Hej fani Star Wars! Czy tęsknicie za dobrą jakością w uniwersum Gwiezdnych Wojen? Widząc najnowsze poczynania Disneya chyba wszyscy spoglądamy z pewną nostalgią w kierunku sequeli, czy chociażby pierwszego sezonu „The Mandalorian” i „Andora”. Przede wszystkim ten pierwszy z seriali rozbudził w fanach kosmicznego uniwersum bardzo duże nadzieje. Choć każde kolejne seriale spadają na łeb, na szyje to na szczęście z odsieczą przychodzi najnowszy komiks od wydawnictwa Egmont – „Mandalorianin: Sezon pierwszy. Część pierwsza”, który przypomina nam, za co tak naprawdę pokochaliśmy Daj Djarina.
Fabuła komiksu to historia mandaloriańskiego łowcy nagród, którego losy niespodziewanie splatają się z pewną znajdą, która początkowo staje się jego celem. Między Daj Djarinem a Baby Yodą zawiązuje się niezwykła relacja, która staje się również ich przekleństwem i zsyła na nich wiele niebezpieczeństw. To wszystko to oczywiście historia, którą znamy doskonale z serialu, albowiem komiks jest jego stuprocentową adaptacją. Tym samym pierwsza część albumu opowiada wydarzenia z pierwszych czterech odcinków serialu. Początkowo budziło to we mnie obawy, no bo jak upchać czteroodcinkową historię na lekko ponad 130 stronach, utrzymując tym samym ład i spójnię fabularną? Na szczęście scenarzysta Rodney Barnes podszedł do swojego zadania wzorowo i udało mu się rozpisać tę historię w minimalistycznym stylu, jednocześnie nie pomijając istotnych wątków, które pozostawiłyby czytelnika ze stanem niedosytu.
Każdy, kto oglądał pierwszy sezon „Mandalorianina”, wie, jak świetny jest to serial. Tym samym komiks nie jest niczym zaskakującym i podobnie jak produkcja Disneya – trzyma wysoki poziom. Dzięki temu scenariusz Rhodneya Barnesa jest naprawdę świetnie napisanym kosmicznym akcyjniakiem, od którego ciężko się oderwać. Podobnie zresztą jak w pierwszym sezonie serialu. Co jednak, jeśli za czytanie weźmie się ktoś, kto nie widział „Mandalorianina”? Tu może pojawić się mały problem, albowiem Barnes, próbując upchać historie z poszczególnych odcinków, pomija niektóre wątki. Nie są one oczywiście znaczące dla fabuły, jednak mogą sprawić, że ktoś mógłby się nieco zagubić. Przede wszystkim nie ma tutaj dokładnego przedstawienia tego kim jest Daj Djarin oraz w jaki sposób stał się łowcą nagród.
Warto pochwalić rysunki Georges’a Jeansy, które idealnie odwzorowują znane nam postacie. Kreska, choć nie jest do końca realistyczna, wydaje się świetnie pasować do przedstawianej historii. Ponadto Jeansy odwalił kawał świetnej roboty rysując wszelkie lokacje oraz sceny, które naprawdę przypominają te z serialu.
Jeśli więc chcecie sięgnąć po ten komiks, a nie oglądaliście serialu, to polecam najpierw nadrobić produkcje Disneya. Dzięki temu rozjaśni wam się kilka wątków, dzięki którym będziecie mogli w pełni eksplorować ukazany w historii świat. A tym, którzy widzieli „Mandalorianina” zdecydowanie rekomenduje najnowszą pozycję od Egmontu. Przede wszystkim dlatego, że sprawdzi się świetnie w formie krótkiego streszczenia tejże historii. A poza tym zagwarantuje świetną zabawę podczas czytania tego krótkiego, ale wciąż pełnego akcji i dynamiki, komiksu.
Ocena: 7/10
Komiks do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od wydawnictwa Egmont i nie miało to wpływu na moją ocenę.
Przeczytaj także: Empireum – Avengers i Fantastyczna Czwórka w walce z kosmicznym zagrożeniem [RECENZJA]