Prawie ćwierć wieku minęło od kinowej premiery filmu „Gladiator”, wielkiego hitu autorstwa Ridley’a Scotta, który zdobył 12 nominacji do Oscara, z czego zgarnął pięć statuetek. Dla wielu ten film to legenda, dzieło wybitne, nietykalne. Mimo ogromnego sukcesu bardzo długo przyszło nam czekać na kontynuację. Przez wiele lat pomysł ten był bardzo daleki od realizacji, pojawiały się też bardzo abstrakcyjne pomysły aż w końcu „Gladiator II” ujrzał światło dzienne.

Od wydarzeń z części pierwszej minęło 16 lat, dorosły Lucjusz (Paul Mescal) odcięty od swojego dzieciństwa i poprzedniego życia, u boku żony Arishat odnalazł szczęście. Spokój przerywa atak wojsk cesarskich pod wodzą generała Acaciusa. Pojedynek rozpoczyna kolejny etap w życiu głównego bohatera, który ma związek z powrotem do domu, na arenę Koloseum.

"Gladiator 2" reż. Ridley Scott

Już od pierwszych kadrów – które w formie animacji malarskiej ukazują kluczowe wydarzenia z pierwszej części – twórcy dają znać, że kontynuacja będzie mocno opierać się na kultowej „jedynce”. Granica pomiędzy zniszczeniem legendy a godną kontynuacją w tym przypadku jest bardzo cienka, ale oczywistym faktem jest to, że bez filmu z 2000 roku, nie zasiadalibyśmy dziś przed ekranami z tak różnymi emocjami i oczekiwaniami. Przez cały film pojawiają się nawiązania, możemy nawet zobaczyć fragmenty z Russelem Crowe, które w mojej opinii sprawdzają się bardzo dobrze zarówno jako wspomnienia z dzieciństwa Lucjusza jak i wspomnienia widzów z seansów sprzed lat. Kontynuacja nie była konieczna – podobnie jak wiele innych sequeli różnych filmów – „Gladiator II” radzi sobie doskonale jako samodzielny film, zamykając główny wątek w dramatyczny sposób i pozostawiając widzów z niedopowiedzeniami, które można analizować w nieskończoność.

Ridley Scott na jedną z zagadek, które towarzyszyły nam w różnych dyskusjach rzez 24 lata, daje konkretną odpowiedź już przy pierwszej możliwej okazji. Wszelkie rozwinięcia, które następują w „Gladiator II” w żaden sposób nie szkodzą poprzedniej części i jest to bardzo duży sukces tej produkcji. Nie możemy tutaj mówić o zepsuciu czegokolwiek i mimo że Scott robi wszystko w stylu „bardziej, więcej, mocniej” to sprawdza się to doskonale i daje niesamowitą rozrywkę na miarę starożytnych igrzysk.

Pedro Pascal jako Generał Acacius w filmie "Gladiator 2"

W obsadzie zgromadzono najgorętsze obecnie nazwiska w branży w osobach Paula Mescala i Pedro Pascala, doświadczonego i wielokrotnie udowadniającego swoje umiejętności Denzela Washingtona, obecną w pierwszej części Connie Nielsen (podobnie jak na drugim planie Derek Jacobi) a także drugoplanowe perły Joseph Quinn i Fred Hechinger. Spośród tego towarzystwa największy popis daje Washington, który doskonale odnalazł się w roli Makrynusa, który poprzez walki gladiatorów znajduje wiele sposobów by się wzbogacić a także nieczystymi zagrywkami, doprowadza do wielu spornych sytuacji. Antagonista z krwi i kości, którego zarówno będziemy podziwiać jak i przeklinać pod nosem. Doświadczenie aktorskie i charyzma Washingtona pomogły stworzyć mu postać, bez której teraz ciężko sobie ten film wyobrazić – a cały czas pamiętamy jakie oburzenie wywołało obsadzenie czarnoskórego aktora w tej produkcji.

Paul Mescal portretuje Lucjusza jako napędzanego gniewem młodego chłopaka, którego życie nie oszczędzało w żadnym momencie a głównymi wspomnieniami z dzieciństwa są drastyczne sceny z udziałem wujka Kommodusa i bohatera Maximusa. Historia Lucjusza to opowieść o dziecięcym marzeniu by stać się takim jak swój idol i wzór, by wejść w skórę i zmierzyć się z tymi samymi przeciwnościami i zwieńczyć dzieło oraz spełnić marzenia będące w rodzinie od pokoleń. Lucjusz jest brutalny, skłonny do walki, nie cofa się przed niczym. Można powiedzieć, że jest wręcz dziki. Jednocześnie cały czas zachowuje pierwiastek młodzieńczej niewinności, którą tak szybko utracił.

Acacius grany przez Pedro Pascala jest w tym filmie już postacią z bogatą przeszłością, generałem z osiągnięciami. Zaczyna wątpić w Cesarstwo, szuka sposobu na uwolnienie się od sprawiania krzywdy i bólu niewinnym ludziom. Jego historia, choć zazębia się w najważniejszych momentach z historią Lucjusza, jest mimo wszystkim drugoplanowym wątkiem i miał on najmniej okazji do wykazania się co nie oznacza, że jego występ przechodzi bez echa. Skłaniam się ku opinii, że wykorzystał swój czas, bez zbędnego szarżowania i silenia się na bycie najważniejszym elementem produkcji.

W jakiejkolwiek recenzji nie sposób pominąć wybuchowego duetu Cesarzy Geta i Karakallo. Doskonale się ogląda Quinna i Hechingera, każda scena dostarcza różnych emocji. Potrafią rozbawić absurdem i głupotą czy wywołać złość bezwzględnością i brutalnością. Bardzo barwne i potrzebne postacie.

Denzel Washington jako Makrynus w filmie "Gladiator II"

Scenariuszowo pomysł można porównać do kontynuacji w stylu „Top Gun: Maverick”. Wspólne elementy łączące film sprzed ponad 20 lat wraz jego ówczesną kontynuacją, sceny nawiązujące i rzucające się w oczy. Podobnie jak w przypadku Toma Cruise’a, sprawdza się to również w wersji Ridley’a Scotta. Uważam to za pewnego rodzaju ukłon w stronę części pierwszej. Nawiązania do kultowych już dzisiaj scen, które mimo upływu lat jedynie zyskują na wartości, są być może bardzo prostymi zabiegami, ale jednocześnie pięknymi. W końcu historia lubi się powtarzać i znamy to z własnych przeżyć. „Gladiator II” jest brudny, brutalny, dostarcza rozrywki i angażuje. Ridley Scott duży nacisk kładzie na pojedynkach batalistycznych i rywalizacjach na arenie. Efekty robią wrażenie mimo skali wszystkich wydarzeń. Miałbym jedynie uwagi do małp, które pojawiają się w pierwszym akcie. Wywołało to pewne obawy odnośnie pozostałych szalonych pomysłów twórców, ale dalej było już tylko lepiej.

Ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Harry’ego Gregsona-Williamsa byłą jedną z wielkich niewiadomych tej produkcji. Brak Hansa Zimmera martwił od samego początku, ale brytyjski kompozytor stanął na wysokości zadania. Wsparł się przy tym klasycznymi motywami z pierwszej części co uważam za słuszny zabieg, który w połączeniu z wykorzystaniem scen z „Gladiator” ma jak najbardziej sens i wartość nie tylko sentymentalną. Pewne motywy muzyczne są tak scalone z filmem, że słysząc piosenkę, widzimy scenę a widząc scenę bez dźwięku, w głowie od razu zagra nam dana melodia. Tak jest w przypadku filmu z Russelem Crowe i uważam, że niektóre melodie wręcz muszą być zachowane bez względu na to ile części filmu miałoby powstać. Pozostała praca wykonana przez Gregsona-Williamsa jest na dobrym i zadowalającym poziomie. Nie jest na pewno aż tak wybitna jak legendarnego Zimmera ale ma swoją wartość.

Mam swoje prywatne powody by być nieobiektywny w ocenianiu tego filmu, jednak odkładając je na bok nadal uważam, że „Gladiator II” to bardzo dobra i godna kontynuacja. Każdy z elementów jest co najmniej na dobrym poziomie, miejscami robiąc ogromne wrażenie. To blockbuster z krwi i kości, dostarcza rozrywki i nie okazuje się wyłącznie skokiem na kasę. Moje oczekiwania były ogromne, ryzykowałem potężnym zawodem nastawiając się na wielkie kino, ale takie właśnie dostałem. W kinowym fotelu mogłem wygodnie usiąść i ponownie przenieść się do świata, który zrobił na mnie i moich bliskich ogromne wrażenie. To przede wszystkim film, który wręcz trzeba obejrzeć w kinie.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments