Konklawe w reżyserii Edwarda Bergera to opowieść. Historia o kardynałach, siostrach zakonnych, Watykanie, niedawno zmarłym papieżu i drodze do wybrania jego następcy. Chociaż ekranizacja głośnej książki Roberta Harrisa bierze za punkt odniesienia współczesność, to nie jest częścią naszej rzeczywistości. Wszystko, co zobaczymy i usłyszymy w Konklawe, jest fikcją. Opowieścią, która jednak angażuje widza tak, jakby sam właśnie odkrywał największe tajemnice świata i brał udział w obradach mających na celu wyłonienie nowej głowy Kościoła Katolickiego. W Konklawe jest coś, co sprawia, że film Bergera chłonie się całym ciałem, naprzemiennie wbijając się w fotel pod wpływem jego audiowizualnej siły oraz przesuwając się na skraj siedzenia, gdy śledzimy jego warstwę fabularną.
Problemy skorumpowanego, zepsutego i zagubionego Kościoła to jeden z najbardziej nośnych tematów naszych czasów. Im mocniej w danym społeczeństwie zakorzeniony został kult chrześcijaństwa, tym głośniej przejawia się opór ludzi, którzy czują się oszukani i skrzywdzeni przez przedstawicieli Kościoła. Kolejni pisarze (Frédéric Martel Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie) i reżyserzy (Tomasz Sekielski, Tylko nie mów nikomu) za pomocą języka faktów, starają się obnażyć tajemnice instytucji, która ma na celu wskazywać nam drogę życia, podczas gdy sama jest domem grzechu. Praca dokumentalistów inspiruje artystów. W 2018 roku w Polsce ukazał się film Wojciecha Smarzowskiego Kler, który okazał się być w polskich kinach ogromnym sukcesem kasowym. Historia rodzimej plebanii nie miała wymiaru globalnego, chociaż odzwierciedlała problemy całego kraju, a być może nawet bolączki światowego systemu społeczno-politycznego. Robert Harris również postawił na fikcję, fikcję literacką. Osobiście nie czytałem pierwowzoru książkowego Konklawe, jednak jest to nawet pomocne, żeby ocenić jego ekranizację jako film per se. To, co może nas zadziwić w przypadku Konklawe to fakt, że chociaż historia została osadzona w Watykanie, to nie jest ona w żaden sposób oparta na faktach. Ba, w ewidentny sposób odcina się od współczesnego Kościoła, przywołując wyłącznie imiona bardzo odległych papieży. W filmie nie usłyszymy nic o aktualnym papieżu Franciszku, Benedykcie XVI, czy Janie Pawle II. Jednak ci, którzy będą chcieli dopisać sobie ich do przedstawionej przez Edwarda Bergera historii, z pewnością odnajdą sensowne powiązania. Konklawe jest kolejną szansą dla twórców, by udowodnić, że opowieść może mieć taką samą moc w oddziaływaniu na świadomość odbiorców, co dokumentalizowana historia prawdziwa.
Zmarł papież X, więc trzeba wybrać papieża Y. Protagonista ma za zadanie dbać o porządek konklawe, jednak sam staje się cichym faworytem do nominacji na głowę Kościoła Katolickiego. Fabularnie, film Edwarda Bergera przypomina dobrą grę planszową lub komputerową, w której każdy z graczy ma wcielić się w kandydata na papieża, przekonać do siebie głosujących i wyeliminować przeciwników. Pionki w Konklawe zostały rozłożone z wyraźnym podziałem na prawicowo-konserwatywnych kandydatów i lewicowo-liberalną opozycję. Tak naprawdę wszystkie postacie, które poznajemy na starcie rozgrywki, są nam już dobrze znane. Przecież każdy z nas słyszał o starciu poglądów w kwestiach etnicznych, seksualnych i ordynacyjnych w Watykanie oraz potrafi sobie wyobrazić kto, i dlaczego, mógłby opowiadać się za przywróceniem, zachowaniem lub zrewolucjonizowaniem obecnie panujących zasad. Oto mamy pięciu odmiennych od siebie charakterologicznie i ideologicznie kandydatów. Kości zostały rzucone. Przez następną godzinę będziemy obserwować, jak przeróżne czynniki wpływają na ich poparcie, przez co przechodzą próby charakterów, kwestionują własną wiarę w starciu z ambicjami, podkładają sobie kłody pod nogi i wyciągają ręce do największych rywali po to, żeby samemu na tym zyskać. Konklawe to Gra o Tron w wersji przyspieszonej, gdzie Ned Stark został zastąpiony postacią Kardynała Lawrence’a. To ich oczami poznajemy świat zagmatwanej polityki i fałszywych ludzi, którzy chcą ugrać jak najwięcej na cudzych tragediach. Zarówno postać zagrana przez Seana Beana, jak i bohater Ralpha Fiennesa, nie są ani głupi, ani niewinni, ale zupełnie nie pasują do wizji tego zepsutego świata. Przed rozpoczęciem walki o tron Siedmiu Królestw, Ned Stark wolał pozostać w rodzinnym zamku Winterfell, a Lawrence pragnął opuścić Watykan jeszcze przed śmiercią poprzedniego papieża. Zarówno namiestnik króla, jak i kardynał, nie chcieli brać na swoje barki obowiązku, który tylko oni będą umieli go udźwignąć. Jest to archetyp bohatera, który jako jedyny jest godny i zdolny do wypełnienia odpowiedzialnej roli właśnie dlatego, bo jako jedyny ze swojego otoczenia nie wyciągał ręki po przywileje i pozycję, która mu się należy.
W gruncie rzeczy, Konklawe to klasyczny film. Mamy głównego bohatera i chronologicznie opowiedzianą historię, która z pomocą kilku nieoczekiwanych zwrotów akcji, zmierza do zamkniętego zakończenia. Praktycznie nie ma tu złych scen, ale nie ma też fabuły na tyle odkrywczej, żebyśmy nie mogli porównać jej do storytellingu z połączenia Dwóch papieży i kina Olivera Stone’a. Jest w nim dużo momentów, które możemy zestawić z autentycznymi wydarzeniami, ale też scen symbolicznych, przypominających nam, że oglądamy wytwór czyjejś wyobraźni. To, co sprawia, że Konklawe z filmu dobrego, przeistacza się w film bardzo dobry, to nie tylko niepowtarzalna moc zaangażowania widza w intrygi fabularne, ale też piorunująca warstwa audiowizualna. Nie spodziewałem się, że tak niewidowiskowy film, osadzony w kościelnych salach i stołówkach, oparty na rozmowach i listach, wyda mi się tak konieczny do obejrzenia w kinie. Dzieje się tak za sprawą imponującego wystroju wnętrz, dbałości o piękno i elegancję każdego elementu scenografii, oraz rewelacyjnej ścieżce muzycznej i doskonałemu udźwiękowieniu filmu. Edward Berger, podobnie jak w przypadku swojego poprzedniego filmu Na zachodzie bez zmian, przy Konklawe współpracował z kompozytorem Volkerem Bertelmannem, który zdobył już Oscara właśnie za pracę nad muzyką do ich dzieła z 2022 roku. W Konklawe mamy do czynienia z bardzo podobnym mixem muzyki komputerowej z instrumentami basowymi. Dźwięk doskonale współgra z obrazem, uwydatniając napięcie i dodając dynamikę do statycznych scen. Film Bergera jest dobrym materiałem, żeby zobaczyć w praktyce enigmatyczne rytuały kościoła, zwłaszcza praktyki, które są dokonywane po śmierci papieża. Enigmatyczny opening zostaje niestety skrócony, jak zresztą całość filmu, która bardziej wspomina niż odzwierciedla watykańskie zwyczaje. W Stolicy Apostolskiej zabrakło mi spojrzenia outsidera, który mógłby wyjaśnić nam poszczególne sceny i protokoły, według których toczyła się główna akcja filmu. Kardynałowie musieli być odizolowani od świata zewnętrznego, więc podczas konklawe nie było miejsca dla nowicjusza z wiedzą porównywalną do kompetencji przeciętnego widza, ale takie wtajemniczenie nas w zawiłości prawa kościelnego mogło nastąpić np. za pośrednictwem rozmów sióstr zakonnych. Swoją drogą Siostra Agnes zagrana przez Isabelę Rossellini była bardzo miłą odskocznią od męskiego obrazu Kościoła.
Konklawe to inteligentne kino polityczne skoncentrowane na pasjonującej tematyce i przedstawione z wysmakowanym kunsztem. Świetna gra aktorska, na czele z wybitnym Ralphem Fiennesem, sprawia, że śledzenie zawiłości politycznych fikcyjnego Watykanu jest dla widza całkowicie wiarygodne. Film Edwarda Bergera nie boi się poruszać drażliwych problemów i eksponować wad Kościoła Katolickiego, jednak reżyser jest daleki od pretensjonalnego i skandalizującego tonu. Co prawda, na sam koniec w Konklawe wkrada się jeszcze większy chaos i chyba nawet sama historia zgubiła własny ogon, ale nie umniejsza to pasjonującemu przeżyciu, jakim jest seans jednego z najlepszych filmów 2024 roku.
Moja ocena: 8/10.