„Pianistka” autorstwa austriackiej pisarki Elfriede Jelinek to bez wątpienia jedna z najgłośniejszych powieści późnego XX wieku. Wydana w 1983 roku historia czterdziestoletniej, niespełnionej artystki Eriki Kohut i jej toksycznej relacji z matką odbiła się w świecie (pop)kultury szerokim echem, prowokując do przeróżnych interpretacji i wzbudzając liczne kontrowersje. Książka znalazła sobie wielu przeciwników za sprawą dosadności w opisie seksualności samotnej i autodestrukcyjnej kobiety w średnim wieku, która – wychowana „pod kloszem” nadopiekuńczej, obelżywej w obyciu matki – zaczyna przejawiać niekontrolowaną, cielesną frustrację, której próby ujścia Erika dopatruje się w romansie ze swoim uczniem, Walterem Klemmerem. Jednym z elementów powieści budzącym w dniu premiery najwięcej kontrowersji było zresztą sam język narracji, która – mieszając cechy personalne i auktorialne – tworzy historię chaotyczną z luźnym potraktowaniem zasad strukturalnych, ale za to językowo niebanalną i nagradzającą skupienie czytelnika. Krytyce lat 90. ciężko było również przejść obojętnie obok społecznych i artystycznych walorów „Pianistki” – powieść Jelinek chwalona była (i jest) za poruszenie takich tematów, jak hierarchia władzy na linii matka-córka, psychologizm samotnej, doprowadzonej do ekstremum jednostki, rola przemocy w relacjach międzyludzkich czy samookaleczanie jako perwersyjna droga do przyjemności. Wartość tej historii ujrzał m.in. słynny reżyser Michael Heneke, którego ekranizacja „Pianistki” z 2001 roku z Isabelle Hupert w roli głównej zdobyła prestiżowe Grand Prix na festiwalu w Cannes. Powieść Jelinek przetłumaczona została na kilkanaście języków, i teraz – wiele lat po polskiej premierze w 1997 – znów trafiła na nasze rodzime, księgarskie półki za sprawą najnowszego wydania Wydawnictwa WAB, które od razu przyciąga wzrok artystyczną, fioletową, nietuzinkową okładką, na której główna bohaterka przedstawiona zostaje w ilustracji wzorowanej freskami postaci mitologicznych. Czy warto w 2023 roku sięgnąć po „Pianistkę”? Zdecydowanie – ta niezwykle trudna w odbiorze powieść to wręcz skarbnica interesujących literackich tropów, których umiejętne przedstawienie nie pozostawia żadnych wątpliwości, dlaczego Elfriede Jelinek na początku lat dwutysięcznych zasiliła grona laureatów literackiej Nagrody Nobla
Punkt wyjścia fabuły jest prosty – Erika od dziecka szykowana jest przez swoją matkę na światowej sławy pianistkę, co miałoby być dla niej „zadośćuczynieniem” za sam fakt jej niechcianych narodzin przez matkę, która zmuszona została do wychowania Eriki samotnie. Ambicje te jednak nie zostają w pełni zrealizowane i Erika co prawda wyucza się fachu, lecz zamiast zostać kolejnym Schubertem prowadzi skromny żywot nauczycielki gry na pianinie w wiedeńskim konwersatorium. Matka ewidentnie ma do niej żal, że nie sprostała wygórowanym, projektowanym na nią oczekiwaniom, co przejawia się przedmiotowym traktowaniem Eriki i znacznym ograniczeniem jej wolności. Dość powiedzieć, że blisko czterdziestoletnia kobieta nie posiada żadnej prywatności i wszystko, co robi, robi za wiedzą matki i w strachu przed nieposłuszeństwem wobec niej. Dynamika rodzinna jest w „Pianistce” kluczowa, dlatego też autorka poświęca jej tak wiele czasu na samym początku powieści, gdzie poznajemy codzienną rutynę i sytuację mieszkaniową Eriki i jej matki. Oto bowiem zostajemy zaproszeni do świata całkowitej, toksycznej zależności dziecka wobec rodzica, kiszących się razem w ciasnym mieszkaniu. Matka wybiera, co i kiedy Erika je, w co się ubiera i kiedy wraca do domu. Matka wybiera, na co Erika przeznacza pieniądze, zarządzając jej pensją i ograniczając wszelkie wydatki perspektywą „nieuchronnego zakupu nowego mieszkania”. Matka ucina wszelkie relacje towarzyskie Eriki, zwłaszcza z płcią przeciwną, w której – odnosząc się do własnych, przykrych doświadczeń, które doprowadziły do poczęcia córki – dopatruje się źródła wszelkiego zła. Matka notorycznie ingeruje też w fizyczną przestrzeń córki i mimo że nie dopuszcza się jawnych nadużyć (na tyle, na ile jako czytelnicy wiemy), nie ma problemu z tym, aby, na przykład, zmanipulować Erikę w spanie z nią w jednym łóżku. Bo w końcu w życiu każdej kobiety najważniejsza jest matka. I jeśli wydaje wam się, że wszystkie powyższe informacje nieco za bardzo zdradzają fabułę, uspokajam – raz, że „Pianistka” nie jest zbyt story driven i chodzi w niej przede wszystkim o zarejestrowanie specyficznej, pogłębionej sytuacji psychologicznej, a dwa – wszystko to zostaje pokryte na przestrzeni pierwszych około pięćdziesięciu stron.
Jak z tym wszystkim (nie)radzi sobie Erika? To, jak na główną bohaterkę wpływa specyficzna sytuacja wyjściowa i do jakich prowadzi refleksji i zachowań jest sednem „Pianistki”; sednem, który tak fascynująco i często niekomfortowo śledzi narracja. Erika co prawda znajduje jakieś ukojenie w muzyce, co nie zmienia faktu, że „pianistka” jest dla niej przede wszystkim krępującą łatką przylepioną przez matkę, przed którą kobieta notorycznie stara się uchronić. Narastająca, niewysłowiona i pełna miłości nienawiść do rodzicielki oraz nieprzepracowana kwestia nieobecności w życiu jej ojca narastają w bohaterce, która – wychowana „przy piersi” – nigdy nie nawiązała zdrowej relacji z drugim człowiekiem, co wypaczyło jej poglądy na cielesność swoją i wszystkich dookoła. Jedyne momenty wolności Eriki to chwile, gdy wymyka się z domu, aby podejrzeć wyświetlany w kinie film pornograficzny czy uczestniczyć w peep show. I nie robi tego w celu zaspokojenia podniecenia, tylko aby na własne oczy doświadczyć drugiej osoby i niedostępnej, tak pożądanej cielesności, na które spogląda w kategorii zakazanego owocu. Autorka przykłada dużą staranność, aby literacki obraz psychologiczny głównej bohaterki był pogłębiony i zniuansowany, co chroni poruszone w „Pianistce” tematy przed banalizacją, jednocześnie zostawiając czytelnikowi sporo miejsca do samodzielnego wypełnienia niedopowiedzień. Duży nacisk położony jest w powieści również na seksualne preferencje Eriki, która stopniowo zaczyna przed czytelnikiem odsłaniać swoje skłonności masochistyczne – i to w sposób naprawdę pogłębiony, a nie taki, jak kultura popularna lekko i rozrywkowo traktuje te tematy w utworach typu „50 twarzy Greya”. Jednak to, co z książki wybija się najbardziej, to przejmujący obraz destrukcyjnej samotności połączony z nieuchronną, ludzką zwierzęcością, która w przypadku utraty kontroli może doprowadzić do tragedii. Jednocześnie autorka nie oferuje żadnych odpowiedzi na taki stan rzeczy, jedynie wskazując nam wszystkie części składowe krążące jak orbity wokół szkodliwych, powielanych zachowań i prezentując nam całą siatkę obszaru epicentralnego rozłożonego dynamitu, którego wybuchu żaden sposób nie da się już zatrzymać.
Świat przedstawiony w powieści jest bardzo pesymistyczny. Jelinek, przybliżając nam naturalistyczne przemyślenia i działania swoich bohaterów, zdecydowanie nie przebiera w słowach, często „dokręcając” przysłowiową śrubę w scenach, przez które ciężko przebrnąć z uwagi na prezentowane w nich okrucieństwo i przemoc. Przemoc, która zresztą zdaje się być jedyną odpowiedzią na beznadziejną sytuację wyjściową – matka używa na Erice przemocy psychicznej, aby ją tłamsić i trzymać blisko siebie, Erika używa przemocy wobec siebie samej, aby zdysocjować się od własnej apatii i narzuconej życiowej roli, a uczeń Eriki, Klammer, stosuje przemoc wobec innych, aby nakierunkować świat na dogodną mu hierarchię, w której nikt nie odbiera mu tak uwielbianej kontroli. Autorka umyślnie kreśli historię o pierwotnych ludzkich instynktach na tle rozwijającego się kulturalnie Wiednia, aby w ironiczny sposób skomentować stan zastanego społeczeństwa – nieważne, iloma obrośniemy książkami i jak sprawnie rozmawiamy o sztuce w momencie, gdy jako gatunek nie rozwinęliśmy się zbytnio poza figury rozwiązujących wszystkie problemy maczugą neadertalczyków. Z taką pesymistyczną refleksją pozostawia nas Jelinek, uwikłując swoich bohaterów w perwersję (w tym konkretnym przypadku w znaczeniu ogółu autodestrukcyjnych zachowań opartych o nieprzepracowany traumy i podparte niewystarczającą komunikacją) jako chorobę cywilizacyjną współczesnego świata. Zarazem to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji utworu, który jest dosłownie naszpikowany kontekstami i innymi, równie wartymi zanalizowania tropami. Tego jednak czytelnik powinien już dokonać na własny rachunek.
Na koniec jeszcze krótko o wspomnianej już zastosowanej narracji, która jest jednocześnie jednym z większych plusów i największą wadą powieści. „Pianistka” to książka, która zdecydowanie nie sprawdzi się do czytania fragmentarycznego w autobusie czy przerwie w pracy; jasne, oryginalna i naprawdę śliczna okładka z pewnością przykuje kilka ciekawskich spojrzeń, lecz specyficzny świat przedstawiony wymaga odpowiedniego poziomu skupienia, aby w pełni czerpać z powieści i chłonąć przedstawione w niej treści. Przez pierwsze sto stron, które czytałem właśnie w krótkich przerwach od innych obowiązków, ciężko było mi poczuć istotę tej powieści; dopiero gdy faktycznie, przysłowiowo do niej „przysiadłem” i wydłużyłem poszczególne sesje, „Pianistka” rozwinęła w mojej czytelniczej percepcji pełne skrzydła i zaczęła odsłaniać swoją wartość. Drugą połowę powieści czytałem już praktycznie na jednym tchu – autorka zdecydowanie wynagradza cierpliwość czytelnika i gdy już w pełni zanurzymy się w jej świecie, proces czytania staje się świetną i refleksyjną intelektualną pożywką, lecz – jak trzeba zaznaczyć po raz kolejny – ani na moment nie jest to łatwa lektura. Polecam więc „Pianistkę” uwadze przede wszystkich tych czytelników, którzy od nowo zakupionej książki nie oczekują tylko barwnych słów łączących się w zdania, ale i wyzwania, któremu należy z odpowiednim nastawieniem sprostać.
Książkę mieliśmy okazję przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B, za co serdecznie dziękujemy. Opisywane wydanie znajdziecie pod tym adresem.
[…] obcować z dziełem wymagającym i niekomfortowym (jak chociażby ostatnio recenzowana przeze mnie „Pianistka”). Są też takie, po które sięgamy w poszukiwaniu wypełnienia czasu w podróży i nie oczekujemy […]
[…] „Pianistka”. Uwikłani w perwersję [RECENZJA] […]
[…] „Pianistka”. Uwikłani w perwersję [RECENZJA] […]