„Pisklę” obrzydza, „Pisklę” straszy, a ponadto jest przestrogą dla apodyktycznych matek. Przede wszystkim jednak, „Pisklę” to moje największe zaskoczenie piątej edycji Octopus Film Festiwal.
(Nie)idealny świat wykreowany w social mediach
Nie miałam wobec tej produkcji żadnych oczekiwań. Przeczytałam kilka opinii, które z reguły nie były zbyt dobre. To sprawiło, że byłam przekonana o tym, że „Pisklę” mi się nie spodoba. Jest to idealny przykład by nie oceniać książki po okładce, a raczej filmu po nieprzychylnych recenzjach. Ten finlandzki horror zadebiutował w Polsce podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Nowe Horyzonty, zaś na Gdańskim festiwalu brał udział w konkursie głównym. Chociaż debiut Hanny Bergholm nie odniósł podczas niego sukcesu, to zdecydowanie skradł serca publiczności, w tym moje. Świadczyć o tym mogą brawa, których dźwięk po zakończonym seansie wypełnił salę w Multikinie. Ponadto na korytarzach multipleksu słychać było bardzo pozytywne głosy.
Nie jest to zwykły body horror, a niezwykle ambitny projekt, który niesie za sobą przekaz. Opowiada o dojrzewaniu w niesprzyjającym ku temu domu i stanowi przestrogę dla rodziców, by nie oczekiwali wobec swoich dzieci zbyt wiele. Jest też opowieścią o pustce dziecka, które poszukuje miłości i akceptacji poza swoim domem – bo wie, że w nim jej nie otrzyma. „Pisklę” to również krytyka obecnego świata, w którym liczy się tylko liczba polubień w mediach społecznościowych. W tych realiach ludzie zapominają, że najważniejsze są więzi międzyludzkie. W przypadku naszych bohaterów te pogłębione relacje są obecne, jednak tylko na pokaz. Jest to obrzydliwy przykład obłudy i fałszu, którego konsekwencją są przerażające zdarzenia.
Brzydkie kaczątko
Bohaterką jest 12-letnia Tinja (Siiri Solailinna), która wychowywana jest przez rodzinę bez skazy (na pierwszy rzut oka). Ma świetnego ojca (Jana Volanen), sympatycznego brata Matiasa (Oiva Ollila) oraz kochającą matkę (Sophia Heikkilä). Mieszkają w pięknym domu i, zapewne, nie narzekają również na finanse. Stanowią idealną rodzinę – taką, która śmiało mogłaby występować w reklamach płatków śniadaniowych czy czekoladek Merci. Jest to jednak nic więcej, jak iluzja wykreowana w celu zabłyśnięcia w mediach społecznościowych. Matka Tinji prowadzi bloga, na którym ukazuje życie swojej idealnej rodziny. W sposób niezwykle obsesyjny dąży do przedstawienia perfekcyjności, zapominając o tym, by dążyć do ideału również w życiu realnym. Sama koncepcja tego bloga jest utrzymywana w lekkiej tajemnicy. Nie wiemy, ilu obserwujących nabiera się na tę fikcję, nie wiemy również, jakie idą z niego korzyści. Tym samym Hanna Bergholm porusza wyobraźnię widza, dzięki czemu każdy z nas może dołożyć cegiełkę w kreowaniu własnej wizji.
Wydawać by się mogło, że prawdziwym horrorem jest już samo życie w domu, w którym, gdy gasną światła, idealna rodzina staje się dysfunkcyjna. Niemniej jednak jest to najbardziej „łagodna” część tego filmu. Problemy zaczynają się w momencie, w którym dziewczynka przynosi do domu porzucone w lesie jajo. Ukrywa ten fakt przed swoimi rodzicami. Z czasem zaczynają się dziać rzeczy abstrakcyjne. Za każdym razem, gdy matka krzywdzi swoją córkę, jest wobec niej zbyt wymagająca bądź przytłaczająca – jajo rośnie. Fakt, że zachowania rodzicielki praktycznie stale są apodyktyczne sprawia, iż proces zwiększania się jest bardzo przyśpieszony. Wreszcie dochodzi do momentu wyklucia, jednakże zamiast pięknego ptaka, oczom Tinji ukazuje się obrzydliwy potwór, stanowiący odbicie jej matki. Mimo początkowego strachu, dziewczynka postanawia zaopiekować się stworzeniem, które nazywa Alli.
Największe demony kryją się w nas samych
Symbolika oraz metafory użyte w tym filmie są bardzo doraźne. Alli nie tylko odzwierciedla matkę dziewczynki. Z jednej strony jest brzydkie, bezlitosne i dąży do celu po trupach (dosłownie). Z drugiej jednak strony ma w sobie niewinność Tinji, która sprawia, że potwór postanawia zaopiekować się dziewczyną. Tym samym nawiązuje się między nimi niesamowita relacja, która obrazuje pojednanie się cech pozytywnych i negatywnych w Tinji. „Przyjaciółki” często się ze sobą kłócą, co również stanowi metaforę wewnętrznej walki. Walki, gdy z jednej strony dziewczyna ma dość swojej matki i najchętniej by ją zamordowała, a z drugiej, gdy czuje ogromną miłość i uzależnienie, przez co nie chce, by stała się jej krzywda. Oznacza to, że poprzez Alli Tinja musi zmierzyć się sama ze sobą i ze swoim mrokiem. To wszystko prowadzi do niespodziewanego zakończenia, które momentami mrozi krzew w żyłach.
Warto wspomnieć, że oprócz olbrzymiej głębi i przesłania, „Pisklę” jest filmem, który wygląda naprawdę rewelacyjnie. Alli wygląda naprawdę dobrze, a realizm z jakim została ukazana tylko potęguje w widzach niepokój. Odpowiedzialni za to Gustav Heogen i Conor O’Sullivan stanęli na wysokości zadania. Stworzyli stworzenie tak okropne, że aż przeurocze. Do tego świetnie wypada scenografia a także rola młodziutkiej Siiri Solailinna. Aktorka w pełni udźwignęła na swoich barkach ciężar, wbrew pozorom, dosyć ciężkiej roli. Do tego wszystkiego dochodzi Sophia Heikkilä, której kreacja apodyktycznej matki zasługuje na bardzo duże uznanie. Wybrałam się na „Pisklę” bez żadnych oczekiwań oraz bez wiary, że to będzie świetny seans. Po zakończeniu filmu jeszcze przez chwilę siedziałam na sali myśląc o tym, jak bardzo dobrą produkcję obejrzałam. Jest to kolejny film wyświetlany podczas Octopus Film Festiwal, który rekomenduję!
Ocena: 7/10
Zajrzyjcie do naszej relacji z tegorocznej edycji Octopus Film Festival:
Octopus Film Festival 2022 – ośmiornica po raz piąty zagościła w Gdańsku [RELACJA]