Sofia Coppola wraca do kina po kilku latach zbierania sił oraz inspiracji i serwuje widzom seans, będący ucieleśnieniem niezmiennie nęcących ją afrodyzjaków. Fascynacja reżyserki młodzieńczością i kobiecością jest lejtmotywem niemal wszystkich jej produkcji. „Priscilla” jest hołdem złożonym dla rozedrganego nastoletniego serca, które traktuje z należytą powagą, jak nikt inny.

Ten, kto nigdy nie doświadczył zachwytu i fascynacji związanych z platonicznymi i romantycznymi przeżyciami w okresie nastoletnim, może nie zauważyć autentycznego szacunku, jaki Coppola okazuje wobec głównej bohaterki swojego filmu. Osoba, która nigdy nie przywiesiła plakatu swojego idola popkultury nad łóżkiem (lub nie czytała fanfików z jego udziałem) nie obdarzy ciepłem i zrozumieniem młodej kobiety zakochanej w Elvisie Presleyu, nie podszywając tego drwiną.

priscilla sofia coppolaCailee Spaeny jako tytułowa bohaterka w filmie „Priscilla” Sofii Coppoli

Bezpośrednią inspiracją do powstania filmu są wspomnienia Priscilli Presley, wydane w 1986 roku pt. „Elvis and Me” opowiadające intymną historię związku zwykłej dziewczyny z amerykańskich przedmieść i króla rock and rolla. Sama Priscilla objęła stery producentki wykonawczej w filmie, co niezaprzeczalnie uwiarygadnia obraz serwowany przez reżyserkę. A ten jest syntezą wszystkiego, co możemy scharakteryzować jako unikalny rys Coppoli. Od pierwszych chwil odczytujemy, że obiektem adoracji jest kobieca romantyczność, która dla wielu pokrętnie rozumiejących postfeminizm jawi się jako trzpiotkowata i niepoważna. Tu przyjmowana z dobrodziejstwem inwentarza. Końcówka lat pięćdziesiątych i początek sześćdziesiątych, jakie obserwujemy na początku filmu to wymarzone poletko do opowiadania o miłosnej historii nastolatki. To właśnie wtedy rodzi się koncepcja nastolatka jako odrębnej grupy demograficznej i konsumenckiej. To czas rozkwitu kultury dedykowanej dla młodzieży. Okres ten jest nieustannie romantyzowany przez amerykańskie społeczeństwo, co umiejętnie portretuje Coppola. Pierwsze czasopisma dla nastolatek z reklamami kosmetyków, plakaty z wylakierowanymi amantami i ich występy w telewizji oglądane z zapartym tchem – to wszystko tutaj jest i się zgadza. Reżyserka konstruuje rozmarzone sceny, które wypełnione są rozkosznymi utworami Frankiego Avalona, czy Ramones. W tych kadrach jest zaklęty duch fantazmatycznych lat pięćdziesiątych.

Postać Priscilli (Cailee Spaeny) zbudowana jest w odniesieniu do mitu Elvisa Presleya. Jest niczym satelita, krążąca wokół planety, którą jest król rock and rolla. Jej znormalizowana do roli prawdziwej amerykańskiej żony tożsamość jest wypadkową miłości, którą darzy wyśnionego mężczyznę. Coppola bardzo wyraźnie jednak odnotowuje fakt, że Priscilla była w zasadzie dzieckiem, kiedy poznaje Presleya, co ustawia kąt widzenia, z jakiego patrzymy na ich relację. Różnica wieku wynosząca dziesięć lat w momencie, kiedy jest się nastolatką stanowi przepaść mentalną i emocjonalną pomiędzy kochankami, zostawiającą pole do nadużyć. Coppolowski Elvis (Jacob Elordi) jest purytańskim Piotrusiem Panem, dla którego młodziutka dziewczyna jest laleczką, którą instaluje w plastikowym domku, każąc jej snuć się po pustych pokojach w oczekiwaniu na powrót pana domu. Widzi w Priscilli inkarnację niewinnej, wręcz aseksualnej duszy i przejawia ślepotę na fakt, że dziewczyna dojrzewa i potrafi także pożądać oraz przejawiać zazdrość wobec innych kobiet. Coppola eksponuje nieopowiedziany dotąd aspekt seksualny, demaskując erotyczny symbol rozseksualizowanych bioder Elvisa Presleya i ukazując wyjałowienie tej sfery życia małżonków w rzeczywistości.

priscilla sofia coppolaW postać króla rock and rolla wcielił się Jacob Elordi

Cała historia rozgrywa się oczywiście w pięknej, pastelowej, usnutej mgiełką perfum Chanel scenerii, która ma przypominać senne marzenie. Jak zwykle Sofia Copolla nie spieszy się. Podglądamy Priscillę w samotnych momentach, których jest wiele. W niektórych momentach traci impet i niepotrzebnie się rozwleka, ale to specyfika tej reżyserki. Bardzo głęboko wchodzimy i eksplorujemy początek relacji Priscilli i Elvisa, przez co kolejne akty, szczególnie trzeci, wydają się być jak na przyspieszeniu. Cailee Spaeny wypada bardzo dobrze i skrada moją uwagę oraz zdobywa sympatię od początku. Elordi wiarygodnie portretuje Elvisa, jakiego nie znaliśmy. Między tą dwójką jest prawdziwa chemia.

Priscilla to trochę Maria Antonina 2.0 przetransportowana wehikułem czasu do amerykańskiej złotej ery. Coppola po raz kolejny umiejętnie tworzy pomost pomiędzy popkulturą, aksamitną estetyką i melancholijną, introspektywną kobiecością. Ona to czuje całą sobą, a ja to uwielbiam. To jest moje kino. That’s my girl.

Ocena: 8/10

Zobacz także: The Power of Love – Dobrzy nieznajomi [RECENZJA]

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Adrian Matuszkiewicz

Adrian Matuszkiewicz

Student na katowickiej Filmówce i absolwent dziennikarstwa. Nieostrożny eskapista. Uwielbia moment po wyjściu z kina, kiedy świat filmowych fantazji ciągnie go za jeden rękaw a drugi powiewa już na wietrze, stojąc w rozkroku pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Stały w uczuciach do Coppolowskiej Marii Antoniny, mięsnej sukienki Lady Gagi i zaklęć niewybaczalnych.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy