Jung_E to połączenie zmyślnego cinematicu, na wzór tych od Riot Games czy Blizzarda, z konwencją tureckich telenoweli. Przestarzałe CGI, niepotrzebne slow motion i kliszowa pompatyczna ścieżka dźwiękowa.
Produkcja z Korei południowej, za reżyserię i scenariusz której odpowiedzialny jest Sang-ho Yeon. Twórca serii Zombie express oraz serialu Hellbound. W Jung_E zabrał nas w przyszłość. Do postapokaliptycznych czasów, gdzie trwa wojna domowa pomiędzy mieszkańcami ziemii, a (w uproszczeniu) ludzkimi koloniami w kosmosie, które ogłosiły swoją niepodległość. Akcja filmu skupia się na legendarnej najmniczce (w tej roli Hyun-joo Kim), której kopia zapasowa mózgu, ma posłużyć do stworzenia maszyny będącej w stanie zakończyć wojnę. Pomysł na papierze wydaje mi się ciekawy. Natomiast film, zrealizowany jest okropnie.
Bardzo szybko dowiadujemy się, że badania nad wspomnianą najemniczką, prowadzi jej córka (w tej roli (Soo-yeon Kang). Reżyser od razu odkrywa karty i chce zbudować całą narrację filmu, na miłości i tęsknocie córki córki za matką. Problem w tym, że ciężko uwierzyć w motywacje córki i jej działania. Całe zaplecze emocjonalne oraz historia bohaterów nie zostały zbyt dobrze zarysowane. Ciężko przez to uwierzyć w ich motywacje i im po prostu kibicować. Jest w tym filmie jednak jeden moment, kiedy pewna tajemnica wychodzi na jaw. To moment w którym cierpienie, ale też w pewnym sensie ulga i radość są wymalowane na twarzy bohaterki, w którą wciela się Soo-yeon Kang. Jest to jednak efekt dobrej gry aktorskiej, a nie scenariusza.
Efekty specjalne są okropne. Połowa filmu wygenerowana jest komputerowo. Produkcja nie wygląda ani trochę naturalnie i ciężko się to ogląda. Sceny akcji, których jest sporo, są okropnie zrealizowane. Zbyt dużo dzieje się poza kamerą. Podczas potyczek, często nie widać w ogóle uderzeń, a kamera jest zbyt dynamiczna, zbyt ruchliwa. Ponadto, ciężko się te sceny ogląda, również ze względu na montaż całości. Walka finałowa jest efekciarska i przekombinowana.
Często reżyser oddaje inicjatywę muzyce. Tempo filmu zwalnia, bohaterowie z całym tłem są jakby wyciszani, a do głosu dochodzi soundtrack. Niczym specjalnym się nie wyróżniający. Od razu skojarzyło mi się to z tureckimi telenowelami, gdzie seriale opowiadane są głównie za pomocą ścieżki dźwiękowej, a nie obrazu czy dialogów. Podobny poziom żenady i sztucznego pompowania emocji.
ZALETY
- Ciekawy pomysł
WADY
- Scenariusz
- Realizacja
- Przestarzałe CGI
- Efekt WOW budowany na slow motion i pompatycznej, generycznej ścieżce dźwiękowej
Jest to jednak sci-fi pełną parą i fanom gatunku, którym nie przeszkadza kiepskie CGI, produkcja może się spodobać. Bo tak jak wspomniałem na początku, na papierze, ten film wygląda ciekawie. Realizacja jednak w ogóle do mnie nie trafiła.
2/10
Przeczytaj również: Czy Avatar: Istota Wody podczas 2. seansu dalej bawi?