Purpurowe serca to kolejna produkcja Netflixa, która z łatwością zrzuciła ze szczytu przepłaconego Gray Mana. Elizabeth Allen Rosenbaum wyreżyserowała melodramat, który ogląda się podobnie jak inne filmy tego gatunku. Jednak ta odsłona miłosnej historii ma w sobie coś specjalnego. Coś co zauroczyło widzów. Postanowiłem sprawdzić, co takiego wspaniałego ma w sobie ta ekranizacja. Po seansie, miałem pozytywne odczucia, ale nie byłem specjalnie wniebowzięty.
Opowieść jakich wiele
Na początku pozwólcie, że przedstawię Wam bohaterów filmu. Szukająca sławy piosenkarka Cassie (Sofia Carson) i były komandos z trudną przeszłością Luke (Nicholas Galitzine) stworzą mieszankę wybuchową. Ona jest lewakiem, a on zagorzałym prawicowcem, nic dziwnego, że nie przypadli sobie do gustu. Jednak nie stanowi to dla nich żadnej przeszkody, żeby się pobrać. Ich zdaniem miłość w małżeństwie to nie wszystko, liczy się kasa. Dlatego nasza „zakochana” para postanawia pomóc sobie nawzajem w nielegalny sposób.
Bohaterowie postanawiają zawrzeć fałszywe małżeństwo tuż przed wyjazdem mężczyzny do Iraku. To udawanie wychodzi im całkiem nieźle – on staje się jej inspiracją, ona zaś podtrzymuje go na duchu w czasie trwania służby. Sielanka kończy się, gdy Luke podczas misji zostaje ranny i trafia pod opiekę Cassie. Czy tragiczny splot zdarzeń sprawi, że zakochają się w sobie naprawdę? Nie będę Wam tego zdradzał. Chociaż jak to w miłosnym dramacie, nie ciężko domyślić się kilku zabiegów.
Film ma się podobać widzom
Widzowie wychwalają „Purpurowe serca” pod niebiosa, a w tym samym momencie krytycy zachodzą w głowę, o co tutaj chodzi. Wystarczy spojrzeć na Rotten Tomatoes; niemal 80% ocen widzów jest na tak i zaledwie 36% od krytyków. To mówi samo za siebie. Jednak filmy, zwłaszcza melodramaty nie powstają dla bezdusznych krytyków, tylko dla widzów, którzy chcą obejrzeć dobry, prosty film pod ciepłym kocem.
Film cieszy się ogromnym powodzeniem, ponieważ dotyka tematyki wojennej. W dzisiejszych czasach wojna to temat numer jeden, nie tylko w Polsce, Europie, ale także i na świecie. Dlatego można stwierdzić, że jest na czasie. Historia miłosna w takim wydaniu, najwidoczniej sprzedaje się najlepiej. Dodatkowo, fajnie że Netflix pokazał, jak wygląda realne życie w Stanach Zjednoczonych. To bardzo dobrze podkreśla dramatyzm opowiadanej w filmie historii.
Purpurowe serca zdecydowanie umilą wieczór
Purpurowe serca mimo wielu wad, absurdów i oczywistości, mają w sobie jakiś urok. Nie jest to film idealny, ale ciężko jest na niego narzekać. Dostaliśmy opowieść o problemach dorosłego życia. Obserwujemy kompletnie niepasujących do siebie ludzi, którzy ulegają wzajemnej fascynacji. Dzięki sobie nawzajem rozwijają swoje skrzydła i zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni. W ekranizacji tej historii dojrzewa nie tylko uczucie, ale i sami bohaterowie. Ta przemiana podparta naprawdę dobrym aktorstwem oraz wspaniałym głosem Sofii Carson, sprawia, że film ogląda się przyjemnie. Idealny film na relaksujący wieczór. Polecam!
Moja ocena: 6,5/10.