Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że w 2024 roku Jacek Borusiński dostarczy jedną z najciekawszych aktorskich kreacji ostatnich lat, na dodatek w filmie, w którym jest dużo piłki nożnej i Radosław Majewski zaliczył epizodyczny występ – spojrzałbym jak na wariata i nie uwierzyłbym w ani jedno słowo. „Wróbel” w reżyserii Tomasza Gąssowskiego od piątku gości w kinach i choć wśród natłoku letnich premier mogliście nie zwrócić na niego uwagi, warto tej produkcji poświęcić czas.
Remigiusz Wróbel (Jacek Borusiński) to człowiek doświadczony przez życie, o czym stopniowo dowiadujemy się wraz z rozwojem wydarzeń. Jest listonoszem, fascynuje się piłką nożną a najnowsze technologie są mu obce. Jest introwertykiem, typem spoko gościa, którego raczej większość lubi, ale zapewne mają go za lekkiego dziwaka. Remek wiedzie spokojne, utarte schematami życie, którego nawet sam nie nazwałby dobrym jednak nie mówi na głos o tym czego mu brakuje. Wszystko wywraca się do góry nogami, gdy dowiaduje się, że jego dziadek przebywający w domu opieki jest w kiepskim stanie.
Wróbel jest specyficznym człowiekiem a Jacek Borusiński w charakterystycznym dla siebie stylu portretuje go w swojej najlepszej filmowej roli. Spokój w głosie, powaga na twarzy i cięty język, gdy wymaga tego sytuacja to elementy, które komponują się w uroczy i zabawny sposób. Mimo wypisanego bólu na twarzy głównego bohatera, nie sposób nie śmiać się z jego rytuałów, docinek czy codziennych przygód wynikających z życiowego roztargnienia. Remek każdego dnia dźwiga brzemię ciężkiego losu, jaki go spotkał oraz traumy po trudnym dzieciństwie i ciężko mu się otworzyć nawet przed osobą, która z całego serca chce mu pomóc.
Warto odnotować dobre, drugoplanowe występy. Krzysztof Stroiński bez wypowiadania słów znakomicie oddaje graną przez siebie postać schorowanego starszego człowieka, którego dni na tym świecie zostały policzone. Mimika twarzy, a w szczególności beznamiętne spojrzenie, z którego już niewiele wynika potrafi chwycić za gardło w przerwie od humorystycznych przebojów Remka. Julia Chętnicka w roli przebojowej sąsiadki Marzenki atakuje z każdej strony wnosząc energię i powiew nadziei a Piotr Rogucki zawsze sprawdza się doskonale, gdy chodzi o eleganckiego gościa lubującego się w szemranych interesach.
„Wróbel” jest pełnokrwistym dramatem przykrytym komediową otoczką. To film, na którym widz się dobrze bawi – podczas gdy poważne tematy obracane są w żart – ale gdy zechce się w nie zagłębić to powaga zdejmuje uśmiech z twarzy. Najlepsza scena w filmie pozwala czegoś takiego doświadczyć. Dobitne uderzenie pustki, smutku i rozgoryczenia uderza z zaskoczenia i zostaje po seansie. To także historia o tym jak człowiek ograniczony przez swoje własne słabości próbuje zmienić życie. Z nieustanie wpadających pod nogi kłód próbuje zbudować schody, chociaż nie ma o ich budowie żadnego pojęcia. Chociaż opowieści o codzienności powstaje sporo i ciężko na ich tle się wyróżnić, to film Tomasza Gąssowskiego jest dziełem, z którego możemy być dumni. Reżyser sukcesywnie prowadzi widza przez cały film, podając wszystko w przystępny sposób i niczego nie wykładając wprost.
Mocną stroną filmu są również dialogi. Prawdziwe i szczere, dokładnie takie, jakie są w rzeczywistości. Bez sztucznych ubarwień, naciąganych anegdot. Aktorstwo Jacka Borusińskiego idealnie się z nimi komponuje. Każda przerwa, westchnięcie, wtrącenie czegoś pobocznego dodaje realizmu, poczucia humoru i potrafi zarówno rozłożyć ze śmiechu jak i rozbić na kawałki swoją autentycznością.
To naprawdę dobry komediodramat. Coś z czym w polskim kinie mamy do czynienia, ale nie zawsze w satysfakcjonujący sposób. Tutaj tę satysfakcję można zagwarantować w mniejszym lub większym stopniu.
Sprawdź również: 24. MFF Nowe Horyzonty – „Sasquatch Sunset” [RECENZJA]
Recenzja trafiona w 10. Dodać do niej można jedynie, że to film, który powinien obejrzeć każdy, kto walczy z codziennością 😙
Świetny film, świetne role i świetna.muzyka.
Właśnie byłem na tym w kinie drugi raz, zeby wyłapać wszystkie smaczki.