Spawn to jeden z największych nieobecnych, jeśli chodzi o polski rynek komiksowy. Ostatnie komiksy z jego udziałem ukazały się w Polsce ponad 20 lat temu. Tym bardziej jest to przygnębiające, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że każde z wydawnictw, które miało, pod swoimi skrzydłami Spawna dziś już nie istnieje. Dlatego też się zaskoczyłem, kiedy usłyszałem, że Spawn powraca. I to na dodatek w crossoverze z Batmanem! Szkoda tylko, że ekscytująco brzmi to tylko na papierze, a poza warstwą wizualną komiks za wiele nie oferuje.
Przepiękne, ale nieambitne historie
Jeśli cenicie sobie ambitne fabuły, to od razu mówię. W tym tomie tego nie doświadczycie. Ten crossover nawet nie ukrywa, że przede wszystkim miał ładnie wyglądać. Cała reszta, a przede wszystkim fabuła, jest odsunięte na dalszy plan. Najczęściej nie jest to wielki minus. Od czasu do czasu miło przeczytać niezobowiązującą i prostą nawalanke, ale jednak szkoda, że powrotowi Spawna do Polski nie towarzyszyło coś bardziej ambitnego. Z drugiej strony ten tom zawiera wszystkie wydania spotkania tych bohaterów, więc nie było tu miejsca na selekcję lepszych czy gorszych historii. No nic. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, prawda?
Spawn i Batman w trzech różnych wydaniach
Znajdziemy tu trzy różne spotkania tytułowych bohaterów. Pierwszą z nich stworzona jest przez Todda McFarlane’a i Grega Capullo. Chronologicznie jest to najmłodsza odsłona, która została stworzona zaledwie rok temu. Jej historia skupia się na Trybunale Sów, którego machinacje doprowadziły do spotkania dwóch bohaterów. Nie jest to historia specjalnie ambitna, ale zdecydowania zjawiskowa i klimatyczna. Capullo zrobił tu wszystko, co w jego mocy, by w jak najlepszy sposób zderzyć ze sobą dwa różne światy głównych bohaterów i towarzyszącą im estetykę, co wyszło mu naprawdę dobrze.
Druga z nich napisana przez Douga Moencha i narysowana przez Klausa Jansona zabiera nas w świat okultyzmu. Za punkt centralny historii obiera legendarną już kolonię Roanoke, gdzie to kilkaset lat temu spora grupa kolonistów zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Na papierze brzmi to interesująco, jednak podobnie jak reszta historii sprowadza się do prostej nawalanki i zderzenia dwóch głównych postaci.
Natomiast ostatnia z historii autorstwa Franka Millera jest moim zdaniem najciekawsza. Najpewniej dlatego, że przenosi nas do świata znanego z Powrotu Mrocznego Rycerza, gdzie to Batman jest już starym i zgorzkniałym facetem. Rysunki do tej historii narysował Todd McFarlane i myślę, że nie będzie tu zaskoczeniem, że to one są główną siłą tej historii.
W tomie oczywiście nie mogło zabraknąć sporej ilości dodatków, jak chociażby rewelacyjnych alternatywnych okładek, które aż chciałoby się wydrukować i powiesić na ścianie. Oprócz tego zawarto tu również szkice i grafiki koncepcyjne.
Zderzenie dwóch światów
No i właściwie w ten sposób prezentuje się cały ten tom. Jego głównym celem i założeniem było przedstawienie zderzenia tych dwóch postaci i przedstawienia tego w jak najbardziej widowiskowy sposób. Są to historie powtarzalne i na pewnych poziomach bardzo do siebie podobne. Ciężko im odmówić, że trudno się od nich oderwać. Ubolewam jednak nad tym, że dosyć szybko mi z głowy wywietrzeją. Same historie są jedynie pretekstowe i przynajmniej dla mnie nieciekawe. Dla kogo bym polecił ten komiks? Oczywiście dla fanów Batmana i Sprawną. Jednak przede wszystkim dla osób, które stawiają na formę i którym nie przeszkadzają nieskomplikowane i niezbyt ambitne historie.
[WSPÓŁPRACA RECENZENCKA. Komiks do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od Wydawnictwa Egmont i nie miało to wpływu na naszą ocenę.] Komiks do zakupu znajdziecie pod tym linkiem. Jeśli interesują was nasze inne teksty o komiksach, to znajdziecie je tutaj.