Jeszcze dekadę temu przebicie miliarda odtworzeń było wyczynem nie z tej ziemi. Fenomen Gangnam Style był komentowany przez wszystkich, a piosenka sączyła się zewsząd – z radia, telewizji i Internetu. Dzisiaj artysta może mieć miliard odtworzeń, a jest duże prawdopodobieństwo, że nigdy go nie słyszałeś. Dlaczego tak jest i co się zmieniło?
Cofnijmy się w czasie o dziesięć lat. Mamy sierpień 2013 roku. Aż 6 piosenek, które królują na Billboard Hot 100, znalazły się także w notowaniu listy przebojów RMF FM, najpopularniejszego radia w Polsce. Ok, ale Billboard to sprzedaż + reszta, a Poplista to tylko głosy słuchaczy, ktoś powie. Spójrzmy zatem na Airplay, czyli zestawienie utworów z największą liczbą słuchaczy we wszystkich stacjach radiowych. Trzy spośród pięciu najpopularniejszych utworów w Polsce w sierpniu 2013 (jest to Avicii Wake me up, OneRepublic Counting Stars i Daft Punk ft. Pharell Williams Get Lucky), pojawia się także na liście najchętniej granych w amerykańskich rozgłośniach.
Wiecie, ile utworów z tegorocznego sierpniowego notowania Billboardu znalazło się na Popliście? Jeden. A w Airplay, i to szorując po dnie Top 30? Też jeden. Nie jest to Luke Combs, żaden Morgan Wallen, ani nawet Rema. Jest to Dua Lipa z piosenką do „Barbie” Dance The Night. Czy ktoś ma dzisiaj licencję na kreowanie gustów?
Kto to jest? Nie znam.
Nic dziwnego, kiedy radio utraciło w dużej mierze swoją moc promocji muzyki, nie wspominając już o telewizji. Prawdziwą rewolucję na rynku muzycznym zrobił streaming, stając się głównym modelem dystrybucji. Zdemokratyzował rynek, a przy okazji zatomizował. Steve Lacy z piosenką Bad Habit dobije zaraz do 900 milionów odsłuchań na Spotify. Jest to chyba obiektywnie całkiem sporo, prawda? Usłyszałem ją pierwszy raz wczoraj, googlując ją. I tylko dlatego, że zobaczyłem jego twarz na okładce jednego z numerów Variety. W ogóle nie poznałbym gościa.
Prawdziwy wynalazek, Spotify jako jedna z największych platform streamingowych, zadebiutował w Polsce na początku 2013 roku i w ciągu kilku miesięcy zebrał pół miliona użytkowników. Dał nam do ręki koszyk ze wspaniałościami. Czyniąc nas samymi Panami i uwalniając od wszelkiej maści muzycznych krytyków i recenzentów, odtąd możemy tworzyć własne playlisty, odtwarzać konkretnych artystów, czy gatunki muzyczne w dowolnym momencie i nie musimy już polegać na żadnych programach radiowych. Dano nam setki gatunków, miliony piosenek, mobilność. A artystom globalny zasięg i… pieniądze? Pamiętacie jeszcze czasy jak Taylor Swift nie udostępniała tam swoich albumów? No właśnie. Dziś platforma ma ponad 500 (!) milionów użytkowników. I Swift w swoich szeregach.
W 2013 r. na liście 100 najchętniej słuchanych utworów w Polsce znajdowało się zaledwie pięć utworów polskich artystów. W roku 2022 liczba ta wynosiła już 76. Bo Spotify to także algorytmy, a może przede wszystkim. Algorytmy rekomendacyjne analizują preferencje słuchaczy i sugerują im nowe utwory i artystów. To umożliwia użytkownikom odkrywanie muzyki, która odpowiada ich gustowi i… szczelnie potrafi zamknąć ich w bańce.
Nie chcę cię tylko mmm…
Mamy więc w teorii narzędzie, dzięki któremu zarówno znani artyści, jak i ci mniej znani, mają równy dostęp do platformy, na której mogą udostępniać swoją muzykę publiczności. A jednocześnie jesteśmy w dobie, gdzie wszystkiego jest przesyt. I nawet jeśli artysta dobija do miliarda odsłuchań… to nadal trudno mu się przebić w gąszczu konkurencji.
Do tego dochodzi jeszcze TikTok, który jest obosieczną bronią i jego 3 sekundowa (już nie 15-minutowa) sława, która, jak piana na wodzie, winduje utwór na wyżyny, ale już nie daje szans, żeby zdążyć zbudować stabilną i długotrwałą karierę. Nie łudźmy się, więc, że poznamy wszystkich, a nawet i większość. Może czasem to i dobrze, bo i słodycz w nadmiarze to rzecz obojętna.
Przeczytaj również: Śmiertelnie poważny horror. „Mów do mnie” [RECENZJA]
[…] Przeczytaj także: Mają miliardy odtworzeń, ale nawet ich nie znasz. Dlaczego? […]
[…] Przeczytaj także: Mają miliardy odtworzeń, ale nawet ich nie znasz. Dlaczego? […]