Kolejne przygody rodzeństwa Holmes, z naciskiem na perypetie najmłodszej członkini rodziny. Millie Bobby Brown rozwija się aktorsko na naszych oczach. W druga część filmowej serii robi lepiej wszystko niż pierwsza.

Gdzieś w dyskursie popkulturowym utarło się, że sequele raczej są gorsze. Często mówi się o odcinaniu kuponów i produkcjach, które mają bazować na wcześniejszym sukcesie. Na pewno nie jest tak w przypadku filmu Enola Holmes 2, który robi wszystko lepiej. Czas trwania produkcji to delikatnie ponad 2 godziny, co delikatnie ostudzało mój apetyt. Teraz mi mało. Film ma świetne tempo. Nie brakuje w nim akcji ale przede wszystkim wie kiedy zwolnić. Ślę oklaski w stronę reżysera, Harry’ego Bradbeera.

Holmes
Millie Bobby Brown jako Enola Holmes

Zacznijmy jednak od wspomnianej już Millie Bobby Brown, która dojrzewa aktorsko. Chyba nie będzie kontrowersją, jeśli powiem, że to jedna z najbardziej utalentowanych aktorek młodego pokolenia, która w przyszłości uraczy nas nie jedną dobrą rolą i zgarnie nie jedną prestiżową nagrodę. Rola Enoli, to moja ulubiona kreacja aktorki. Jest w niej bardzo, hm… bezpośrednia? Również odważna i charakterystyczna. Żadna jej scena nie wydaje mi się być wymuszona i odnoszę wrażenie, że sprzedała by każdy film i każdy beznadziejny scenariusz. Bobby Brown to gwiazda i świetnie pasuje do roli bohaterki, która stara się być niezależna i chodzić z śmiało uniesioną głową. Millie łamie czwartą ścianę lepiej niż ktokolwiek inny.

Obok niej oczywiście fantastyczny Henry Cavill w roli Sherlocka, którego jest znacznie więcej niż w pierwszej części ale w żadnym momencie nie kradnie show partnerce z planu. Miałem wielką obawę, że będzie inaczej. Że pojawienie się Sherlocka zabierze show młodej bohaterce. Cavill zostawia jej bardzo dużo miejsca. Oboje rozwiązują, jak się później okazuje, zagadki, które mają ten sam punkt końcowy. I choć postać Sherlocka jest nader istotna to w żadnym momencie nie odciągnęła mnie od myśli, że to film o jego młodszej siostrze. I choć przyznać muszę, że Cavill jest bardzo porządku Sherlockiem i aktorsko, jak zawsze, miło się go ogląda, to komicznie udawał pijanego. Duet Enola-Sherlock jest wspaniały, czuć między bohaterami chemię. Wiele się od siebie uczą i dochodzą do wielu wniosków, pozytywnych, po czasie spędzonym razem.

Holmes
Henry Cavill jako Sherlock Holmes

Zarówno ten film, jak i pierwszą część przygód Enoli Holmes, reżyserował Harry Bradbeer. Pochwała należy mu się zwłaszcza za sequel. Nadał on tej produkcji idealne tempo. Narracja przebiega płynnie, a związek przyczynowo skutkowy, który wydaje się jeszcze ważniejszy w produkcjach detektywistycznych, jest fenomenalnie precyzyjny. Bradbeer doskonale czuł (bardzo dobry) scenariusz autorstwa Jacka Thorne’a i poprowadził całą historię wyśmienicie. Wiedział kiedy zwolnić tempo tej, mimo wszystko, szybkiej, jeśli chodzi o ciąg wydarzeń, produkcji. Każdy moment uspokojenia, jak 1. spotkanie Enoli i Sherlocka, czy młodej detektyw z matką (w tej roli fenomenalna jak zawsze Helena Bonham Carter) czy ukazanie relacji głównej bohaterki z młodym szlachcicem, dodawało głębi zarówno tej historii (której część wydarzyła się na prawdę) jak i bohaterom.

Ten film nie jest banałem. Piję tutaj do wątku romantycznego, który dostał swój teaser na końcu 1. część. Moment tańca Enoli z młodym politykiem Tewkesbury (Louis Partridge), moment w którym wyznają sobie miłość czy pierwszy pocałunek nie są przedstawione jak w generycznych komediach romantycznych. Takie momenty w filmach, które mogą być obudowane niczym innym jak tylko wyniosłą muzyką i słowami, działają prawie zawsze i dajemy im fory bo w końcu o to w tym chodzi. Żeby było wyniośle i romantycznie. Ale nie w tej produkcji. Harry Bradbeer podszedł do tego kreatywnie i nawet moment, w którym słyszymy to szczere „kocham cię” jest obudowane detektywistycznym kontekstem i jest wplątany w całą intrygę. 

Holmes
Millie Bobby Brown jako Enola Holmes oraz Louis Partridge Tewkesbury

Pochwalić można również scenografie oraz przepych i żywe ulice Londynu. To wszystko wypada bardzo naturalnie. Czego jednak nie można pochwalić to oprawa muzyczna. Oczywiście nie ona gra tu pierwsze skrzypce, to nie tego typu historia. Jest ona bardzo generyczna i w zasadzie nudna. Żaden z utworów nie wpada w ucho, a tym bardziej w pamięć. Również potyczki, nie należą do najlepszych. Często przerysowane i niezbyt kreatywne. W dodatku nie najlepiej zrealizowane. I jeśli chodzi o pracę kamery, to raczej nie znajdę zarzutów, poza właśnie pojedynkami.

Zalety

  • Millie Bobby Brown
  • Bohaterowie drugoplanowi
  • Reżyseria
  • Tempo produkcji
  • Scenografia

Wady

  • Muzyka
  • Pojedynki

7/10

Czy to najbardziej pozytywna recenzja jaką przeczytacie. Pewnie tak. Dlatego zapraszam też do mojego innego wpisu. TUTAJ znajdziecie zdecydowanie bardziej krytyczną recenzję filmu Amsterdam.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments