„Wampir: Maskarada” („Vampire: The Masquerade”) to szalenie popularny system papierowych RPG, w którym gracze wcielają się w Kainitów – wampirów równie zainteresowanych krwiopijstwem, co rywalizacją o władzę ze sobą nawzajem w pełnym zepsucia Świecie Mroku. Od czasu swojej premiery w 1994, system doczekał się wielu podręcznikowych aktualizacji, kultowej już adaptacji do świata gier video w „Bloodlines” (2004) czy licznych spin-offów planszówkowych i książkowych. „Wampir: Maskarada – Kły zimy”, jeden z najnowszych nabytków wchodzących w skład franczyzy, to pierwszy tom serii komiksów wydawanej od 2020 przez amerykańskie Vault Comics, które przywędrowało do nas dzięki wydawnictwu Lost in Time. Czy warto zainteresować się tą pozycją nawet jeśli, podobnie jak ja, dotychczas uniwersum „Maskarady” znaliście jedynie z nazwy?
Życie w maskaradzie
Główną bohaterką komiksu jest Cecily Bain, agentka do zadań specjalnych i obowiązkowy w tego typu historiach badass zarazem. Bain pracuje dla wampirzej elity Dwóch Miast – Minneapolis i Saint Paul – w których władzę sprawuję Książę Samantha, pradawny krwiopijca będący łącznikiem między dwoma niegdyś zwaśnionymi rodami zamieszkującymi dwie strony rzeki. Najważniejszym kredo Samanthy, mającym zapewnić wampirom pokój wśród śmiertelników, jest tytułowa maskarada – życie w cieniu i ukrywanie swojej prawdziwej natury za wszelką cenę. Gdy Cecily bierze pod swoje skrzydła świeżo upieczoną, zagubioną wampirzycę Alejandrę, bohaterki nieświadome zostają wciągnięte w sam środek podstępnego spisku o władzę w Świecie Mroku. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym nikt nie jest bezpieczny, a Kainici – z braku wspólnego wroga – zaczynają walczyć ze sobą nawzajem. Równolegle do głównej historii, w „Kłach zimy” prowadzona jest również mniejsza, znacznie bardziej przyziemna narracja zatytułowana „Historie anarchistów”, w której śledzimy losy wyrzutków spoza wampirzego, elicarskiego społeczeństwa.
Brudny i bogaty świat przedstawiony
Komiksowy Świat Mroku jest na wskroś przepełniony mrokiem i brudem. Rysunki Devmalya Pramanika i Nathana Goodena w „Kłach zimy” z początku odpychają swoim skupieniem na (brutalnym) detalu i bezpośredniością, lecz szybko zaczynają fascynować poprzez skomponowanie całości w niezwykle nastrojowych i budujących klimat kadrach. I choć po lekturze całego tomu nie jestem największym fanem zastosowanej kreski (jest, jak na mój gust, nieco zbyt mało wyrazista, a w momentach spowolnienia akcji. gdy ciężko przykryć jej niedoskonałości pomysłowymi scenami, zwyczajnie nudna), tak ciężko odmówić wspomnianym już Pramanikowi i Goodenowi konsekwencji w obrazowaniu atmosfery chłodu i zepsucia. Szczególnie pochwalić należy kontrast między wręcz sakralnym przedstawieniem wampirzych elit w sytuacjach oficjalnych (z gracją Księcia Samanthy na czele) a zezwierzęceniem i barbaryzmem towarzyszącym tym samym bohaterom, gdy scenariusz wysyła ich do bratobójczych walk. Wtedy – jak to u wampirów bywa – kadry zdominowane są przez krew i kły, a wszystko to w dosyć ograniczonej palecie kolorów, w której króluje przede wszystkim czerń, fiolet, purpura i okazjonalna biel śniegu. Jak można by się spodziewać, akcja „Wampir: Maskarada” rozgrywa się głównie nocą, co dodatkowo wpływa na klimat horroru noir.
Atrakcyjny próg wejścia do świata „Maskarady”
Jako osoba, która nie jest zaznajomiona z systemem „Maskarady”, jestem pozytywnie zaskoczony przejrzystym i absorbującym światotwórstwem w komiksowej adaptacji. Można by się spodziewać, że twórcy, chcąc skierować swoją historię przede wszystkim do zagorzałych fanów marki, odpuszczą rozbudowane wprowadzenie do Świata Mroku, skupiając się przede wszystkim na historii. Scenarzyści Tim Seeley, Tini Howard i Blake Howard zadbali jednak o to, aby nowicjusze, dla których „Wampir: Maskarada – Kły zimy” to pierwszy kontakt z tą franczyzą, mieli atrakcyjny punkt wyjścia i czerpali satysfakcję z opowieści od pierwszych jej stron, zarazem nie robiąc tego kosztem tempa. Dzięki temu, że jedną z bohaterek jest Alejandra, czyli świeżo przemieniona wampirzyca, którą Cecily wprowadza w tajniki maskarady, czytelnicy razem z nią chłoną wiedzę na temat tego fascynującego i złożonego świata. Do przyswojenia jest sporo i kilka fragmentów najlepiej przeczytać więcej niż raz – lore jest naprawdę przyjemnie bogate – ale zaproponowana historia w żaden sposób nie cierpi na naszej niepełnej wiedzy. Cecily Bain, główna bohaterka, przez wszystkie pięć rozdziałów bardzo skutecznie służy nam w charakterze przewodnika. Do tego stopnia, że po lekturze „Kłów zimy” czuję się kompetentnie wprowadzony w nowy świat, i – co najważniejsze – lektura komiksu nie była dla mnie wyłącznie przeprawą przez tabory nieznanego, szerszego kontekstu, a przyjemnością samą w sobie. Wynika to też z tego, że świat „Maskarady” zwyczajnie chce się poznawać. Jest przemyślany, nastrojowy i dosyć świeży, jeśli chodzi o popkulturowe przedstawianie krwiopijców i ich umiejętności czy społeczne struktury. Poza specyfiką elit, mamy tu również poruszony temat m.in. thaumaturgii, czyli magii krwi, a co poniektórzy krwiopijcy wykazują również inne, niebanalne zdolności, co nadaje całości ciekawej, fabularnej rytmiki. Nic więc dziwnego, że świat z tak interesującymi założeniami tak dobrze adaptuje się na format komiksu.
Krwawa intryga
Lecz jakość opisywanej powieści graficznej to zasługa przede wszystkim udanego scenariusza. Wspomnieni już Seeley i Howardowie doskonale prowadzą akcję, w każdym z rozdziałów satysfakcjonująco posuwając ją do przodu, lecz sercem komiksowej „Maskarady” są przede wszystkim bohaterowie. Interakcje Bain z przedstawicielami półświatka są satysfakcjonująco płynne, przede wszystkim przez pełne zacięcia dialogi (w tym miejscu brawa dla Pauliny Braiter-Ziemkiewicz za świetny przekład), a całościowa intryga od początku ciekawi. Pełno tu zmian stron, noży w plecach i mniejszych twistów, znalazło się również miejsce na odrobinę emocjonalności (choć to, w odniesieniu do Cecily, zdecydowanie czeka jeszcze na rozwinięcie). Pięć rozdziałów składających się na „Kły zimy” to zaledwie połowa historii, ale już na ich przestrzeni twórcom udało się opowiedzieć dosyć zgrabną całość, a spory cliffhanger w zakończeniu tylko wzmaga apetyt na więcej. Bardzo spodobała mi się dwutorowa narracja, w której dzieje wampirzych elit widziane oczami Cecily przeplatają się z historiami anarchistów. Sprawia to, że komiksowy „Wampir: Maskarada” nie oferuje nam wglądu tylko na „wampiry z wyższych sfer”, ale również na wyrzutków, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, żyjąc w cieniu znacznie zamożniejszych krewnych. W komiksie, w którym tak dużą rolę odgrywa znaczenie komórki społecznej i jej dezintegracja, nie mogło zabraknąć szerszej perspektywy. Tym bardziej cieszy, że oddanie głosu wampirom z marginesu nie tylko rozwija świat, ale ma również swoje integralne znaczenie w ramach głównej opowieści.
Czy znalazły się tu jakieś wady? Może wspomniane już wcześniej rysunki, które miejscami kłują w oczy prostotą, czy nieco zbyt proste (lub wygodne) rozwiązania fabularne poszczególnych wątków. Ale to zaledwie drobnostki, które w trakcie wciągającej lektury nie mają zbyt dużego znaczenia; „Kły zimy” przekonały mnie do siebie na tyle, że z wielką przyjemnością sięgnę po kolejny tom losów Cecily i Ali w Świecie Mroku,
Co warto dodatkowo zaznaczyć, staranne polskie wydanie komiksowej „Maskarady” powinno bardzo przypaść do gustu graczom papierowego RPG. Ostatnie kilkanaście stron poświęcone zostało dodatkom do gry, takim jak grywalne karty nowych postaci występujących w serii komiksowej czy propozycje scenariuszy z rozległymi opisami lokacji.
Komiks do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od Lost in Time, za co serdecznie dziękujemy. Poniżej znajduje się oficjalna prezentacja zawartości „Wampir: Maskarada – Kły zimy”, tom 1″ od wydawnictwa.
Zobacz również: „Star Wars. Lando. Wszystko albo nic” [RECENZJA]