Wielka Brytania kojarzy nam się głównie z monarchią, Big Benem oraz Harrym Potterem. Przez lata była najpotężniejszym Imperium na świecie, które w swoim posiadaniu miała wiele miejsc na Ziemi. Mało kto jednak wie o tym, że obecna Wielka Brytania, która nie jest już światowym liderem, to raj dla przestępców finansowych i oligarchów. Raj dla tych, którzy bez żadnych obaw mogą prowadzić tam swoje interesy. W swojej książce „Kamerdyner Świata” Oliver Bullough nazywa wprost Wielką Brytanię lokajem będącym na zawołanie najpotężniejszych i najbogatszych ludzi świata.
Autor przedstawia rozwój kamerdynerskiej posługi Wielkiej Brytanii, której start wskazuje na rok 1956 i początek kryzysu sueskiego. To wtedy rozpoczął się rozpad Imperium Brytyjskiego. Zasmuceni tym faktem Brytyjczycy zaczęli zastanawiać się co mogą zrobić, by nie zostać zapomnianą potęga. Padł pomysł na zapraszanie do siebie i gwarantowanie bezpieczeństwa wszelkim oligarchom oraz przestępcom finansowym. Od tego momentu w państwie tym nieustannie działa pralnia brudnych pieniędzy, która rzuca przygnębiający i smutny obraz na Wielką Brytanie. Obraz kamerdynera zaproponowany przez Bullougha powstał z porównania monarchii do lokaja Jeevesa Bertiego Woostera z serii opowiadań „Jevees and Wooster”.
W swojej książce Oliver Bullough przemierza z czytelnikiem cały świat, zapraszając w odległe rejony, prowadząc tym samym poważne śledztwo reporterskie mające na celu obnażyć grzechy Wielkiej Brytanii. Dzięki temu śledztwu poznajemy zupełnie inną stronę tego kraju. Stronę dająca do myślenia i każącą przewartościować swoje dotychczasowe myślenie o tym państwie. Zwłaszcza, że mowa również o rosyjskich oligarchach, którzy wciąż mogą czuć się tam bezkarni. W kontekście zaangażowania Wielkiej Brytanii we wsparcie Ukrainy w trakcie zbrojnej napaści Rosji wydaje się to być nieco absurdalne. Bullough przytacza między innymi postać Dmitrija Firtasza, który związany był z Kremlem. W Wielkiej Brytanii zyskał szacunek i uznanie. Zapraszany był na różne państwowe wydarzenia, a nawet doradzał Ministerstwu Spraw Zagranicznych. Wszystko to mimo pełnego zaangażowania w politykę Kremla. Można by zatem rzec, że Wielka Brytania dołożyła swoje trzy grosze do zbrodniczej polityki Władimira Putina.
W książce przedstawiony jest (oraz krytykowany) brudny świat bankierów i księgowych, którzy w pełni świadomi wspierają przestępców i podejrzanych miliarderów w przechowywaniu ich majątków. Samo pranie pieniędzy odbywa się poprzez zakładanie firm, które jest bardzo proste. W Wielkiej Brytanii istnieją pewne regulacje prawne, które sprzyjają (a nawet i zachęcają) do tworzenia swoich własnych działalności. Wszystko to pod okiem władzy, która wydaje się nie mieć z tym problemów.
„Kamerdyner świata” to dobrze napisany reportaż, który wymaga jednak pełnego skupienia. Wiele tutaj opisów zdarzeń, miejsc i postaci przy których łatwo można się pogubić. Nie jest to lektura łatwa, jednak na pewno potrzebna. Świetnie odnajdzie się wśród osób zainteresowanych historią imperializmu Wielkiej Brytanii, a także dla tych, którzy interesują się gospodarką czy geopolityką. Można wiele wynieść po jej lekturze. Przede wszystkim potrafi odmienić nasz pogląd na temat wyspiarskiego państwa.
Bullough próbuje podsunąć pomysły na to jak zaradzić tej sytuacji. Wszystkie wydają się jednak być nic nie warte w działaniach wielkiej gospodarczej machiny. Dla mnie osobiście lektura tej książki wiązała się ze zmianą światopoglądu. Wielka Brytania przestała już widnieć przede mną jako państwo bez skazy we współczesnej historii (oczywiście nie mam na myli czasów Imperium), w pełni zaangażowane w konflikt w Ukrainie. Pojawiła się przede mną wizja państwa, które tak bardzo pragnie się liczyć, że odda duszę (oraz banki) diabłu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie spełnią się wszystkie ponure przewidywania Bullougha, a Wielka Brytania przestanie świadczyć usługi kamerdynerskie.
Egzemplarz książki do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B., za co serdecznie dziękujemy.
Przeczytaj również: „Powrót do Brideshead”. Wspomnienia ze spiżu [RECENZJA]