Hernan Diaz to nowojorski pisarz pochodzenia argentyńskiego, którego debiut literacki – „In The Distance” („W oddali”, wydane w Polsce przez W.A.B. w 2022) – obił się szerokim echem w 2017 roku, zdobywając uznanie krytyki i nominacje do licznych nagród, w tym do prestiżowego Pulitzera. Szybko okazało się, że nie był to odosobniony sukces; „Trust” („Zaufanie”), druga powieść Hernana, w jeszcze większym stopniu porwała czytelników, podbijając listy najlepszych książek 2022 wg m.in. „The New York Timesa” czy „Washington Post”. „Zaufanie” zdobyło m.in. nagrodę Kirkus Prize for Fiction (2022), znalazło się na liście pozycji ubiegających się o Bookera oraz zdobyło już drugą nominację dla Diaza do Pulitzera – tym razem jednak zakończoną zwycięstwem. Maja Chitro dla magazynu „Elle” nazwała drugą powieść w dorobku Hernana „bezwzględną opowieścią o Wielkiej Depresji i konsekwencjach, które niesie ze sobą ślepy kapitalizm”, chwaląc arcyciekawą strukturę szkatułkową i mozaikę tematyczną. Lecz czy te elementy wystarczą, aby mówić o literackim triumfie „Zaufania”? I tak, i nie – choć skala podjętego przedsięwzięcia narracyjnego jest godna uznania, trudno oprzeć się wrażeniu, że wiodąca myśli Diaza zostały nieco zbyt rozwodnione przez nierówny poziom poszczególnych segmentów, co jest podstawowym grzechem powieści szkatułkowych.
Zamach na narrację
Nadrzędna tematyka powieści koncentruje się wokół tajemniczej postaci Benjamina Raska – zamożnego amerykańskiego boga finansjery, który dzięki swojej wyjątkowej intuicji sukcesywnie zaskarbia sobie tytuł legendy na tle rynku inwestycyjnego Nowego Jorku lat dwudziestych XX. wieku. Wszystkie cztery minipowieści składające się na „Zaufanie” opowiedziane są z perspektywy innego bohatera, którym przyszło zmierzyć się z figurą Raska – czy to jako osoba z jego bezpośredniego otoczenia, czy ktoś całkowicie postronny, kto postawił sobie za zadanie odkrycie źródła fenomenu tajemniczego biznesmena w relacji dziennikarskiej. Bez wdawania się w mogące zepsuć zabawę szczegóły, dość powiedzieć, że szkatułkowa narracja „Zaufania” nie wyklucza eksperymentów wewnątrztekstowych, dzięki czemu całość zyskuje zaskakującą, choć niejednorodną spójność. Niejednorodną na tyle, że lektura pierwszej (zresztą znakomitej) części „Zobligowana” to zaledwie wierzchołek góry lodowej, który owszem, zaznajamia czytelnika z wszelkimi niezbędnymi figurami na fabularnej i psychologicznej planszy tej historii, ale oferuje na nie zaledwie jeden, prosty rzut narracyjny. A to właśnie one – odrębne i napisane w zupełnie odmiennym stylu perspektywy, które składają się na pomnik postaci Raska – stanowią o sile dzieła Diaza, który na każdym kroku zdaje się pytać swoich odbiorców o funkcję i potęgę instancji nadawczych w opowiadaniu fikcyjnych historii. Wszystko sprowadza się do jednego, dosyć trywialnego, ale nader aktualnego zapytania: czy zamach na narrację na swój temat pozwala wpływać na kreowaną przez siebie rzeczywistość? I czy takiej narracji można, nomen omen, zaufać?
Taka formuła sprowadza się do tego, że „Trust” to przede wszystkim powieść koncepcyjna, która nie stawia sobie za cel zaangażowane czytelnika opowiadaną historią (choć momentami jak najbardziej jej się to udaje, zwłaszcza w nieparzystych częściach), a bardziej wzbudzenie refleksji przy stopniowym ujawnianiu sprytnej myśli wiodącej, czyli exegi monumentum głównego bohatera. Warto więc zaznaczyć, że nie mamy tu do czynienia z pageturnerem – powieść Hernana czyta się dosyć sprawnie, ale łatwo natrafić na przestoje, zwłaszcza w brutalnych momentach przejścia na inną z czterech zaproponowanych narracji. To niekoniecznie minus; jako czytelnik w trakcie lektury „Zaufania” szybko uczymy się szukać połączeń dzięki historiami, zamiast zbytnio koncentrować się na ich poszczególnej treści, co sprawia sporą satysfakcję; tym większą, im zbliżamy się do zakończenia. Stopniowe obdzieranie z warstw tajemnicy postaci Raska (a tym samym = obalanie jego pomniku) jest pomysłowe i pełne niuansów, które z jednej strony pozwalają nam ułożyć pewne elementy układanki dosyć szybko, a niektóre z premedytacją odsłonić dopiero w puentującym finale, przez co powieść do samego końca pozostaje intrygująca, a po odwróceniu końcowej strony mamy poczucie obcowania z dziełem koherentnym. Lecz droga do tego momentu nie jest usłana przysłowiowymi różami – mimo że doceniam w „Zaufaniu” bardzo wiele elementów, zwłaszcza wspomniany koncept, najsilniejsza siła napędowa tekstu wiąże się też z największymi jego wadami. Nie chcę posługiwać się truizmem, że autora przerosły jego własne ambicje, ale… hm, może ujmijmy to tak: ciężko dokończyć budowę pomnika wielkości piramidy, jeśli nie jesteśmy w posiadaniu odpowiednio wysokiej drabiny.
Mozaika tematyczna
O jakich wadach mowa? Przede wszystkim wspomniane we wstępie rozwodnienie. Widać, że Diaz wyraźnie lepiej czuje się w jednych minipowieściach niż w innych, przez co całość – choć spójna – posiada nierównomiernie rozłożone akcenty. Powoduje to, że pewne bardziej wciągające, ale mniej istotne z punktu widzenia fabuły fragmenty pozostają w dysharmonii z tymi nieco mniej interesującymi ustępami, które z kolei są kluczowe dla narracji. W końcowym rozrachunku prowadzi to do rozproszenia uwagi czytelnika; mozaika tematyczna utworu jest na tyle rozległa, że w pewnym momencie ciężko zorientować się, co tak naprawdę w „Zaufaniu” jest istotne. A sama warstwa językowa całości nie jest na tyle magnetyczna, aby stanowiła atrakcję sama w sobie. Tego typu rozproszenie ciężko wybaczyć w powieści o tak dużych ambicjach.
Niemniej skalę poruszanych wątków warto pochwalić – nawet jeśli egzekucja niektórych pozostawia niedosyt. Mamy tu do czynienia nie tylko z ciekawie opowiedzianą wariacją na temat historii romantycznej, ale i wspomnianą już soczewkę na rynek finansowy Nowego Jorku sprzed stulecia i ówczesny kult kapitału, który doprowadził do (w tym wypadku fikcyjnych) dynamicznych rewolucji społecznych. Jednocześnie Diaz opowiada również o radzeniu sobie ze stratą i niszczycielskiej chorobie, lecz głównym tematem „Zaufania” są przede wszystkim władza i kontrola. Główny bohater Rask adaptuje swoje strategie podboju rynku do życia codziennego, tworząc wokół siebie mistyczną aurę kultu i przejmując narrację na własny temat, bezpośrednio prowadząc… do powstania całej powieści. To interesujący zabieg, który sytuuje bohatera jako doprawdy narracyjnego boga, którego sztuczki docierają do nas nawet z poziomu czytelnika. Lecz, jak to z pomnikami bywa – ciężko wpatrywać się w nie nieskończoność, a autor zdaje się pokładać zbyt duże zaufanie w tym, że jego wizja obroni się przez ok. 450 stron tekstu. Nie broni się, ale to wcale nie znaczy, że „Zaufanie” nie zasłużyło na laury; t0 bardzo udany eksperyment narracyjny, który większość czasu sprawia sporo satysfakcji i proponuje coś świeżego w dosyć wyświechtanej tematyce, jaką bez wątpienia są wielkie narracje o wybitnych, enigmatycznych jednostkach. Za sam ten fakt Diazowi należy się uznanie i uwaga wielbicieli niebanalnej literatury.
Książkę „Zaufanie” Hernana Diaza zrecenzowaliśmy we współpracy z Wydawnictwem W.A.B, któremu serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Zobacz również: „Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach” [RECENZJA]