Czy trzeba kochać Nowy Jork, żeby polubić książkę o Nowym Jorku i jego mieszkańcach? Obraz serca Wschodniego Wybrzeża, który przedstawia nam Jim Lewis w Duchach Nowego Jorku, to kakofonia uczuć. Amerykański pisarz niczym Wim Wenders w klasycznym Niebie nad Berlinem oferuje nam perspektywę Boga (czy też właśnie ducha), żebyśmy wyrywkowo obserwowali nieuporządkowaną codzienność ludzi zniewolonych cieniem Statuy Wolności. 

Oto jak to się stanie. Dominic zastanowi się nad tym, a potem powie: Ale jest tu masa duchów, prawda? Ze wszystkich pożarów i wszystkich upadków, plag i morderstw, duchy zmarłych burmistrzów, policjantów, księży, duchy prostytutek i ćpunów, duchy bardzo bogatych i bardzo nudnych, gwiazd filmowych i pucybutów, wszystkich handlarzy, wszystkich sklepikarzy, wszystkich sekretarek, wszystkich pijaków ze wszystkich barów.

Duchy Nowego Jorku to książka nietypowa jeżeli chodzi o formę literacką. Rzecz jasna mamy do czynienia z prozą, jednak styl autora wyraźnie odstaje od pisarskich standardów. Jim Lewis znaczną część książki napisał w trybie przypuszczającym, w głównej mierze przewidującym wydarzenia, które mają nastąpić w czasie przyszłym. Niektóre rozdziały rozpoczyna nawet bezpośrednim zwrotem: „to też się wydarzy”. Duchy to książka bardzo wymagająca konstrukcyjnie już u samych podstaw warsztatu autora. W dużej mierze czytelnik musi pewne fakty łączyć samemu, gdyż wiele wydarzeń pozostaje jedynie w domyśle. Świat opowiadany z perspektywy ducha sprawia, że czytelnik jest oddzielony od akcji, a ciąg zdarzeń wydaje się być swego rodzaju niepewną wizją. Moją uwagę zwróciły także dialogi, które wyjątkowo nie są wydzielone z tekstu konfrontacyjnymi pauzami (myślnikami). Kwestie bohaterów są wpisane w tekst, jakby stanowiły spójną całość z niekończącą się narracją.

Ponadto, dzieło Lewisa jest niesamowicie gęste. Pełno tu intertekstualnych odniesień zarówno do amerykańskiej i orientalnych kultur, postaci, które przewijają się przez tekst w nierównym tempie, i niespodzianek, których dostąpią tylko uważni czytelnicy. To do nich autor mruga okiem, np. powracająca niczym refren piosenką „Miód i Popioły”, która najpierw objawia nam się jako enigmatyczny tytuł rozdziału, innym razem jako utwór słuchany przez bohaterkę, aż w końcu jesteśmy nawet świadkami jej skomponowania.

Gdzieś pudła z rzeczami przenoszą się z jednego budynku do drugiego, latają samoloty, kolejny pociąg na kolejnym moście. Gdzie miał znaleźć w tym wszystkim bezruch? Podaż i sprzedaż, przemijający zgiełk przewalających się dni. Wiedział, że powinno chodzić o coś więcej, ale nie wiedział, co to jest ani jak to zdobyć.

Lewis nie stawia społeczeństwu jednoznacznej diagnozy, a wizerunek miasta, pomimo szczegółowości, nie jest przejrzysty. Czas akcji to najprawdopodobniej lata 90. XX wieku, jednak Lewis nie bawi się w datowanie wydarzeń. W jego książce łatwo odnaleźć elementy z życia codziennego, z którymi każdy z nas może się utożsamić, lecz również problemy, których możemy jedynie współczuć. Duchy Nowego Jorku mają w sobie wiele z tzw. opery mydlanej: wielowątkowości, przeskoków pomiędzy bohaterami i ich rozterkami życiowymi, nieprzewidywalności przewrotnych wydarzeń. Ludzie się poznają, rozstają, i poznają po raz drugi. Jim Lewis pomiędzy wierszami zwraca uwagę na konsumpcjonizm i marnowanie życia na przedmioty, które ulegają zepsuciu i pokrywa je kurz. Obrazuje proces, w którym społeczeństwo odwróciło się od wartości duchowych na rzecz materializmu. Stara się zrozumieć, dlaczego amerykanie zaczęli pragnąć bogactwa zamiast uczucia.

Miłość była jedną z tych chorób, która uderza tylko raz w życiu, wzmacniając odporność, jeśli ma się szczęście złapać ją za młodu, lecz prawdopodobnie powodując śmierć, gdy jest się starym, bo wraz z wiekiem ofiary staje się coraz bardziej destrukcyjna. Tęsknił za tym za młodych lat i dorósł do stoickiej decyzji, by się w to nie pakować.

 Duchy Nowego Jorku badają młodych dorosłych z klasy średniej, którzy są nadal zagubieni w życiu. Finalny etap dorastania jest źródłem wielu rozczarowań, ale też nowych doświadczeń. Postacie eksperymentują i w miłości, i w karierze. Ich kryzys wieku młodzieńczego przejawia się brakiem stabilizacji, przez który nawet błahe decyzje mogą okazać się kluczowe dla całego przyszłego życia. Regularnie objawiają nam się przebłyski na temat osób zmarłych. Puste domy, stare zdjęcia, wspomnienia. To są te urywki pamięci, kiedy o stracie sąsiada trudno nam powiedzieć coś więcej ponadto, że kiedyś jeszcze żył, a w jego oknach paliło się światło. Nowy Jork jest zobrazowany bliżej horroru Stephena Kinga niż eleganckiego romansu w stylu Trumana Capote. To nieustanny biały szum pomieszanych dźwięków z zagubionych źródeł. Miasto niepohamowanego postępu, które zmusza mieszkańców do biegu w jego tempie.

Pobudka w Nowym Jorku to zawsze ten sam poranek: wieczny uliczny hałas, dźwięk przesuwanych wte i wewte rzeczy; Stephanie śniła, że jest zakochana. Miała te sny, odkąd skończyła trzynaście czy czternaście lat, co prawda niezbyt często, ale nie znała nikogo innego, kto by tak miał, w każdym razie nie były częścią tradycji.

Bohaterowie często pochodzą z mniejszości seksualnych (Stephanie i Dominic) lub etnicznych (Caruzo i Matilda). Z początku ciężko się z nimi związać, ponieważ kolejne rozdziały przynoszą ze sobą zupełnie nowych bohaterów, którzy będą potrzebowali sporo czasu, zanim ich drogi się przetną w dalszych częściach. Jednak im dalej w las (a właściwie w miejską dżunglę), tym lepiej, bo z ulgą zaczynamy coraz wyraźniej kojarzyć wszystkie postacie, a ich biografie zaczynają się układać w konsekwentną mozaikę. Większość historii jest krótka, z wyjątkiem bardzo rozwlekłego, chociaż krótkiego romansu pomiędzy Bridget i Johnnym. Pesymizm wylewa się z kartek, jednak postaci Lewisa mimowolnie kierują się maksymą „carpe diem”, by w ich przykrych szarych dniach zagościł optymizm.

New York City Wallpaper 4K, Panorama, Skyline, Sunset

Jeżeli Nowy Jork zmienilibyśmy na Dublin, to Jima Lewisa i jego Duchy Nowego Jorku najłatwiej byłoby porównać do Ulissesa Jamesa Joyca. Tutaj jednak strumień świadomości jest strumieniem wszech-świadomości, a zamiast jednego zagubionego bohatera, mamy całą grupę ekscentryków bacznie obserwowanych przez duchy przeszłości. Ta książka ma w sobie pierwiastek nie tylko modernizmu literackiego, lecz współgra też z filozofią nieustającej pracy miasta. Metropolii, która jednoczy ludzi i ich rozdziela. Autor Duchów Nowego Jorku, wpisuje się w światopogląd literackiej awangardy, gdy swoje intelektualne popisy prezentuje na bruku zakorkowanej ulicy. Jim Lewis kończy książkę manifestem w stylu raperów ze Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża, oddając się wenie twórczej podczas opowiadania o wszystkim, co leży mu na sercu. Ten kilkustronicowy elaborat zakończyć można pytaniem z przeboju grupy Black Eyed Peas: „Where is the love?”

Gdzie jest wasza miłość? Nie możecie jej (jego) znaleźć, ani na ulicach, ani w alejach, ani na skwerach, ani w tym pokoju, ani w tamtym, publicznie ani prywatnie, w świetle dziennym ani po zmroku. Gdzie jest moja miłość? Jechaliście pociągami na przedmieścia, a potem znowu do centrum, i wszerz, i czekaliście na rogu, odpoczywając, wyciągaliście szyję, żeby spojrzeć na wysokie budynki: zastanawialiście się, czy tam jest wasza miłość.

Książkę „Duchy Nowego Jorku” Jima Lewisa zrecenzowaliśmy we współpracy z Wydawnictwem Czarne, któremu serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. 

Przeczytaj naszą recenzję książki „Biuro Przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość”.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Kamil Szczygieł

Kamil Szczygieł

Redakcyjny pisarz-kulturoznawca. Czytelnik scenariuszy, człowiek postmodernizmu, fan aktorów drugoplanowych. Zaparzenie dobrej kawy lub herbaty jest dla niego pierwszym krokiem do wejścia w fikcyjny świat. Wszechstronnie zaangażowany w kulturę rozrywkową, współpracował m.in. z CD-Action i Silesia Film.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy