„Skończ z tymi kłamstwami” to najnowszy film francuskiego reżysera i scenarzysty Oliviera Peyona. Jest on ekranizacją bestsellerowej powieści Philippe’a Bessona. W filmie występuje laureat Cezara Guillaume de Tonquédec, a także wnuk Jean-Paula Belmondo – Victor Belmondo. Czy to wystarczy, aby warto go było obejrzeć?

Historia ta opowiada o osławionym pisarzu, który na zaproszenie wytwórni koniaku, chcącą uczcić swoją długoletnią tradycję, powraca w swoje rodzime strony. Ponowne postawienie stopy w znajomych miejscach po wielu latach okupione jest wątpliwościami. Nie bez przyczyny. Po przyjeździe do hotelu, w oparach splendoru napotyka Lucasa, dorosłego syna swojego pierwszego partnera i zarazem największej miłości w życiu. Duchy przeszłości ożywają na jego oczach.

skończ z tymi kłamstwami(fot. z filmu „Skończ z tymi kłamstwami”)

Spotkania z przeszłością

„Skończ z tymi kłamstwami” jawi mi się jako prostolinijna opowieść. Prowincja, z której bohater uciekł do wielkiego świata, a z którą po latach konfrontuje się ponownie, to motyw, który znamy dobrze. Często to obrazy osnute melancholią. Tak jest i tutaj. Kadry rozkwitają spokojnie na naszych oczach, okazując wiejską połać. Główny bohater jest w swojej drugiej połowie życie. To też introwertyczna dusza, co sprawia, że atmosfera filmu wydaje się niespieszna. Czuje się zaopiekowany w kadrze filmowej kamery. Jest mi przytulnie.

Film ma dwie osie czasu. Oprócz aktualnych wydarzeń z życia dorosłego pisarza, obserwujemy jednocześnie retrospekcje z lat młodzieńczych. Młody Stéphane pojawia się jako nieśmiały, zafascynowany literaturą nastolatek. Poznajemy także Thomasa – jego pierwszą miłość. Thomas jest zupełnie inny, stanowiąc kontrast do naszego głównego bohatera. To postawny młodzieniec, z mocno zarysowaną szczęką i króciutkimi kruczoczarnymi włosami. Niewątpliwie jest gwiazdorem w szkolnej społeczności. Z jakiegoś, jednak powodu wykazuje zainteresowanie speszonym chłopakiem. Oczywiście konspiracyjnie. To w końcu lata osiemdziesiąte. Scena pierwszego razu jest surowa. Zaniedbana sala gimnastyczna, mechaniczność i beznamiętność Thomasa. To nie jest wymarzona inicjacja seksualna. Relacja pokątnie trwa jednak nadal. Rozwija się ona równomiernie z relacją z Lucasem w czasie rzeczywistym. Film plecie nam rozwój wydarzeń, jak pajęczą sieć, która układa nam także w całość przeszłość.

Sentymentalizm czy kicz?

Obraz potyka się jednak o klisze. Wspólna jazda na motorze czy kąpanie się w jeziorze au naturel to kilka spośród wielu momentów w filmie, które w produkcjach o relacjach męsko-męskich pojawiają się bezustannie. Do kompletu brakowało tylko euforycznego krzyku w lesie. Scena przemówienia będąca kulminacją jest dla mnie zbyt melodramatyczna i niepotrzebnie dopowiedziana, przez co kiczowata. Obraz ma tendencje do romantyzowania sentymentalizmu. Nostalgia przybiera wówczas karykaturalną postać. Nie zmienia to faktu, że film zagrany jest dobrze. Uwierzyłem w bohaterów i zdobyli moją sympatię, przez co zapędy do skręcania na ścieżki narracyjne rodem z powieści Danniele Steel aż tak nie kłują w oczy. Na jego zalety składa się na pewno podjęcie problemu zinternalizowanej homofobii czy ukazanie dojrzałego wyoutowanego geja. Film jest dobroduszny w swoim rdzeniu, przez, co sprawdza się jako comfort movie i to z gatunku tych lepszych.
Film w polskich kinach premierę miał 15 września. Dystrybutorem jest Tongariro Releasing.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments