To wcale nie jest tak, że Adam Driver upodobał sobie włoskich bogaczy i teraz tylko takie role będzie nam dostarczał. Podczas festiwalu EnergaCAMERIMAGE 2023 przyznał, że z początku sam nie wiedział dlaczego Michael Mann do niego zadzwonił z propozycją. Po przeczytaniu scenariusza i odbyciu kilku rozmów wszystko już było dla niego jasne. Ja natomiast po obejrzeniu „Ferrari” też już doskonale wiem dlaczego. Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu, który 29 grudnia trafi do polskich kin.
„Ferrari” nie nazwałbym filmem biograficznym. Opowiada jedynie fragment z burzliwego i pełnego emocji życia założyciela jednej z najpopularniejszych wytwórni samochodów. Wybrano raczej punkt kulminacyjny w życiu Enzo, na którego spadła w tym okresie ogromna odpowiedzialność za rodzinę, biznes, przyjaciół i kierowców. Był to jednak okres, który w kontekście dzisiejszej pozycji firmy na rynku mógł okazać się kluczowy. Michael Mann przedstawia nam fragment z życia, w którym Ferrari musiał zadbać o wizerunek firmy, wyniki, relacje z żoną i jednoczenie partnerem biznesowym oraz ustalić priorytety w życiu osobistym. Zapewne wiele osób może potwierdzić, że jak zwykle w takich sytuacjach wszystko zbiega się w czasie i problemy się nawarstwiają.
Bardzo chciałbym pochwalić aktorskie dokonania Adama Drivera, który w końcu był dla mnie przekonujący i dał wrażenie, że to rola idealna dla niego. Podobnie z Penelope Cruz, której ról dotychczas nie mogłem przetrawić. W roli Laury Ferrari wypada znakomicie. Burzliwa relacja małżeństwa jest ważnym elementem fabularnym filmu. Każde ich starcie przekłada się zarówno na życie prywatne jak i zawodowe czego oboje są świadomi. Bardzo dobrze ogląda się ich na ekranie zarówno razem jak i osobno. Postacie to mocna strona filmu, w zasadzie najistotniejsza. To nie jest film o samochodach, wyścigach czy budowaniu imperium. To film o towarzyszących temu wszystkiemu emocjom, których tutaj jest cały zestaw.
Michael Mann dostarczył bardzo dobrze technicznie zrealizowany film. Przyjemnie ogląda się sceny wyścigów, słychać mocne ryczenie silnika a drastyczne sceny wypadków poruszają. Podczas Q&A padło pytanie odnośnie kolizji. Autor jednocześnie podzielił się swoimi odczuciami mówiąc wprost, że były kiepskie – Adam Driver skomentował to jedynie słowami „fuck you, i don’t know, next question”. Abstrahując od tego czy to zachowanie było na miejscu czy też nie, zgadzam się z Adamem i mogę stwierdzić, że były na tyle mocne i przejmujące, że nawet jeśli były nie do końca dobrze zrealizowane to wywołały poruszenie. Być może dla kogoś z bardziej wrażliwym okiem będą widoczne złe decyzje twórców, dla mnie jednak największe znaczenie miała intensywność tych scen.
Bardzo dobrze spędzone dwie godziny w kinie. „Ferrari” dostarczył mi zarówno emocji jak i rozrywki. Mimo iż nie było to coś czego oczekiwałem to i tak wyszedłem z sali kinowej usatysfakcjonowany. Uważam, że jest na co czekać i warto wybrać się do kina gdy film będzie dostępny.
Sprawdź również: „Biedne istoty” – film otwarcia Camerimage 2023 [RECENZJA]