Melanie Adele Martinez to młoda, amerykańska piosenkarka i tekściarka indie pop, której już ponad dziesięcioletnia działalność artystyczna raz za razem intryguje i przyciąga uwagę branży. Wynika to z faktu, że Melanie co album znajduje pomysłowy sposób, aby wynaleźć siebie i swoją twórczość na nowo, dzięki czemu każda jej premiera to projekt świeży i zgoła odmienny od poprzednich. Martinez przykłada dużą uwagę do wizualizacji swoich piosenek, reżyserując własne teledyski czy nawet krótkie filmy, z których zawsze przebija się unikalna dla danej „ery” wizja artystyczna. W poniższym artykule przyjrzymy się wszystkim twarzom Melanie Martinez, na które składają się koncepty albumów, wykreowane podmioty liryczne oraz prezencja sceniczna samej wokalistki.

Ważne – Melanie Martinez posługuje się zarówno zaimkami she/her, jak i they/them. Dla uproszczenia na potrzeby tego tekstu posługuje się jedynie polskimi odpowiednikami she/her, czyli ona/jej.

Początki – EP „Dollhouse”

Kariera Melanie rozpoczęła się w 2012 roku. Wówczas 17-letnia wokalistka wystąpiła w 3 sezonie popularnej serii „The Voice”, po czym niespełna dwa lata później, w 2014 roku, podpisała kontrakt z Atlantic Records i wydała swój pierwszy singiel, „Dollhouse”. W tym samym roku zadebiutowała również EPka pod tym samym tytule, na którym znalazł się kolejny z pierwszych przebojów artystki – „Carousel”. Niespełna rok później w ręce słuchaczy został oddany „Cry Baby” – pierwszy długogrający album Melanie, który z miejsca podbił serca słuchaczy i pokazał, że mamy do czynienia z wokalistką bardzo dbającą o swój nietuzinkowy wizerunek sceniczny i koncepty, które z miejsca staną się ikoniczne.

Pierwsza twarz: płaczące dziecko – era Cry Baby

Pierwszy album Melanie to koncepcyjnie opowieść o tytułowym płaczącym dziecku – fantazmacie samej Martinez będącej baśniowym uosobieniem jej lat dziecięcych. Jak opisywała to sama zainteresowana: figura cry baby ma reprezentować zarówno jej wrażliwą, jak i „popraną” stronę; „dziecko, które doświadczyło świata dorosłego”. Stąd rytmiczne melodie i teksty, które pozornie odnoszą się do świata małej dziewczynki, co widać po tytułach piosenek: „Dollhouse”, „Milk & Cookies”, „Teddy Bear”, „Tag, You’re It” i wiele więcej. Bohaterka śpiewa o zabawkach, słodyczach, dziecięcych rymowankach – dlaczego więc tyle tu smutku i rozczarowania? Dlatego, że tematyka tylko pozornie jest taka dziecinna i beztroska. Cry baby, główna bohaterka albumu, zaczyna stopniowo przejawiać coraz większą świadomość obłudy otaczającego ją świata i przystępuje do demaskowania jego wad. Dlatego też takie „Dollhouse” – choć zachowane w rytmicznym, wesołym brzmieniu – służy jako pesymistyczna, ale lekka historia córki o dysfunkcyjnej rodzinie (porównanej, tylko ironicznie, do tytułowego domku dla lalek), „Mad Hatter” nawiązuje do odczytania „Alicji w Krainie Czarów” pod kątem choroby psychicznej głównej bohaterki, a „Mrs. Potato Head” korzysta z figury pixarowej „Pani Bulwy”, aby w satyryczny sposób opowiedzieć o konsekwencjach operacji plastycznych.

Wizualne atrybuty charakterystyczne dla „płaczącego dziecka” to mocny, wręcz cyrkowy makijaż oraz dziewczęcy ubiór, w ramach którego królują bufiaste sukienki. Mentalne rozdwojenie na świat dzieci i dorosłych jest dodatkowo podkreślone przez dwukolorową grzywkę.

