Moim zdaniem są dwa rodzaje horroru: wesołe miasteczko lub psychoanaliza. Jednak wciąż zdarzają się wyjątki od reguły. Kino grozy to absolutny klasyk sztuki filmowej, ale w horrorze zebrało się też dużo kiczu. Twórcy na przestrzeni lat zmienili swoje podejście, ponieważ horror stał się gatunkiem masowym, mającym za zadanie jak najszybciej i jak najmocniej przestraszyć widza. Gdzie podziała się warstwa psychologiczna i stawianie na mroczny klimat zamiast seryjnych jumpscare’ów? Czy nadal znajdziemy filmy, w których strach ma wielkie oczy, ale budzi również nasze wewnętrzne demony? 

Wesołe miasteczko

Większość dzisiejszych horrorów kojarzy mi się z wizytą w wesołym miasteczku. Entuzjaści rollercoasterów będą tym bardziej usatysfakcjonowani, z im większej wysokości i im szybciej spadnie ich wagonik. Większość atrakcji w wesołych miasteczkach jest bardzo podobna. Opierają się na tych samych skokach adrenaliny, wykorzystując mechanizmy człowieka przy styczności z ekstremalnymi doznaniami. Rozrywka rozpoczyna się, kiedy karuzela rusza, i kończy, kiedy ktoś ją zatrzyma. Potem zapominamy o poprzednim skoku emocjonalnym, bo już wsiadamy do innego wagonika.

Większość horrorów jest do siebie bardzo podobna, jeśli chodzi o repertuar sztuczek, którymi się posługują, żeby wystraszyć widza. Również tworzy się je w oparciu o naturalne reakcje człowieka na mechanizmy, które wyzwolą w nim mimowolne, silne, gwałtowne emocje. Tak jak nie sposób przyzwyczaić organizm do spadania z wysokości, tak jest duża szansa, że nawet setny jumpscare sprawi, że podskoczymy. Tym samym, rozrywka rozpoczyna się po wejściu do kina i kończy wtedy, kiedy wyjdziemy z sali. 

Testem na wartość horroru stał się pomiar strachu. Zdecydowana większość widzów tego gatunku oczekuje skrajnych doznań emocjonalnych. Nie oceniają już wiarygodności psychologicznej bohaterów ani nie oczekują odkrywczej fabuły. Horror o egzorcyzmach i zakonnicach nadal jest horrorem o egzorcyzmach i zakonnicach, ale jeśli wystraszył widza, to jest horrorem udanym. Z tego powodu wokół kina grozy namnożyło się tyle serii oraz pokrewnych im retake wokół konwencji, które w przeszłości wywołały u widzów oczekiwany efekt. Każde wesołe miasteczko chce mieć swoją wersję rollercoastera. 

Analizując niektóre XX-wieczne horrory z rodzaju „wesołego miasteczka” moglibyśmy doszukać się w nich ukrytych znaczeń. Chociażby legendarny Wes Craven operował na metaforyce wojny w Wietnamie i epidemii AIDS. Obecnie, widzowie którzy siedzą w kinie wolą nie zastanawiać się nad znaczeniem implicytnym fabuły. Żeby coś było przerażające, musi być zrozumiałe, nawet w swojej surrealistycznej postaci. Horror jest w naszej popkulturze wszechobecny i w swoim najczęstszym wydaniu stał się guilty pleasure. Bardzo modne w XXI wieku podgatunki gore/slasher leżą już daleko od swoich prekursorów i są tego świadome. Chociażby seria Krzyk konstruuje teraz pastisz dla swoich własnych pomysłów i parodię całego kina grozy. Hrabia Dracula został zastąpiony przez nawiedzone laleczki, a upiorne zamki to współcześnie… szpitale psychiatryczne.

Moje przykłady horrorów „wesołego miasteczka”: Laleczka Chucky i Annabele, Krzyk i Koszmar z Ulicy Wiązów, Sinister i Ring, Piła i Oszukać Przeznaczenie.

Psychoanaliza

Horror kiedyś był gatunkiem o wiele głębszym, mającym na celu wywołać w nas wstrząs długofalowy, a nie momentalną reakcję. Pod tym względem przypominał wizytę u psychoanalityka, który niekoniecznie chce wyleczyć pacjenta. 

Sięga do naszych najgłębiej zakorzenionych lęków. Sprowadza rozmowę na tematy, o których nie chcielibyśmy rozmawiać (np. seksualność). Wyciąga na wierzch to, co nas przeraża w nas samych i w naszym otoczeniu. Bazuje na przeżyciach wewnętrznych człowieka i wprowadza go w trans niepokoju. Pyta o przyczyny i skutki naszych życiowych decyzji. Istotne jest odwołanie do całej historii pacjenta oraz zestawienie go z innymi pacjentami, którzy skończyli jeszcze gorzej. Operuje symbolami, odwołuje się do sztuki, stawia pytania bez odpowiedzi. 

W porównaniu do horrorów rozrywkowych, te psychologiczne mają mniejszą częstotliwość przemocy, która zwykle jest skoncentrowana w kilku kluczowych momentach. Wolą stawiać bohaterów przed jakimś przyziemnym dylematem lub zagadką do rozwiązania niż niepojętą siłą zła. Turpizm i abstrakcja nadal są obecne, ale filmy psychologiczne stawiają na bohaterów z krwi i kości. Bywa, że są to produkcje art-housowe, które pozwalają na mniejszy budżet niż horrory rozrywkowe.

Dzisiaj przeciętny odbiorca horroru, film, który powoli buduje akcję i nie pokazuje niczego wprost, najprawdopodobniej oceni jako nudny. Jeśli jednak jakiś film odniesie sukces, zostaje otoczony kinomaniakowym kultem. Większość horrorów psychologicznych nigdy nie została przemieniona w serię filmową, nawet jeżeli odniosła sukces. Takie obrazy funkcjonują jako kinematograficzne perełki, niemożliwe do sfalsyfikowania i powielenia. Z drugiej strony, w ich przypadku jest o wiele większe ryzyko, że widz odbije się od ściany. Psychoanaliza musi być skierowana do właściwego pacjenta, a jeżeli widz nie odnajdzie wspólnego języka z reżyserem, pożałuje, że wybrał jego film na halloweenową noc. Kino psychologiczne nie jest też dobrym wyborem na domówki, gdzie towarzystwo szuka mocnych wrażeń. Czasem po bardzom długim wstępie, twórcy horroru psychologicznego szykują dla nas na koniec prawdziwą rzeź. Niemniej, żeby się jej doczekać, trzeba w ogóle dożyć do samego końca filmu.

Moje przykłady horrorów „psychoanalizy”:  Nie oglądaj się teraz, Saint Maud, Opętanie, Oczy Bez Twarzy, Lighthouse, Dziecko Rosemary.

Psychoanalityczna karuzela

Czy istnieje złoty środek przy tworzeniu horrorów? Kraina koszmarów, gdzie nasze lęki wewnętrzne i reakcje fizyczne odczuwają równoczesne bodźce? Myślę, że pomimo dualizmu kina grozy, który starałem się powyżej uchwycić, powstaje coraz więcej produkcji łączących oba te podejścia do horrorów.

Prekursorem takiego rozumienia gatunku jest nie kto inny jak jego mistrz, czyli Stephen King. Ekranizacje jego prozy odniosły niemniejszy sukces niż książkowe pierwowzory. Diabeł tkwi w szczegółach, a u Stephena Kinga są to wszystkie straszne elementy, które zawierają w sobie głębszy przekaz. Chociażby ekranizowane już dwukrotnie To nie tylko straszy nas fizycznie postacią clowna Pennywisa, ale odwołuje się też do psychiki człowieka, żeby wszystkie makabryczne sceny były uzasadnione i miały swoje rozwinięcie w długim metrażu. Podobną drogą podąża Jordan Pelle, jeden z najbardziej obiecujących twórców współczesnego kina. Tylko on w XXI wieku otrzymał Oscara za film z gatunku horroru (Uciekaj!, 2017). W zależności od filmu i jego konstrukcji Pelle balansuje pomiędzy psychoanalizą a wesołym miasteczkiem. Analogicznie pisane są wszystkie horrory spod znaku wytwórni A24, chociaż im zwykle nieco bliżej do filmów psychologicznych niż rozrywkowych. Słynne osobistości kina autorskiego chętnie sięgają po horror, żeby uszyć nowe szaty dla króla grozy. Są to filmy pozbawione jumpscare’ów, a jednak utrzymane w dużym napięciu i czerpiące z innych klasycznych nurtów grozy, chociażby motywów gotyckich. Czasami produkcje takie jak Lekarstwo na życie, Zaułek Koszmarów lub nawet Czarny Łabędź (Verbiński, Del Toro, Aronofsky) nie są klasyfikowane jako horror, pomimo posiadania wszystkich atrybutów kina grozy, ponieważ zawierają w sobie za mało utartych konwencji gatunkowych. Z drugiej strony mamy Tima Burtona i Koralinę (2009)czyli wyjątkowe przykłady kina grozy skierowanego dla młodszych odbiorców. Pokazuje to, że horror jest bardzo elastyczny, a jego rozwój niekoniecznie będzie szedł w czysto komercyjnym kierunku.

Słabe filmy straszą mnie po nocach

Zło nigdy nie śpi, a twórcy filmowi na pewno nie chcą przegapić złotego czasu horroru. Według badań książki The Horror Report, w 2000 roku wytwórnie filmowe na całym świecie wyprodukowały około dwieście horrorów, natomiast w roku 2016 liczba ta wzrosła do ponad tysiąca filmów z gatunku grozy rocznie. Produkcja masowa powoduje również wątpliwą jakość i wyraźną powtarzalność obrazów. Odwiedziłem IMDb oraz Filmweba i przefiltrowałem tegoroczne produkcje pod gatunek: horror. Zobaczyłem bardzo wiele filmów, o których wcześniej nie słyszałem, ze średnią ocen poniżej 5/10, gdzie warstwa psychologiczna horroru jest umyślnie pomijana przez twórców. Horror stał się gatunkiem popcornowym. Liczy się kinowe widowisko i wspólna rozrywka, a nie treść, która czai się za zasłoną makabry. Mimo to wciąż łatwo znaleźć spadkobierców XX-wiecznego, psychologicznego podejścia do kina grozy. Moja propozycja podziału horrorów na wesołe miasteczka i gabinety psychiatry nie jest sztywna. W horrorze nadal jest duże pole do eksperymentów i dzieł hybrydowych. Jednak nieważne, czy wsiądziemy do wagonika w wesołym miasteczku, czy usiądziemy na fotelu psychoanalityka, zawsze musimy mieć nerwy ze stali i otwarty, (nie)nawiedzony umysł. 

Moim zdaniem najlepszym horrorem, który ukazał się w tym roku w kinach jest Mów do mnie.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Kamil Szczygieł

Kamil Szczygieł

Redakcyjny pisarz-kulturoznawca. Czytelnik scenariuszy, człowiek postmodernizmu, fan aktorów drugoplanowych. Zaparzenie dobrej kawy lub herbaty jest dla niego pierwszym krokiem do wejścia w fikcyjny świat. Wszechstronnie zaangażowany w kulturę rozrywkową, współpracował m.in. z CD-Action i Silesia Film.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy