Wojna to ciężki czas, który zawsze najmocniej dotyka zwykłych cywili pragnących normalnego życia. Gdy myślimy o wojnie, z reguły myślimy o wielkich bitwach i kampaniach wojskowych. Nie zagłębiamy się jednak dokładnie w to jak wygląda codzienność ludzi niezwiązanych z danym konfliktem. Reżyserka Michale Boganim w „Tel Aviv/Beirut” cofa się do czasów wojny domowej w Libanie oraz późniejszego konfliktu izraelsko-libańskiego. Zamiast jednak przenosić widzów na front, ukazuje nam dwie rodziny z dwóch różnych stron konfliktu, których losy się ze sobą splatają.
Jeszcze przed oficjalną premierą filmu w warszawskim kinie Muranów Michale Boganim wspomniała o tym, w jak ciężkim czasie oglądamy ten film. Niewątpliwie historia w nim opowiedziana wybrzmiewa ponownie za sprawą wojny Izraela z Hamasem. Obecne wydarzenia nieco zmieniają odbiór filmu. Niestety, albowiem wolałabym go oglądać bez świadomości, że podobna tragedia ponownie nawiedziła Izrael, Liban i Palestynę.
Film rozpoczyna się przepiękną sekwencją, podczas której główne bohaterki przemierzają drogę, którą można dojechać z Tel Avivu do wiosek graniczących z Libanem. Kadr ten widzimy z drona, który filmuje jadący samochód. Droga ta to jedna wielka nostalgiczna przygoda, podczas której kobiety przywołują okres sprzed II wojny światowej, gdy szła tędy linia kolejowa łącząca Tel Aviv z Bejrutem. Ta nostalgia to wspomnienie czasów, gdy nie wszystko było do końca kolorowe, ale na Bliskim Wschodzie miał miejsce względny spokój, dzięki któremu Żydzi nie byli zamknięci na Arabów i odwrotnie. Piękne wspomnienie czasów, które prawdopodobnie nie wrócą w najbliższym czasie.
Wojna w Libanie odcisnęła piętno na światowej historii oraz psychice osób w niej walczących. Wiele z izraelskich żołnierzy wróciło z frontu z zespołem stresu pourazowego. Nie było to mijane w kulturze popularnej, gdzie PTSD po wojnie libańskiej pojawia się choćby w „Walcu z Baszirem” (reż. Ari Folman, 2008) czy serialu „When Heroes Fly” (2018). Nie od dziś wiadomo, że zarówno okres wojny domowej, jak i II wojny libańskiej to okres niezwykle wyniszczający dla obu stron konfliktu. Bejrut był piekłem na ziemi, nikt z walczących tam żołnierzy nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Historia opowiedziana w filmie ukazana jest z perspektywy dwóch rodzin oraz dzieje się na przestrzeni lat. Śledzimy między innymi losy Fouada oraz jego żony Nour i ich dwóch córeczek: Tanyi i Jacqueline. Fouad to jeden z żołnierzy sił libańskich, który współpracuje z Izraelczykami. W ramach tej współpracy poznaje Yossiego, żołnierza Izraela, który pewnego dnia ratuje jego córkę. Od tego momentu między mężczyznami nawiązuje się wielka przyjaźń, która łączy ich rodziny, mimo że żyją po dwóch stronach granicy. Z czasem połączy również jedną z córek Fouada z żoną Yossiego — Myriam. Kobiety pewnego dnia będą jeden wspólny cel — dotrzeć do jednej z libańskich wiosek.
Te splecione losy rzeczonych rodzin to największy atut filmu Boganim, która ukazuje realia wojny od strony niesamowitych więzów, które działają na emocje widzów. Wiele jest produkcji wojennych, które oglądamy z perspektywy frontu. Mało jest jednak takich, które w głównej mierze skupiają się na ludziach i ich codzienności podczas konfliktu. Co więcej „Tel Aviv/Beirut” ukazuje również historie rozpadu w poszczególnych rodzinach, który wynika z wojny, ale również i uzależnienia od niej. Porusza również kwestie odmiennych poglądów, gdy jedni trzymają stronę Hezbollahu, a inni współpracują z Izraelczykami. To wszystko prowadzi do sporów oraz spięć, które czynią z filmu swego rodzaju rodzinny dramat, gdzie konflikt znajduje się na drugim planie i jest tylko tłem do głównych wydarzeń.
Boganim skupia się również na przedstawieniu tego, jak ważna jest armia w świadomości Izraelczyków. Zadaje pytania o stosowność tak silnej potrzeby służenia w wojsku, czym krytykuje poniekąd militaryzację w Izraelu. Przy pomocy syna Yossiego i Myriam, Gila, opowiada o młodych chłopcach, którzy służą na granicach z Libanem czy Syrią. Choć wydaję mi się, że nie można powiedzieć jakoby Izrael traktował tych młodych rekrutów jako mięsa armatnie, to wciąż należy mieć świadomość tego, jak ogromne żniwa zbiera wojna. Boganim krytykuje zatem kult armii, ukazując ją jako coś co niszczy więzy rodzinne. Przede wszystkim przedstawia wojnę jako coś strasznego co zabija ludzi.
„Tel Aviv/Beirut” jest filmem nieco powolnym, przez co może nie spodobać się wszystkim. Bywa również chaotyczny, ale myślę, że jest to coś, z czym można utożsamiać całą bliskowschodnią kulturę, w tym również kino. Produkcja Michale Boganim ma jednak moc oraz przesłanie, które warto wziąć sobie do serca. Zwłaszcza w tym ciężkim czasie jak teraz wydźwięk filmu jest jeszcze większy. Przez cały seans odczuwałam dreszcze, a łzy napływały do oczu. Uwielbiam, gdy kino trafia. To trafiło we mnie ze zdwojoną siłą.
Ocena: 8/10
Film obejrzeliśmy w ramach 21. edycji Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej „Kamera Dawida”, który odbył się w Warszawie w dniach 23-29.10.2023.