Okładka „Cry Baby: The Outtakes”, albumu zbierającego piosenki, które ostatecznie nie trafiły do pierwszego albumu Melanie

 

Druga twarz: płaczące dziecko w szkolnym mundurku – era K-12

W drugim albumie studyjnym „K-12″ (2019) Melanie ponownie wciela się w cry baby, tym razem jednak przenosi się w nowe środowisko – do szkoły. Teoretycznie więc jej „twarz” jest bardzo podobna do poprzedniej, ale diabeł tkwi w szczegółach – otóż bohaterka, która jeszcze chwilę temu bawiła się misiami i urządzała herbaciane przyjęcia dla swoich lalek, teraz wcielona zostaje do szybko dojrzewającej grupy rówieśniczej w sytuacji szkolnej. A ten nowy kontekst zmienia wszystko – „K-12″ jest tematycznie jeszcze cięższe, niż poprzednik; sporo tu nawiązań do pierwszych doświadczeń seksualnych („Strawberry Shortcake”), rozczarowania społeczną hierarchią i rządzących nią konwenansów („Lunchbox Friends”) czy samookaleczenia („Show & Tell”). A wszystko to w heterotopii szkolnej – teksty przenoszą nas do takich miejsc, jak gabinet pielęgniarki, stołówka czy wnętrza klas. Osobiście „K-12″ nie jest dla mnie tak muzycznie wyraziste, jak poprzedni album, ale kategoria miejsca została tu koncepcyjnie wyegzekwowana w dziesiątkę.

A jak prezentuje się sama Melanie jako cry baby w szkolnym mundurku? Sukienki i makijaż nadal tu są, ale same stroje kolorystycznie są o wiele bardziej delikatne, sprane z barw. Dziecięcy witalizm ustępuje miejsca szarym odcieniom rzeczywistości, ale nie martwcie się – różu nadal jest tu sporo, choć bardziej pastelowego, niż jaskrawego.

Teledysk do „High School Swethearts”, jednego z singli promujących album

Trzecia twarz: The Creature – era PORTALS

Gdy pisałem o twarzy Melanie Martinez w poprzednich punktach, miałem oczywiście na myśli pewną autokreację, a samo słowo twarz miało dla mnie znaczenie w dużej mierze metaforyczne. Lecz era „Portals” – trzeciego studyjnego albumu wokalistki, który ukazał się na początku tego roku – nadała temu zwrotowi znacznie większej dosłowności. Główną bohaterką krążka jest bowiem tajemnicza The Creature – tajemnicza, różowoskóra istota, która „wykluła się z jaja nadnaturalnego stworzenia”. The Creature opisywana jest przez samą Martinez jako następczyni cry baby w formie czteroocznego, różowego stworzenia płci żeńskiej, które „utknęło między Ziemią a zaświatami”. Album dotyka tematów odrodzenia i przepełniony jest nostalgią za minionym bezpowrotnie życiem („LIGHT SHOWER”), wkraczaniem w pustkę („VOID”) czy satyrycznego spojrzenia na obraz kobiet, jaki wyłania się z mitologii („NYMPHOLOGY”). Co ciekawe – na potrzeby promocji Martinez w trakcie koncertów upodobania się do swojego alter ego, występując na scenie w mocnej charakteryzacji i z antromorficzną twarzą.

Samo „Portals” to powiew świeżości w twórczości wokalistki; zakończenie ery cry baby zaowocowało nowymi pomysłami na siebie i większą chęcią do muzycznych eksperymentów, zamiast kontynuowania sprawdzonej, ale już nieco wtórnej formuły. Lecz, jeśli mam być szczery, prezencja The Creature wywołuje we mnie dziwne uczucie niepokoju i dyskomfortu. Melanie Martinez już niedługo, 22 listopada, wystąpi na warszawskim Torwarze – i jestem przekonany, że jej wygląd sceniczny spędzi sen z powiek wielu uczestnikom koncertu po jego zakończeniu.

Melanie Martinez w pełnej charakteryzacji jako The Creature w trakcie trasy koncertowej promującej Portals

Przeczytaj również: Wesołe miasteczko albo psychoanaliza. Dwie drogi horroru

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy