Pierwsze odcinki serialu „Prosta Sprawa” są już dostępne na platformie CANAL+ online! Z okazji premiery mieliśmy okazję porozmawiać z aktorami grającymi w serialu, czyli Piotrem Adamczykiem, Maciejem Musiałem i Mateuszem Kmiecikiem, materiały możecie znaleźć na YouTube. Natomiast dzisiaj przychodzimy do Was z wywiadem z aktorką wcielającą się w rolę Justyny – Magdą Wieczorek!
Zapraszamy do lektury…
Czy opisałabyś siebie jako osobę ciekawską?
I tak i nie, to zależy. Są tematy, które głęboko mnie interesują i jestem w stanie być bardzo dociekliwa i skoncentrowana w ich obrębie. Ale to słowo kojarzy mi się również ze wścibstwem, interesowaniem się tym czym nie należy, na przykład życiem innych ludzi, a tak raczej o sobie nie myślę.
Twoja bohaterka jest dziennikarką, więc ona musi tę ciekawość w sobie mieć. Zastanawiam się, czy dużo masz z nią wspólnego pod tym względem. Czy chciałabyś pracować jako dziennikarka, gdybyś nie została aktorką?
Praca dziennikarki to ciężki kawałek chleba. Wyobrażam sobie, że polega ona na pracowaniu non stop i ciągłym poszerzaniu swojej wiedzy w każdym obszarze życia i w każdym temacie. Chociaż zauważam pewne podobieństwa pomiędzy aktorstwem a dziennikarstwem. Chociażby to, że obie profesje stają się w pewnym momencie stylem życia. Wyobrażam sobie, że dziennikarz, zasypiając myśli o tekście, nad którym aktualnie pracuje, albo następnym, który musi napisać. Jeżeli jest to dziennikarstwo śledcze i temat jest bardzo poważny, mogą dochodzić obawy czy uda się komuś pomóc, a może przeciwnie, może reportaż komuś zaszkodzi? Więc wkrada się tu pewnego rodzaju odpowiedzialność. W aktorstwie jest trochę podobnie pod tym względem, że nasze myśli również uciekają ciągle do pracy. Mamy takiego krytyka wewnętrznego, który nam szepta, że może coś można było lepiej zagrać, lepiej zrobić itd. Nasza praca również wymaga ciągłego rozwoju osobistego, obserwacji innych ludzi i ich zachowań, co może być potem inspiracją do grania i tworzenia ról. Dodatkowo niewiele od nas zależy, jeśli chodzi o zdobywanie nowych projektów, więc jest to kolejna sprawa nad którą można dumać. Czyli podobnie jak w dziennikarstwie, naszą głową nigdy nie wychodzimy z pracy. W dziennikarstwie bardzo podoba mi się to, że masz większy wpływ na swoje „dzieło”. Ale ja dziennikarką? Nigdy mi nie chodziło po głowie, żeby nią zostać.
Jak przygotowywałaś się do roli?
Przy pracy nad rolą zawsze fundamentalne znaczenie ma dla mnie współpraca z reżyserem. Oczywiście wcześniej, przed pierwszą próbą czytaną, mam za sobą wykonaną moją pracę domową. Dla mnie oznacza to wielokrotne czytanie scenariusza i rozkładanie tej postaci na części pierwsze. Myślę o tym jaka ta postać jest, co jest zawarte w poszczególnych scenach i do czego moja bohaterka dąży. Następnie musiałam skonfrontować moją wizję postaci z reżyserem, Cyprianem Olenckim. Na szczęście, nasze pomysły na tę rolę pokrywały się. Zastanawialiśmy się wspólnie, jaką energię powinna mieć ta bohaterka i jaki temperament należy jej nadać. Wielką inspiracją dla postaci była rola Krystyny Jandy w „Człowieku z marmuru”. Chodziło nam o uchwycenie takiego nerwu wewnętrznego, taką energię, to parcie bohaterki do przodu, do celu – o taki temperament, który miała tamta bohaterka. I myślę, że udało nam się to znaleźć w Justynie. Reżyser zasugerował także, żebym zastanowiła się, jakim zwierzęciem jest moja postać. Po wnikliwym przestudiowaniu tej bohaterki i wymyśleniu dla niej historii, a także wszystkich sytuacji w życiu, które ją ukształtowały, znalazłam dla niej właściwe zwierzę, które najlepiej określa Justynę. Ale może nie będę zdradzała, widzowie ocenią to sami.
A powiedz, jakim partnerem był Mateusz Damięcki na planie?
Był wspaniałym partnerem. Mateusz to świetny aktor i praca z nim, a także obserwowanie tego, w jaki sposób on wykonuje swoje zadania, jak gra, jak prowadzi swoją postać, to był zaszczyt. Cieszę się, że miałam możliwość podglądać tajniki jego pracy. Myślę, że wiele się od niego nauczyłam. Mieliśmy kilka trudnych scen, w których czułam się bezpiecznie i profesjonalnie. Był dla mnie bardzo wspierającym kolegą i świetnie się dogadywaliśmy.
W jednym z pierwszych odcinków macie scenę intymną, która była trochę inna od tego, do czego przyzwyczaiło nas kino. Widać było tam, co bohaterowie przeszli wcześniej. To było coś innego. Jak się czułaś podczas nagrywania tej sceny?
Tak, rzeczywiście dochodzi między bohaterami do takiej sceny. Na szczęście współpracowaliśmy z koordynatorką scen intymnych, z Martą Łachacz. Osobiście bardzo lubię pracować w ten sposób. Kiedyś się tego nie praktykowało i mam porównanie, jak to jest kręcić takie sceny bez koordynatora intymności oraz z nim. Praca z koordynatorką to dla mnie znacznie większy komfort. Najpierw Marta z reżyserem ustaliła, czego on oczekuje od tej sceny. Czyli chociażby trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że jest to scena po bardzo wycieńczającym dniu dla obojga bohaterów. Bezimienny – bohater grany przez Mateusza Damięckiego, ma swoją przeszłość, skrywa jakąś tajemnicę i być może ma trudności z kontaktami fizycznymi, a Justyna jest z kolei osobą, która właśnie w taki sposób załatwia swoje sprawy i jest to dla niej zupełnie naturalne. Było to bardzo ciekawe zderzenie dwójki tak skrajnie różnych bohaterów. Mieliśmy wszystko przećwiczone – spotkaliśmy się na próbie na lokacji, w miejscu gdzie później scena była kręcona, przeprowadziliśmy tam próbę choreograficzną naszej sceny, tak aby wszystko było jasne. W dniu zdjęciowym mieliśmy założone odpowiednie zabezpieczenia ciała. W tej scenie pojawia się nagość, a dzięki tym zabezpieczeniom czułam się jakbym była ubrana, więc myślę, że był to dla mnie ogromny komfort psychiczny podczas grania tak trudnych scen. Bardzo się cieszę, że aktorzy coraz częściej mają możliwość współpracy z koordynatorami scen intymnych, ponieważ ich wkład w tworzenie tych scen jest nieoceniony.
Czy przeszłaś specjalne szkolenie posługiwania się bronią?
Na potrzeby tego projektu nie, aczkolwiek sama prywatnie kiedyś takie przeszkolenie przeszłam, więc na pewno mi to dużo ułatwiło. Na planie był z nami obecny pirotechnik, który zawsze czuwał nad bronią, żeby była odpowiednio zabezpieczona, po scenie zabierał ją od nas, aby uniknąć różnych niebezpiecznych sytuacji, o których niestety mogliśmy usłyszeć zza oceanu. Mam co prawda kilka scen w których uczestniczę w walce, ale Justyna jest przede wszystkim obserwatorką tych wszystkich scen akcji, bójek czy strzelanin. Nie chce tu za dużo zdradzać, ale mamy nadzieję, że widz będzie utożsamiać się z emocjami Justyny w tych wszystkich, dających zastrzyk adrenaliny scenach.
Jak wspominasz pracę nad scenami kaskaderskimi lub kiedy Twoja postać brała udział w strzelaninach?
Super, to było ciekawe wyzwanie, uczestniczenie w hardcorowych sytuacjach, których na 99% nie doświadczysz w swoim życiu. Pracowaliśmy z kaskaderami, którzy czuwali nad choreografią tych scen, dlatego wyglądają one przerażająco, a w rzeczywistości ich realizacja była bardzo bezpieczna. Mieliśmy na przykład scenę pościgu, w której my z Mateuszem byliśmy w środku samochodu, a na jego dachu zamontowane było siedzisko i kierownica, która faktycznie nim kierowała. Więc nad nami, na dachu naszego auta, siedział kaskader, który za nas prowadził, więc Mateusz tak naprawdę tylko udawał, że to robi. I było to bardzo zabawne doświadczenie. Bardzo miło to wspominam. Zawsze chciałam zagrać w takim kinie! Trochę zazdroszczę Mateuszowi tych wszystkich scen bójek…ale Justyna też pokaże co potrafi.
To już tak na zakończenie powiedz mi, co wyróżnia „Prostą sprawę” na tle innych filmów i seriali kryminalnych?
Uważam, że nasz serial to kino sensacyjne na światowym poziomie. Mamy bardzo mało produkcji w Polsce, które byłyby prawdziwym kinem akcji. Mamy dużo kryminałów, thrillerów, ale takiego rasowego kina akcji, które jest wypełnione po brzegi scenami charakterystycznymi dla tego gatunku, czyli bójkami i pościgami, strzelaninami po prostu brakuje. U nas mamy bohatera, który jest zabijaką, sprawiedliwym mścicielem, który bez większego wysiłku jest w stanie położyć czterech facetów naraz. Jest tempo, jest adrenalina. To się bardzo dobrze ogląda, każdy bohater jest wyrazisty i ma rozbudowane podłoże psychologiczne, ma swoją historię. Poza tym jest też świetna muzyka, która nas prowadzi przez tę opowieść. Mamy też wątek love story, a nawet kilka… więc naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Myślę, że to będzie też niezła uczta dla fanów „Furiozy” również w reżyserii Cypriana T. Olenckiego. Ja już się nie mogę doczekać efektu końcowego!
Dziękuję za rozmowę!
Przeczytaj również: „Istoty fantastyczne”. Dom dla zmyślonych przyjaciół Johna Krasinskiego [RECENZJA]