Doja Cat przez ostatnie miesiące, zdawało się, że przechodzi przez anarchistyczną woltę w swojej karierze a przynajmniej takie chciała sprawić wrażenie. Na pewno pogwałciła z rokoszą swój dotychczasowy wizerunek. Długowłosa blondynka z uwydatnionym biustem i rozświetlaczem na twarzy z hitu „Say So” odeszła w niepamięć. Na jej miejsce zmaterializował się demon. I jest piekielnie dobry. Metamorfoza w wersji instant nie jest oczywiście niczym nowym w amerykańskiej popkulturze. Rihanna swój wizerunek zmieniała co singiel. Zainteresowanie budzi to jednak zawsze tak samo.
Została wyklęta przez fanów, kiedy na Twitterze napisała, że nawet ich nie zna, a nazwa fandomu, jaką się posługują (kittenz) jest…g*wniana. Z jej głowy zniknęły włosy, makijaże zaczęły przypominać limo, a dotychczasowy kobiecy styl porzuciła na rzecz kloszarda w wersji high fashion. Nadeszła Scarlet. Wszystko wskazuje na to, że czwarty album raperki jest nie tyle zwrotem w jej karierze, co odważnym wypłynięciem na szersze muzyczne wody. Zrobiło się mroczniej i dojrzalej.
„Paint The Town Red” otwierające album, a które zdążyło zostać już hitem jest na soulowych samplach Dionne Warwick. W piosence rozprawia się z opiniami na temat jej metamorfozy i wprost mówi jak głęboko je ma. Podobnie w „Demons”, które łącząc krzyk, dziecięce tony i dźwięki rodem z dreszczowca tworzą psychodeliczną makabrę (teledysk do utworu to według mnie jeden z lepszych, jaki powstał w tym roku).
(fragment teledysku do piosenki „Demons”)
Jest też „Wet Vagina”, która w zapętleniu, jakby z syrenami alarmowymi zadziornie rymuję Chiny z waginą, czy buntownicze i manifestacyjne „Fuck The Girls (FTG)”. W połowie albumu, jednak Doja, jakby przypomina sobie, że poza wojowniczymi brzmieniami, warto zbalansować klimat i dodać lżejsze tony, przypominające popisy na jej poprzednich albumach i rzuca wersami o Fendi, Shein i louboutinach („Go Off”). „Agora Hills” pobrzmiewa mi jak „Need to Know”.
W „Often” Doja wspina się na wyżyny swojej skali przy akompaniamencie kojącego beatu. Można prawie zapomnieć, że kilka minut wcześniej krzyczała o demonach. „Attention” jest dla mnie flagowym utworem nowego albumu. Jest mieszanką świeżych dźwięków u Dojy. Jej eteryczny głos w refrenie wije się pomiędzy prowokatorskimi i głębokimi zwrotkami jak wąż. To też najdłuższy numer na krążku. Album zamyka „WYM Freestyle”, który brzmi jak prawdziwy epilog z filmowym zacięciem. Tekst w dużej mierze jest podsumowaniem wymowy nowej płyty – Od początku zawsze wiedziałam, że się zmienię.
Doja Cat nowym materiałem na albumie „Scarlet” składa w ofierze swoje poprzednie wcielenie pop raperki. Zrzuca maskę (a może tylko przywdziewa nową?) i pokazuje swoją bardziej posępną naturę. W dużej mierze jest to jednak bardziej widowiskowo eksperyment wizualny, który przyćmiewa introspektywne teksty, niżeli muzyczny. Ale ja to kupuję. Zaryzykuję stwierdzenie, że to kamień milowy, na pewno jedna z ważniejszych premier tego roku i prawdopodobnie brzmieniowo najlepszy album Dojy Cat. Nawet moja arachnofobia podejrzanie nie ma oporów, a to chyba największy wyraz uznania.
Przeczytaj także: Olivia Rodrigo – „GUTS” [RECENZJA]