Lil Nas X powraca z nowym teledyskiem do utworu „J Christ”. Artysta sam napisał scenariusz i wyreżyserował klip.
Lil Nas X to popkulturowy frankenstein, który jest jednocześnie papierkiem lakmusowym dla branży muzycznej. Jest pierwszym czarnoskórym raperem otwarcie homoseksualnym, co w obliczu zmaskulinizowanego gatunku prezentującego samczy świat jest niewątpliwie odświeżające. Od początku debiutu to strona wizerunkowa jego postaci wysuwa się na pierwszy plan, między innymi za sprawą jego okazałych teledysków. Złośliwi nazwaliby to przerostem formy nad treścią. Jego teledyski to barok, a najnowszy do piosenki „J Christ” tylko to potwierdza.
Młody Amerykanin pojawia się w nim w dziewięciu (!) różnych stylizacjach. Nas emanuje seksualnymi podtekstami, kojarzonymi dotychczas z kobiecą stroną sceny muzycznej. Tutaj kampowa zabawa gejowską kulturą, queerową stylistyką i redefinicja tego, co jest często przypisywane płciom, jest wyniesiona do rangi religii. Nie przypadkowo, bo cały teledysk jest zlepkiem biblijnych historii, tyle że opowiedzianych jak gdyby estetyką Davida LaChapelle’a. Kiedy rząd dusz wspina się po schodach do nieba, w bramach wita ich Lil Nas X w białej halce, tipisach i złotej kolii na szyi układającej się w napis SEX. Chwilę później schodzi do piekieł w niebotycznych szpilkach, żeby w następnym momencie rozegrać mecz koszykówki z diabłem i odtańczyć energetyczną choreografię w stroju cheerleaderki. Prawdopodobnie najmocniejszym dla wielu będzie moment, kiedy raper wisi na krzyżu w koronie cierniowej. Ale nie brakuje tu także strzyżenia owcom sierści elektryczną maszynką, żeby w następnych szybkich ujęciach wypłynąć także Arką na wzburzone morze.
Dialogowanie z Biblią jest żywe w popkulturze. Prominentnym przykładem są choćby Madonna z płonącymi krzyżami czy Lady Gaga jako Maria Magdalena i połykająca różaniec zakonnica. I w końcu w 2024 roku Nas X jest godnym następcą-profanem. Oczywiście siła rażenia nie jest już tak duża, bo i muzyka rapera to nie też radiowy czasoumilacz dla wszystkich. Choć poza zachwytem fanów, nie brakuje też opinii pełnych dezaprobaty. W tym przypadku to co prawda spektakl na CGI, który co bardziej wrażliwych może razić w oczach, ale dla mnie jest ładnym, trzpiotkowatym i bombastycznym widowiskiem. Jedno jest pewne. W popkulturze od jakiegoś czasu to nie topowe pop diwy wiodą prym w teledyskach. Pierwsze z brzegu najnowsze klipy Ariany Grande czy Duy Lipy są zwyczajnie oszczędne w środkach. Zostały nakręcone w zasadzie w jednym pomieszczeniu, a ich najjaskrawszym i najmocniejszym aspektem są układy choreograficzne. Lil Nas X nowym teledyskiem zaspokaja potrzebę ekstatycznych wizualnych doznań na dłużej. Amen.