„Obcy: Romulus” to obok ostatniej produkcji Marvel Studios zdecydowanie największa premiera tego lata. Ponadto, długo wyczekiwany, kolejny film serii, która rozpoczęła się 45 lat temu filmem „Obcy – ósmy pasażer Nostromo” w reżyserii Ridleya Scotta. Ten odpowiedzialny jest za lwią część filmów franczyzy. Tym razem oddał stery Fede Alvarezowi, który stworzył produkcję w swoim stylu.
Czy „Obcy: Romulus” to dobry film? Zapraszam do recenzji, z punktu widzenia osoby, która większości filmów z serii nie widziała i nie lubi tych, które widziała. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Z Fede Alvarezem wiąże mnie niestandardowa relacja. Unikam horrorów jak ognia, to nie moja bajka. Choć nie wiem jak do tego doszło, to widziałem „Nie oddychaj” i „Martwe zło”. Kiedy w strachu nie zakrywałem oczu, kilka rzeczy robiło na mnie naprawdę spore wrażenie. Na przykład zarządzanie przestrzenią. Fantastycznie realizuje to w najnowszym „Obcym”. Reżyser potrafi umieścić jednego lub kilku bohaterów w niewielkiej, ciasnej przestrzeni i pokazać ich z różnych perspektyw oraz w różnych planach. Raz jest to zbliżenie, innym razem kamera jest zawieszona na suficie, następnie na podłodze i otrzymujemy point of view szarżującego facehuggera. Ta kreatywność pozwala mi bardziej uwierzyć w świat przedstawiony.
Nawet tak nijakich i pozbawionych charakteru bohaterów oglądało się dobrze, ze względu na podejście reżysera. Ale zaraz… Sam Alvarez napisał tych bohaterów. Niestety, choć produkcję oglądało mi się dobrze, to nie zapamiętam jej ze względu na bohaterów. Dość powiedzieć, że najciekawszą postacią jest syntetyk Andy. Postać ta ma duże znaczenie dla samej historii, ale mam wrażenie, że jeszcze większe ma dla widza. W filmie pada zdanie, które tłumaczy nam dlaczego Andy musi zaopiekować się ludzkimi towarzyszami. Ci są podatni na emocje, wiele stadiów emocji, co jest obce sztucznemu człowiekowi. Andy często swoim opanowaniem pomagał nie tylko ekipie wyrzutków w filmie, ale również mi na sali kinowej. Po scenach pełnych napięcia, często przerażających, pełnych krwi i bólu pojawiał się Andy, który pomagał mi się znowu rozluźnić, zebrać myśli i dalej cieszyć się filmem.
Produkcja wygląda bardzo dobrze. Jest dość ciemno ale dużo widać. Fede Alvarez świetnie naświetla sceny żeby widz mógł widzieć co dzieje się na ekranie, a przy tym zachowuje mroczny i napięty klimat. Świetnie pokazuje jak beznadziejnym miejscem jest kosmos. Natomiast największe wrażenie w filmie robiły na mnie efekty praktyczne. Zbudowany na potrzeby filmu szkielet Ksenomorfa jest fantastyczny. Zarówno on, jak i wiele innych technicznych aspektów filmu, zapewnia sentymentalną podróż o kilka dekad. To wzbogacone oczywiście o możliwości, które dały Alvarezowi najnowsze rozwiązania techniczne, składa się na bardzo udaną audiowizualną przygodę w kinie.
TUTAJ OBEJRZYCIE JAK POWSTAWAŁ KSENOMORF
Ostatnie 15 minut filmu jest do kosza. Są prawie całkowicie oderwane od filmu i stanowią (najprawdopodobniej) potrzebną podbudowę dla całego uniwersum, ale są zupełnie zbędne dla historii przedstawionej w filmie Alvareza. Mam wrażenie, że te ostatnie sceny są nawet znacznie gorsze technicznie niż pozostała część filmu. Ten film miał już finał wcześniej, a te kilkanaście ostatnich minut to następny finał, albo trailer do przyszłych wydarzeń w uniwersum.
Podsumowując, to udany film. „Obcy: Romulus” może być dobrą reklamą dla całej franczyzy. Pokazuje, że w rękach kreatywnego reżysera można zrealizować ciekawą opowieść i wzbogacić rozwijane od dziesięcioleci uniwersum.