Wednesday to fenomen i sytuacja win-win-win. Po pierwsze – to przede wszystkim powrót Tima Burtona na szczyt po wielu nieudanych filmowych projektach ostatnich lat. Po drugie – świętować co ma Netflix, który ma tym samym w ofercie nowe, wspaniałe IP. Po trzecie i ostatnie – jest to aktorski triumf Jenny Ortegi, która skrada serca widzów w tytułowej roli i – moim skromnym zdaniem – dostarcza jedną z najlepszych ról tego roku.
Serial opowiada o tytułowej Wednesday Addams, która to, po wyrzuceniu z kolejnej szkoły, za sprawą rodziców trafia do miasteczka Jericho, gdzie znajduje się szkoła dla dziwolągów Nevermore. Do placówki uczęszczali niegdyś rodzice Wednesday, a matka młodej uczennicy była w niej istną gwiazdą. Choć początkowo sceptycznie nastawiona do nowego miejsca i pewna, że lada dzień ucieknie z akademika, dziewczyna szybko przekonuje się do zmiany otoczenia. A to za sprawą spisku, w który Panna Addams zostaje wciągnięta. Angażuje się bowiem w rozwikłanie zagadki licznych morderstw w miasteczku.
Serial jest przewidywalny i nie zawsze oryginalny w myśl utrwalonego już schematu produkcji, których centralnym wątkiem jest złapanie mordercy, ale ani przez chwilę nie próbuje udawać, że tak nie jest. Wszystko wychodzi naturalnie, związek przyczynowo skutkowy ma sens. Ponadto tempo i narracja są wyśmienicie wyważone. Odcinki nie nużą i nie sposób oderwać się od ekranu. Tim Burton jako reżyser, czy – tak jak w przypadku serialu – showrunner, przyzwyczaił nas już do bardzo zmyślnego i kreatywnego podejścia zarówno do narracji, jak i scenografii. Serial Wednesday to tym samym obraz wyjątkowo bogaty scenograficznie.
Zdjęcia do produkcji powstawały w Rumuni, głównie w stolicy Bukareszcie. Akademią Nevermore, która jest prymarnym miejscem akcji, został Zamek Cantacuzino. Kreacja scenograficzna bogata w tak wiele szczegółów niezwykle rzucała się w oczy i niejednokrotnie odwracała moją uwagę od wątku fabularnego. Ponadto sceny były bardzo kreatywne; czuć w nich charakterystyczny dla Tima Burtona styl. Pod kątem wizualnym „Wednesday” często przypominała mi Mroczne Cienie, film, który bardzo lubię pomimo niezbyt ciepłych opinii. Burton często wykorzystuje plan pełny, gdzie widzimy bohaterów w pełnej krasie. Kadry te są bardzo często symetryczne i statyczne. Kamera w bezruchu. Równie często stosowane są półzbliżenia od ramion w górę, gdzie ukazywane są, rzecz jasna, emocje bohaterów i ich interakcje. Najciekawszymi dla mojego oka były właśnie te kadry. W scenach, kiedy Wednesday Addams rozmawiała z osobami wyższymi od siebie, kamera często spoglądała na interlokutora młodej Addams z żabiej perspektywy, a na odwrót przedstawiała tytułową bohaterkę, która (co ciekawe) nigdy nie unosiła głowy, tylko spoglądała spod grzywki na rozmówcę. Takie sceny i odpowiednie wyczucie Burtona niesamowicie budowały główną bohaterkę i jej niezależność. Natomiast napięcie z jej twarzy znikało tylko wtedy, kiedy rozmawiała z kimś, kogo polubiła. Czyli bardzo rzadko.
Przechodząc płynnie do tytułowej bohaterki – muszę przyznać, że jestem pod ogromnym zachwytem. Kiedyś Stan Lee powiedział, że Robert Downey Jr. urodził się po to by grać Iron Mana. Wydaje mi się, że gdyby Charles Addams (twórca komiksowego pierwowzoru Rodziny Addamsów) zobaczył Jennę Ortegę w roli Wednesday, powiedziałby to samo co wspomniany kolega po fachu. Ogromne oklaski dla aktorki należą się nie tylko za samą grę, ale również za zaangażowanie. Specjalnie do roli nauczyła się grać na wiolonczeli, brała lekcje szermierki, łucznictwa, kajakarstwa, niemieckiego i boksu.
Nie mógłbym pominąć bohaterów drugoplanowych. W tym aspekcie nie zawsze jest idealnie, głównie ze względu na to, jak wielu bohaterów Tim Burton zaprezentował nam w historii. I choć wielu z nich rozwinął i pozwolił mi poznać ich charaktery i dramaty, to czasami ktoś został pominięty. Na przykład postać Yoko, która w pewnym momencie staje się ważnym elementem relacji Wednesday i Enid (również świetna rola) nie została w ogóle rozwinięta. Natomiast, biorąc pod uwagę ilość portretów charakterologicznych, które zostały zaprezentowane przez Burtona, w żaden sposób nie wpływa to na moją ocenę.
Jestem fanem historii młodzieżowych. Bez wątpienia taką jest właśnie Wednesday. Ale jest przy tym bardzo rzeczową opowieścią o dojrzewaniu, przyjaźni i potrzebie akceptacji społecznej przy jednoczesnym nie zatraceniu siebie. Produkcja bardzo ważna, potrzebna i z ogromnym potencjałem, która, mam nadzieję, zakorzeni się w popkulturze bardzo głęboko. Jestem wobec nowego dzieła Burtona bezkrytyczny i cieszę się, że ciągle powstają produkcje, które pozwalają mi takim być.