Dopiero co dostaliśmy event „X mieczy”, a tutaj już pojawił się następny wielki crossover X-Men! Tym razem jednak utrzymany w kompletnie innym tonie i klimacie. Czy „Rządy X. Hellfire gala” sprostało oczekiwaniom, czy okazało się typowym zapychaczem? Nie będę budował zbędnego napięcia i powiem wprost – „Rządy X. Hellfire gala” to kawał kapitalnego eventu!
Podoba mi się jak bardzo nietypowy jest to event. Przede wszystkim najbardziej wybija się tutaj konwencja bankietu, która sprawia, że całość jest fantastyczną odskocznią od reszty wielkich komiksowych wydarzeń. Zamiast gromkopierdnego prania się po mordach, dostajemy tutaj ciekawie i inteligentnie prowadzone intrygi. Komiks w większości opiera się przede wszystkim na dialogach, a nie bombastycznej akcji. Jednocześnie cała narracja jest prowadzona z odpowiednim dystansem i bez zbędnego nadęcia. Dostaliśmy po prostu ogromne grono barwnych postaci, których wszelkie interakcje są dla czytelnika wyjątkowo angażujące.
Niestety, jak to zwykle bywa przy tego typu historiach tworzonych przez wielu scenarzystów, poziom poszczególnych historii jest miejscami mocno nierówny. Mamy tak kapitalne zeszyty jak te pisane przez Simona Spurriera, Ala Ewinga lub oczywiście Jonathana Hickmana, ale niestety pośród tych perełek stworzonych przez grono szalenie utalentowanych scenarzystów wkradła się czarna owca w postaci Bena Percy’ego. Spadek jakości naturalnie bywa odczuwalny, dlatego miejscami trzeba po prostu zacisnąć zęby i przebrnąć przez te parę gorszych zeszytów. Na szczęście tych słabszych historii jest zaledwie kilka, a większość zeszytów w tym tomie trzyma naprawdę wysoki poziom.
Trzeba pamiętać, że tego typu eventy mają dość spory punkt wejścia i jeśli nie jesteście zaznajomieni z chociażby seriami pokroju „Way OF X” lub „X-Corp”, które nie zostały wydane w Polsce, to należałoby pierw jakkolwiek zaznajomić się z tymi komiksami. W wielu momentach brak znajomości przynajmniej większości tych serii może powodować u czytelnika zakłopotanie, jednakże nie jest to na tyle duży problem, żeby jakkolwiek miałoby to psuć wam zabawę z lektury.
Pod względem rysunków komiks ten stoi na szalenie wysokim poziomie. Brak tutaj wyraźnych gorszych momentów w tej materii, ponieważ każdy z rysowników wychodzi ze swojego zadania obronną ręką. Przede wszystkim bardzo szanuję za liczne kapitalne pomysły na oryginalne stylizacje bohaterów. Jakby nie patrzeć, Hellfire Gala jest bankietem, więc każdy musi być w posiadaniu odpowiednio finezyjnego stroju wieczorowego. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu trzecia stylizacja Emmy Frost, która jest niepodważalną królową zielonego dywanu. Oprócz Emmy bardzo spodobały mi się stroje braci Summers, czyli Cyclopsa i Havoka. Jednakże jeśli chodzi o panów, to największe wrażenie wywarł na mnie Colossus, który jest tutaj ubrany w możliwie jak najbardziej cool sposób i przywodzi mi na myśl Bitoresa z „Resident Evil 4”. Bardzo dobrze wypadli również Mister Sinister, Exodus, Nightcrawler oraz Mystique. Najgorzej wypadła bez wątpienia Kate Pryde. Zawiódł mnie również Bishop, Dazzler oraz cała ekipa X Force. Niestety, pośród wielu kreatywnych stylizacji dostaliśmy też wiele tych kompletnie pozbawionych pomysłu strojów wieczorowych, które są albo nudnymi i prostymi sukniami albo klasycznymi smokingami.
„Rządy X. Hellfire Gala” to dokładnie taki event jaki lubię najbardziej, czyli pomysłowy i wciągający na każdym kroku. Nie można praktycznie w żadnym momencie narzekać na nudę, a nawet jeśli miejscami tempo siada, to ogólna stylistyka i interesująca konwencja sprawiają, że w dalszym ciągu z zaangażowaniem śledzimy całą tę historię. Prawdę mówiąc, event ten spodobał mi się nawet bardziej niż ostatnie „X mieczy” i jest to chyba najlepsze tego typu komiksowe wydarzenie od czasu „Wojny światów”. Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo będę zadowolony z lektury.
Komiks do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od Egmont Polska, za co serdecznie dziękujemy. Recenzowany komiks znajdziecie tutaj.