Kącik Popkultury

Szukaj
Close this search box.

Gry relaksacyjne wobec FOMO. „Coffee Talk”, czyli poproszę podwójne latte na sojowym

Północ. Za oknem niepogoda i ciemności – miasto i jego mieszkańcy szykują się do snu, który zakończy ich mniej lub bardziej udane dni i połączy je z pełnym nadziei jutrem. Jedyne, co rozświetla ulice jednej z mniej popularnych dzielnic Seatle, to szyld niewielkiej, niepozornej kawiarni na rogu, którego neonowy błysk odbija się w tworzących grząskie kałuże, powolnie opadających z chmur kroplach deszczu. Kawiarnia ta nosi nazwę „Coffee Talk” i, jak można zauważyć po krótkiej obserwacji, otwiera się jedynie wieczorową porą; codziennie od około 23 do ostatniego klienta. A klientów tych generalnie nie ma zbyt dużo, więc regularne godziny otwarcia tworzą dosyć niewielki przedział 2-3h na dobę. Jakim więc cudem komukolwiek opłaca się trzymać taki biznes? Zwłaszcza, że wszystkie pozycje w menu, od szklanki wody do fikuśnych, malezyjskich latte, sprzedawane są za taką samą cenę? Chodzą plotki, że właściciel (będący jednocześnie jedynym pracownikiem) jest tak bogaty, że niepotrzebna mu praca zarobkowa, więc zarządzanie kawiarnią to po prostu jego kaprys i zachcianka, którą najpewniej – jak każdy zblazowany bogacz – przy pierwszej lepszej okazji porzuci. Wystarczy jednak wejść do środka, by szybko przekonać się, że to nieprawda – niewielki, ale elegancki przybytek jest zawsze zadbany, wysprzątany i gotowy na gości. Cóż, ale skoro już tu jesteśmy, a za oknem taka taka pogoda, to może złapalibyśmy nieco oddechu? Barista? Tak, dobry wieczór. Nie, my tutaj pierwszy raz, akurat przechodziliśmy obok… Oczywiście, tak, nie ma nic bardziej orzeźwiającego, niż kubek gorącej kawy, pełna zgoda. No cóż, skoro pan nalega… poproszę podwójne latte na sojowym. Zarysowana wyżej scena to nieco ufabularyzowany punkt wyjścia relaksacyjnej gry niezależnej studia Toge Productions z 2020 – „Coffee Talk”, wydanej przy współpracy dewelopera z Chorus Worldwide. Gry, na której przykładzie spróbuję obronić tezy, jak ważne we współczesnym, obfitym growym półświatku ważne są tytuły którym nie zależy na niczym więcej, jak chwilowe odstresowanie swojego odbiorcy.

„Coffee Talk” należy do gatunku visual-novel i jest prostym, zrealizowanym na silniku Unity symulatorem baristy w tytułowej kawiarni, niewielkim przybytku odwiedzanym przez wielu interesujących gości. Zadaniem gracza w trakcie rozgrywki jest wysłuchiwanie kolejnych interakcji między bohaterami (w których, jako barista, pozostajemy raczej biernymi rozmówcami; brak tu opcji wyboru dialogu) oraz… przygotowywanie zamówionych napojów, co jest jedyną tak naprawdę mechaniką gameplayową i elementem ludycznym zaproponowanym przez twórców. Przygotowanie napojów jest przy tym maksymalnie uproszczone i ogranicza się do wyboru trzech składników, które następnie „wyparzamy”, po czym historia toczy się dalej. Mechanika ta nie stanowi zresztą żadnego wyzwania, a raczej propozycję zabawy – nawet, jeśli konsekwentnie skiepścimy każde zamówienie klientów po kolei, linia fabularna – niewzruszona naszymi porażkami – i tak posunie się do przodu. A wszystko to przy dźwiękach odprężającej, nagranej specjalnie dla potrzeby gry lo-fi playlisty, nad którą – jako barista – mamy pełną kontrolę, w każdym momencie rozgrywki mogąc zmienić utwór za pomocą dedykowanej, spotify-podobnej aplikacji wgranej na smartfon głównego bohatera.

„Coffee Talk” to więc gra relaksacyjna pełną gębą, z którą spędzenie kilku naprawdę wartościowych godzin doprowadziło mnie do refleksji nad grami-odprężaczami jako takimi i ich rolą we współczesnym, gamingowym FOMO. Na stan 2023 roku każda wielka firma walczy o naszą uwagę na każdym kroku – czy to za sprawą licznych tytułów sieciowych, w których „wyspecjalizowanie się” zajmuje setki godzin, czy atrakcyjną ofertą abonamentów rzędu Game Pass czy PlayStation Plus, czy wysokobudżetowymi, gargatuicznymi produkcjami z otwartym światem. Jeśli ktoś w obecnej chwili zdecyduje się „zostać graczem” (w najprostszym znaczeniu tego słowa jako: rozpoczęcie przygody z tym medium, niezależnie od preferencji i platformy), nadmiar możliwości jest zwyczajnie przytłaczający. Przykładowo – jako „szary gracz” kończę pracę i siadam przed konsolą myśląc, na co spożytkować godzinę-dwie czasu, jakie danego dnia udało mi się wygospodarować na jedno z moich ulubionych hobby. Na dysku czeka: Hogwarts Legacy (które przez mediowy dyskurs OCZYWIŚCIE, że nie mogło mnie ominąć; w końcu jak mogę nie czuć sentymentu do uniwersum, do którego wzdycha całe moje pokolenie w internecie?), kilka sieciowych pożeraczy czasu rzędu Apex Legends czy Fall Guys oraz świeżo pobrana Fifa 23. Na chwilę wskakuję do świata J. K. Rowling, po czym rozgrywam krótką, satysfakcjonującą rundkę w Apeksie. Już chcę wrócić do tego pierwszego tytułu, po czym znajomy zagaduje, czy nie mam ochoty na krótkie pici polo na dwie bramki (a ja OCZYWIŚCIE, że odpowiadam: czemu nie?). Znajomy informuje mnie o nowej promocji na subskrypcję, z której korzystam – przecież taka cena może się już nie powtórzyć – i nagle moja biblioteka napełnia się kolejnymi, kolorowymi ikonkami, których samo przelecenie wzrokiem zajmie mi z dobry kwadrans. Ustalam sobie plan – kolejnego dnia koniecznie odpalam tytuł X i Z, a potem jeszcze Y (w końcu subskrypcja kiedyś się skończy i wypadałoby ograć w jej ramach jak najwięcej). Patrzę na zegarek – oryginalnie zaplanowane dwie godziny przeciągnęły się do trzech, a ja, zamiast zafundować sobie upragnioną porcję relaksu, tak naprawdę „pogorszyłem” swoją sytuację – wszystkiego liznąłem po trochu, planów coraz więcej, a czasu – nieznośnie mniej. I, oczywiście, sam jestem sobie winny.

Powiecie zapewne: wystarczy skupić się na jednym tytule, a zresztą to tylko gry, chodzi o rozgrywkę, a nie stresowanie się, źle do tego podchodzisz. I to wszystko prawda – ale jak osoba, przed którą otwierają się takie arkana możliwości, ma znaleźć w sobie samokontrolę i silną wolę, aby się ograniczyć? Jak w gamingowym „Wszystko wszędzie naraz” skutecznie dokonać przesiewu i nie ulec wszystkim internetowym viralom na temat konkretnych gier, skoro możliwość sięgnięcia po nie jest taka prosta? Jedyne rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy, to ograniczenie mediów społecznościowych i planowanie swoich rozgrywek w formie listy, ale gdzie w tym z kolei tak ekscytująca spontaniczność i ciekawość próbowania nowych rzeczy, które codziennie wyrastają jak grzyby po deszczu?

Dużo pytań, a mało odpowiedzi. I właśnie w takich sytuacjach – całe na biało – wkracza „Coffee Talk”, czyli gra, której faktycznie zależy na tym, abym, jako gracz, wziął trochę na luz. Tytuł, którzy przy codziennym natłoku propozycji mógł mi z łatwością umknąć, ale na całe szczęście tego nie zrobił, przypominając jednocześnie o tym, jak duża moc tkwi w prostym, niezobowiązującym relaksie przed telewizorem po wyczerpującym dniu. Przyjemna dla oka, pikselowa grafika, niezobowiązujący gameplay i klimatyczna ścieżka dźwiękowa tworzą przyjemne sensorycznie doświadczenie na około pięć-sześć godzin zabawy, w trakcie których nasze zadanie jest proste: rozkoszować się każdą kolejną minutą poprzez wysłuchiwanie kolejnych historii i parzenie kolejnych trunków. Nie znaczy to bynajmniej, że „Coffee Talk” to gra kompletnie nieangażująca, przy której należy wyłączyć szare komórki i bezmyślnie oddać się naciskaniu guzików na padzie. Wbrew przeciwnie – historie, jakie poznajemy od klientów są wciągające i poruszają wiele istotnych społecznie tematów, nieraz odwołując się bezpośrednio do naszej inteligencji emocjonalnej. Jak to w „barach” bywa (a nasz „Coffee Talk” to nic więcej, jak właśnie taki kawowy bar) przyjdzie nam się zmierzyć ze złamanymi sercami, niespełnionymi ambicjami, zawodowym wypaleniem czy kruchymi marzeniami. Nie będę zagłębiał się w fabułę – nie o tym jest ten tekst – ale krótko powiem jedynie, że kreacja świata na wzór serii Fables, w którym ludzie współegzystują z licznymi nadnaturalnymi stworzeniami na porządku dziennym, sprzyja wielu i kreatywnie dramatycznym (jak międzyrasowy mezalians), i zabawnym opowieściom, jakie poznajemy zza lady nad parującym kubkiem kawy. Jednocześnie struktura gry z podziałem na ok. 15-20 minutowe segmenty „dniowe” i łatwą opcją zapisu pozwala nam poznawać te historie we własnym, nienarzuconym tempie, co idealnie sytuuje „Coffee Talk” jako idealną grę do wskoczenia do niej na chwilę przed snem czy do śniadania, aby oderwać się myślami od bolączek rzeczywistości. Warto zwrócić też uwagę na intertekstowo zaimplementowane w grze opowiadania jednej z bohaterek, które poznajemy z poziomu aplikacji na telefonie głównego bohatera w ramach subskrypcji: jedna historyjka dziennie. Teksty Freyi potrafią rozbawić, wzruszyć, ale nigdy nie udają, że są czymś więcej niż właśnie krótką opowieścią mającą zając nas na kilka minut, jednocześnie świadome, że w tym tkwi ich największa siła. Te samą charakterystykę możemy odnieść do całości gry.

„Coffee Talk” udowadnia, że potrzebujemy czasem zaczerpnąć świeżego oddechu i uzmysłowić sobie, że bycie aktywnym graczem nie zawsze musi być równoznaczne z inwestowaniem setek godzin w tytuły wymagające od nas „pracy na pełnych obrotach”. Czasem warto po prostu wyczyścić swoją rozkładówkę i sięgnąć po grę, które uspokoi nasze narastające FOMO i nie będzie od nas wymagała nic więcej, poza naszą obecnością i udziałem w jej ukończeniu. Sam swoje kilka godzin spędzonych z tytułem Toge Productions wspominam bardzo gorąco (prawie tak gorąco, jak herbata zaparzona z dużą ilością imbiru) i chętnie zasiądę do zbliżającego się sequela („Coffee Talk Episode 2: Hibicscus & Butterfly”) , licząc na kolejną dawkę przyjemnej relaksacji przy „niskodokładnych” melodiach.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy