Elfriede Jelinek, laureatka literackiej Nagrody Nobla, powraca na salony z nową książką. „Dane odosobowe” (org. „Angabe der Person”) to narracyjny eksperyment, w którym autorka bierze na warsztat elementy własnej biografii. Pozwala jej na to na rozprawienie się nie tylko z własną, trudną przeszłością, ale i absurdalnymi mechanizmami austriackich mechanizmów władzy i inwigilacji społecznej. Efekt końcowy to trudna lektura, którą nie zawsze łatwo zrozumieć, ale przez unikatowy styl autorki „Pianistki” zawsze trudno się od niej oderwać. Jelinek, jak to ma w zwyczaju, po raz kolejny w fascynujący sposób posługuje się słowem, choć nie zawsze są to słowa wygodne – lecz na to czytelnicy zaznajomieni z jej twórczością, nauczeni doświadczeniem, z pewnością są gotowi.
Tematem nadrzędnym książki jest toczące się w sprawie Elfriede głośne śledztwo podatkowe, w trakcie którego autorka została całkowicie obdarta z prywatności, co – jako osoba cierpiąca na agorafobię i fobię społeczną – bardzo ciężko przeżyła. Uwikłana w opresyjne mechanizmy biurokracji, Jelinek zdecydowała się na przelanie na papier wszelkich targających nią emocji, zrywając przy tym z niemal wszystkimi strukturami narracyjnymi. I tak oto narodziły się „Dane odosobowe” – osobliwy manifest, strumień świadomości i memuar w jednym, którego autorka sporo czerpie również ze znakomicie jej znanych konwencji dramaturgicznych. Na pierwszym planie sądownicze śledztwo i wiwisekcja komórki społecznej, a w tle: oczywiście pandemia, niemiecka polityka imigracyjna i trauma pokoleniowa związana z Holokaustem.
W „Danych odosobowych” autorka szkicuje bardzo specyficzną sytuację dramatyczną, w której oddaje głos jednocześnie oprawcy (w postaci przesłuchujących Jelinek biurokratów), ofierze (czyli sobie samej jako kobiecie wezwanej na przesłuchanie) oraz… no właśnie, czemu? Trzeci, przebijający się gdzieniegdzie głos, w moim odczuciu zdaje się należeć do samej autorki, obserwującej i komentującej minione wydarzenia z dystansu. Brzmi to nieco skomplikowanie, i rzeczywiście jest – „Dane odosobowe” pozbawione są klasycznej narracji na rzecz wymienionych głosów, które zagarniają wszystkie z ok. 250 stron. Każdy z nich walczy o chwilę uwagi, każdy w swoje wypowiedzi wpląta dywagacje, oraz każdy zdaje się nie brać pod uwagę wypowiedzi pozostałych dyskutantów. Mamy więc do czynienia z przytłaczającą polifonią, której nie pomaga fakt, że Jelinek bardzo często odbiega od głównego tematu, kładąc akcenty na własne wspomnienia, obserwacje społeczne i desperację w relacji na linii obrońca-oskarżyciel. Wszystko to funkcjonuje w dużym, słownym rozproszeniu, lecz całościowo składa się na jedyny w swoim rodzaju świat przedstawiony, w którym jednostka nie jest w stanie zapanować nad dyskusją z symbolem represyjnego reżimu.
Przeczytaj również: „Wiedźmin: Rozdroże kruków” [RECENZJA]
Powieść zdecydowanie inaczej odebrana będzie przez osoby z austriackiego kręgu kulturowego i politycznego, autorka bowiem nie stosuje przypisów, by wyjaśniać poszczególne poruszane kwestie, toteż bardzo łatwo jest się tu zgubić. Wydźwięk większość lektury pozostaje jednak z grubsza uniwersalny, w czym pomocna okazuje się symbolika religijna. Autorka krytykuje przesadną ingerencję władzy w życie jednostki, absurdy podatkowe austriackiego systemu, kapitalizm i konsumpcjonizm oraz znieczulicę społeczną – zarówno wobec siebie, jak i wobec fali uchodźczej. Elfriede Jelinek nie bez przyczyny jest nazywana autorką „kalającą własne gniazdo” – pisarka w swoim najnowszym dziele w bezkompromisowy sposób obnaża państwowe zawłaszczenie prywatności, w tym zarówno intelektualnej, jak i majątkowej.
Jednocześnie Jelinek nie zależy na tanim i artystycznie nieciekawym szkalowaniu własnego państwa – wydźwięk powieści zamyka się w niebanalnej i zmuszającej do zastanowienia formie, w której groteska raz za raz miesza się z ludzką tragedią. Doskonałym tego przykładem jest wspomnienie Holokaustu, które mimo całej swojej wagi znaczeniowej tak naprawdę gubi się w sądowniczej farsie. Sporo tutaj kafkizmu, lecz dodatkowego surrealizmu całości dodaje właśnie opisana wyżej, trudna w śledzeniu narracja. Książkę tę w zasadzie bardziej się studiuje, niż klasycznie czyta. W trakcie ciągłej lektury często możemy złapać się na tym, żę pewna konkretna myśl przykuje naszą uwagę na dłużej, a cała reszta nieco zagubi się w słowotokowym chaosie. I zdaje się, że taki właśnie cel przyświecał Jelinek, która – jak przypuszczam – mogła pragnąć w ten sposób zechcieć zobrazować twórczo swoje własne przejścia z organami władzy jako 78-letnia, już nieco zmęczona, ale nadal przenikliwa obserwaczka i artystka. Artystka, której – mimo wielu przeciwności – zależy na zachowaniu swoich danych i osobowych, i „odosobowych”, czyli wszystkiego tego, co kształtuje daną jednostkę, łącznie z jej historią i mentalnością.
Czy jej się to udało? I tak, i nie. „Dane odosobowe” z pewnością zniechęcą do siebie wielu czytelników swoją nieprzystępną formą, mnie jednak zdecydowanie przekonały dzięki ciekawemu użyciu słowa i wielu naprawdę wartościowym obserwacjom. Czy to manifest, monolog wypowiedziany, solilokwium czy niekonwencjonalny pamiętnik – cierpliwość czytelnika zostaje wynagrodzona, choć faktycznie wielokrotnie wystawiana jest na ciężką próbę. Warto jednak uwikłać się w w biurokrację razem z autorką, bo przekazywanie przez nią myśli dotykają każdego z nas, nawet jeśli na co dzień nie poświęcamy im zbyt wiele uwagi.
Książkę do recenzji otrzymaliśmy od Wydawnictwa W.A.B., za co serdecznie dziękujemy.