Produkcja dosyć często porównywana jest do fenomenalnego „Aftersun”, w reżyserii Charlotte Wells. Wszystko ze względu na ciekawy klimat oraz tematykę w nim zawartą. Jednakże debiut Charlotte Regan, „Georgie ma się dobrze”, to film ciekawy i oryginalny, co zostało docenione na festiwalu filmowym Sundance w 2023 roku. „Scrapper” (tytuł oryginalny) faktycznie ma w sobie coś z „Aftersun”, jednak świetnie spełnia się jako odrębna pozycja, która jest w stanie zaoferować coś więcej.
Georgie (Lola Campbell) to 12-letnia dziewczynka, która musi zmierzyć się z żałobą po śmierci swojej matki. Jej odejście rzuca dziewczynkę na głęboką wodę i musi zacząć radzić sobie sama z życiem. Dosłownie, ponieważ okłamuje opiekę społeczną o tym, że zajmuje się nią obecnie wujek. W rzeczywistości zdana jest tylko na siebie, ale stwarza pozory, jakoby całkiem nieźle sobie z tą „dorosłą” odpowiedzialnością radziła. Nie jest jednak w stu procentach sama, ponieważ towarzyszy jej Ali (Alin Uzun), czyli jej przyjaciel oraz partner in crime. Georgie i Ali zarabiają na życie, kradnąc rowery. Wydaje się zatem, że Georgie w tej samodzielności daje rade i ma się całkiem dobrze. To jednak tylko pozory, które zostają szybko zweryfikowane wraz z pojawieniem się ojca dziewczynki – Jasona (Harris Dickinson). On sam jest jednak wciąż dużym chłopcem, który być może nie dojrzał jeszcze w pełni do ojcostwa. Postanawia jednak spróbować naprawić relacje z córką, której nie widział 12 lat.
I właśnie ta próba naprawy relacji sprawia, że możemy porównywać ten film do „Aftersun”. Jednak jest coś, co te dwie produkcje zdecydowanie różni, mianowicie lekkość w odbiorze. O ile „Aftersun” to pozycja zdecydowanie ciężka, choć z brzegu przyjemna wizualnie, tak „Georgie ma się dobrze” to zaś film mocno rozrywkowy, który owszem wzrusza, ale dostarcza też masy zabawy i śmiechu. Świetnie sprawdza się jako typowy comfort movie, po którym uśmiech pojawia się od ucha do ucha. Rozumiem jednak porównania do filmu Wells, albowiem i tu, i tu mamy klimat indie, na który przyjemnie się patrzy. Obserwacja pogłębiającej się relacji Jasona z Georgie jest naprawdę rozczulająca i pozostawia z uczuciem ciepła na sercu. Jest też bardzo urocza, ponieważ dynamika ta wydaje się bardzo rzeczywista: od nieufności, przez pierwsze uśmiechy, po odkrycie wspólnej nici porozumienia między bohaterami.
Oglądając „Georgie ma się dobrze” możemy przez chwile poczuć się, jakbyśmy spoglądali na któryś z filmów Wesa Andersona. Wszystko przez pastelową kolorystykę, która przewija się przez cały film, oraz która jakoś tak bardzo pasuje do nieco cukierkowej fabuły. Do tego wszystkiego dochodzi ciekawa scenografia, a także dopasowane kostiumy, które w ciekawy sposób oddają klimat północnego Londynu, robiąc z niego nieco ciekawszą i bezpieczniejszą miejscówkę.
Można nieco zarzucić Charlotte Regan, że jej scenariusz niekiedy nie trzyma się kupy oraz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jak choćby to, czemu nikt z dorosłych nie zorientował się, że po śmierci matki Georgie żyje sama. Jednak tak jak w produkcjach wspomnianego wyżej Andersona, tak i tutaj mamy do czynienia z absurdem, który nie szkodzi, a naprawdę pomaga temu filmowi. Osobiście kupuję przekaz reżyserki oraz akceptuje w pełni fakt, iż stworzyła film, który ma nie tyle zachwycać scenariuszowo, ale przede wszystkim wizualnie. Mimo to, gdzieś za tymi przyjemnymi ładnymi ujęciami rysuje się obraz najszczerszej w świecie relacji ojca z córką, która dojrzewa z czasem, i która przeniesiona do filmowej fikcji naprawdę rozgrzewa serca.
Ocena: 8/10