam mieć nadzieję, że jedna z najgorszych ról w okazałej karierze Martina Freemana będzie też najgorszą rolą w dopiero rozwijającej się karierze Jenny Ortegi. Natomiast Jade Halley Bartlett… no cóż, jeśli jakiś peryferyjny fanbase nie otoczy Dziewczyny Millera przewrotną czcią, jej autorka potrzebuje czegoś diametralnie innego, żeby jeszcze powrócić do kręcenia filmów. Jej debiut to produkcja nie tylko nieudana, ale wręcz szkodliwa, jeśli weźmiemy pod uwagę przedstawione w niej postawy i obierany kierunek rozwoju sztuki filmowej w komercyjne sukcesy tandetnych romansów.
Moja ocena: 2/10.
A pamiętacie ostatnią fajną rolę Jenny, czyli KRZYK VI?!
I really enjoyed what you have accomplished here. The outline is elegant, your written content is stylish, yet you seem to have acquired a bit of apprehension over what you aim to convey next. Undoubtedly, I will revisit more frequently, just as I have been doing nearly all the time in case you sustain this upswing.