Marvel Studios swego czasu zapowiedział dwa „speciale”. Jednym z nich jest Wilkołak nocą, natomiast ten drugi to Guardians of the Galaxy Holiday Special. Jeszcze przed premierą tego pierwszego pojawiały się plotki mówiące, że Marvel planuje robić więcej tego typu produkcji, kosztem (nieznośnie) liniowych seriali. Czy byłby to dobry kierunek? Po obejrzeniu Wilkołaka nocą, wydaje mi się, że tak.

Wilkołak nocą
Logo produkcji

Wilkołak nocą to powiew świeżości, którego MCU potrzebowało. A najciekawsze jest to, że ten film odcina się od całego uniwersum. Jeszcze bardziej, niż robił to np. Moon Knight.

Historia jest prosta i nieangażująca. To bardzo zamknięta opowieść, która została zgrabnie przedstawiona w metrażu krótszym, niż niektóre odcinki seriali. Skupienia wymaga jedynie pierwsze 5 minut, kiedy poznajemy bohaterów. Pojawia się wiele nazwisk oraz motywacje bohaterów. Potem historia sprawnie płynie, a uwagę skupia pełna akcji narracja i (przede wszystkim) klimat. To właśnie on wyróżnia tę produkcję najbardziej. Z ekranu wylewa się miłość do kina grozy lat 30. Ponadto czarno-biały filtr doklimaca tę produkcję, tak samo jak dodany w post-produkcji efekt „starej kamery”. Przez co produkcja sprawia wrażenie, jakby była nagrywana prawie wiek temu.

Wilkołak nocą
Kadr z produkcji

Na oklaski zasługuje reżyser Michael Giacchino dla którego był to reżyserski debiut. Jest on znany przede wszystkim jako kompozytor oraz laureat Oscara, za ścieżkę dźwiękową do filmu animowanego Odlot. Ponadto do Wilkołaka sam skomponował muzykę. Charakterystyczną i ciekawą. Również obsada wypada świetnie. Gael García Bernal oraz Laura Donnelly czyli duo, które oglądamy na ekranie najdłużej, jest bardzo autentyczne. Bernal jako Jack (tytułowy wilkołak) nie kupił mnie jednak tak bardzo jak zrobiła to Donnelly (Elsa Bloodstone). Długo będę wspominał scenę, kiedy przerażona chowa głowę w kolanach na widok przemieniającego się w bestię Jacka.

Co mi się jednak nie podobało design tytułowego potwora. Z jednaj strony cieszę się, że twórcy nie poszli w stronę wielkiej bestii CGI typu Hulk ale z drugiej strony, wilkołak był dla mnie zbyt człowieczy. Za mało przerażający. Za to Man-Thing był fenomenalny. Zarówno jeśli chodzi o design, jak i jego przedstawienie, i debiut w MCU. Emocje na twarzy(?) tego monstrum były dużo bardziej wyraźne i o wiele więcej mówiły, niż te wilkołaka. Jedna z ostatnich scen, kiedy przemieniony Jack atakuje Elsę, miała być przerażająca i emocjonalna, a przez nieudaną kreację potwora i jego zbyt sztywną twarz, była nieprzekonująca. Ale finał został uratowany przez ponowne spotkanie Jacka z Man-Thing.

PLUSY

  • Klimat
  • Reżyseria
  • Aktorstwo

MINUSY

  • Design wilkołaka

7/10

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Drużyna odkupienia [RECENZJA]

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments