Dorastanie w małym miasteczku to jeden ze szczególnie umiłowanych przez debiutantów literackich szatafaży, i trudno się temu dziwić. Kameralne historie, w których cały zewnętrzny świat objawia się przed czytelnikiem jedynie w optyce pierwszosobowego narratora, to bardzo wdzięczna sytuacja wyjściowa dla autorów, często pragnących w swoim pierwszych powieściach zawrzeć jak najwięcej indywidualności. W przypadku „Wydrąż mi rodzinę w serze” mamy do czynienia z powieścią, w której autorka nie tylko dokonuje uważnej wiwisekcji rodzinnych patologii na przysłowiowym zadupiu, ale również w interesujący sposób kreuje satyrycznie unikatowy świat przedstawiony. Świat, w którym równie głośno rozbrzmiewają echa wczesnych lat dwutysięcznych oraz współczesnego internetu. 

Dzieje serowej rodziny

Główną bohaterką powieści jest nastoletnia Gryczanka, która wraz z dwojgiem rodzeństwa i rodzicami mieszka w małej miejscowości Sierpc. Życie rodziny przebiega wobec dosyć prostego schematu – bezrobotny ojciec raz za razem oddaje się osiedlowej pijatyce i kolekcjonuje puszki po piwie, despotyczna matka na każdym kroku szuka oszczędności, a Gryczanka wraz z młodszą siostrą usiłują w tym wszystkim wieść typowy żywot polskich nastolatków. Chodzą do szkoły, przeżywają pierwsze miłości i odkrywają swoją tożsamość, stając się jednocześnie coraz bardziej świadomymi mieszkańcami małomiasteczkowej pulpy społecznej. Nie pomaga w tym wszystkim fakt, że sierpecka rzeczywistość pełna jest wielu absurdów – i to zarówno tych wynikających z meandrów okresu dojrzewania, jak i złożoności ideologicznych oraz więzi rodzinnych. Tym samym literacki portret serowej rodziny w serowym mieście jest znacznie bardziej zniuansowany, niż początkowo może się wydawać.

„Wydrąż mi rodzinę w serze” stawia na narrację fragmentaryczną – zamiast jednej, dłuższej historii mamy do czynienia z kilkunastoma krótszymi rozdziałami, z których każdy prezentuje wybrany wycinek z życia Gryczanki i jej rodziny. Autorka kreuje w ten sposób spójną całość, będącą przekrojem kilkunastu lat dorastania. Jednocześnie rozdziały, choć zazwyczaj skupione na konkretnym wątku, pełne są dygresji i wspomnieniowych rozgałęzień, przez co lektura przypomina przeglądanie albumu rodzinnego wraz z włączonym autokomentarzem. Tym komentarzem jest pierwszoosobowa narracja Gryczanki, która stanowi najjaśniejszy punkt powieści i odróżnia ją od innych małomiasteczkowych historii tego typu. Dlaczego?

Grafika przedstawiające autorkę „Wydrąż mi rodzinę w serze” oraz okładkę powieści / fot. wydawnictwo Biuro Literackie

„Po papieżu Polaku łzy wylewałam, bo gdybym nie lała, to dostałabym lanie szpachelką”

Świat oczami głównej bohaterki to mieszanka wielu zmiennych. Z jednej strony jest to optyka nieco naiwnego, lecz coraz bardziej świadomego swojego otoczenia dziecka, z drugiej – ironizującej nastolatki, a z trzeciej – cynicznej młodej dorosłej. Dzięki temu połączeniu autorka w udany sposób dekonstruuje archetyp powieści coming of age, nadając swojej bohaterce i opisywanym przez nią światu sporo oryginalności formalnej. „Wydrąż mi rodzinę w serze” na pierwszy rzut oka przypomina pamiętnik, ale szybko orientujemy się, że liczne zabawy słowne i nietuzinkowe słownictwo, którym posługuje się Gryczanka, nadają książce wielu cech charakterystycznych dla internetowych past. Język powieści jest bardzo dynamiczny, przez co książkę czyta się naprawdę szybko. Doceniam również wysokie przyłożenie autorki do warstwy opisowej. W przypadku historii pisanych w pierwszej osobie wielu autorów (a już zwłaszcza debiutantów) ulega pokusie, aby nieco uprościć narrację, skupiając się głównie na dialogach i postępujących po sobie wydarzeniach, przez co książki te szybko zaczynają przypominać scenariusz filmowy aniżeli powieść. Na szczęście sytuacja z „Wydrąż mi rodzinę…” jest zgoła inna. Aleksandra Kasprzak zdaje sobie sprawę, że największą siłą proponowanej historii będzie jej żywy język, dzięki czemu wiele jest w książce momentów pełnych naprawdę kreatywnych i rozbudowanych opisów. Fragmenty te nie tylko sprzyjają zaangażowaniu odbiorcy, ale również sprawnie budują satyryczny charakter powieści.

Bo choć „Wydrąż mi rodzinę w serze” to przede wszystkim pomysłowa satyra, nie zabrakło tu również sporej dozy empatii do świata i żyjących w nim bohaterów. Patologie rodzinne i społeczne bywają tu źródłem komizmu, jednak nigdy bezrefleksyjnie. Historia rodziny Gryczanki porusza takie zagadnienia jak alkoholizm, trauma pokoleniowa, niespełnione ambicje, fałszywa religijność czy próba obrony własnej tożsamości płciowej w opresyjnym otoczeniu. Wszystko to jest, co prawda, oblane sporą ilością sosu ironii i humoru, niemniej nie sposób odmówić książce Kasprzak emocjonalnej wagi i czułego spojrzenia. 

Fragment „Wydrąż mi rodzinę w serze” / fot. wydawnictwo Biuro Literackie

„Moja matka smażyła plaster sera, żebym miała siłę, by perorować o zwierzęcej krzywdzie”

To, czy jednak książka nam się spodoba, zależy w głównej mierze od preferowanego poczucia humoru i tego, do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zaakceptować eksperymentalną konwencję. Humor jest w dużej mierze nasz, polski (w końcu mówimy o historii, w której epizod zalicza nam Michał Wiśniewski czy, ekhem, prezydent Dudu), co nadaje całości dużo uroku i swojskiego klimatu. Autorka sprawnie nawiązuje również do znanych tekstów kultury, w tym tych literackich – niejednokrotnie w „Wydrąż mi rodzinę…” pobrzmiewają echa chociażby Doroty Masłowskiej (a może Serowskej?) czy Anny Cieplak. Lecz im dalej w las, tym w „Wydrąż mi rodzinę w serze” więcej szaleństwa i zerwania z przyziemnością na rzecz… cóż, by zbyt dużo nie zdradzać, bardzo niekonwencjonalnych pomysłów na świat przedstawiony. Kilka ostatnich rozdziałów to już niemalże farsa, co wyraźnie kontrastuje z coraz doroślejszą bohaterką. I choć humor autorki cały czas trzyma równie zwariowany poziom, to w końcowej fazie można już odczuć delikatny nadmiar nieprawdopodobnych sytuacji. Z drugiej strony – jest w tym szaleństwie wyraźna metoda, ponieważ dzięki temu „Wydrąż mi rodzinę w serze” do samego końca pozostaje przede wszystkim oryginalną komedią. Konsekwencja ta jest o tyle imponująca, że mówimy przecież o debiucie, w którym łatwo nieco zboczyć z początkowo obranego kierunku.

„Wydrąż mi rodzinę w serze” to bardzo interesujący debiut szczególnie dla czytelników, którzy w powieściach cenią sobie przede wszystkim kreatywne podejście do pozornie wyświechtanych już tropów oraz żywe poczucie humoru. Ten ostatni element może niektórym wydać się nieco zbyt bezczelny, zwłaszcza w znacznie mniej kompromisowej drugiej połowie, lecz nie zmienia to faktu, że powieść Aleksandry Kasprzak to naprawdę ciekawa analiza komórki polskiej rodziny i radykalna, „pastowa”  komedia w jednym. Ser – i to ten nasz, polski zamojski, a nie żaden wymyślny, zagraniczny Mazdamer – dawno nie był tak smaczny.  

Książkę „Wydrąż mi rodzinę w serze” Aleksandry Kasprzak  zrecenzowaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Biuro Literackie., któremu serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. 

Zobacz również: Antidotum. Historia amerykańskich seriali komediowych [RECENZJA]

 

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy