„Powodzenia, Leo Grande” („Good Luck to You, Leo Grande”) miało swoją światową premierę na tegorocznej edycji festiwalu filmów niezależnych Sundance, gdzie spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem widowni. Komediodramat z Emmą Thompson („Cruella”) w roli głównej podbił serca widzów swoim wrażliwym sposobem na przełamanie cielesnego tabu, opowiadając historię 60-letniej wdowy (Thompson), która decyduje się na spotkanie ze znacznie młodszym sex workerem, Leo (Daryl McCormack). Opowieść wyreżyserowaną przez Sophie Hyde („52 wtorki”) oraz napisaną przez debiutującej w roli scenarzystki Katy Brand trafiła na ekrany polskich kin za sprawą dystrybutora Forum Film Poland.

Czy jest to historia warta poznania? Zdecydowanie, zwłaszcza jeśli lubujecie się w kinie, które w trakcie trwania seansu potrafi niejednokrotnie zabrać was poza waszą własną strefę komfortu. Niektóre fabularne zabiegi (i, jakby nie patrzeć, sam punkt wyjścia historii) mogą okazać się w „Powodzenia, Leo Grande” dla wielu widzów kontrowersyjne, ale gdy odważymy się spojrzeć nieco głębiej szybko, przekonamy się, że mamy do czynienia z produkcją nie tylko w trafny sposób emancypacyjną, ale również wchodzącą w dialog z wieloma współczesnymi poglądami na temat pracy seksualnej i seksu w ogóle.

Zalety

  • minimalistyczna konstrukcja „teatru telewizji”
  • empatyczne spojrzenie na osoby z dwóch różnych śwatów
  • świetny lead aktorski

Wady

  • film polegający na dialogach nie przekona każdego
  • niektóre wątki są poruszone zbyt pobieżnie

prawie-staruszka i młody chłopak – wszystko na opak

Głównymi bohaterami filmu są Nancy oraz wynajęty przez nią Leo. W pierwszych minutach para spotyka się w hotelu w matrymonialnym celu, co jest tylko pretekstem do rozpoczęcia interakcji między tą dwójką – interakcji przede wszystkim dialogowych, będącymi siłą napędową całości trwania metrażu. Film w dużej mierze jest tak naprawdę teatrem telewizji – poza Thompson i McCormackiem na ekranie nie pojawiają się żadni inni aktorzy (z wyjątkiem epizodycznego występu Isabelli Laughland w końcowej sekwencji). Twórcy pokładają więc dużą wiarę w dany im scenariusz, gdyż to właśnie przede wszystkim on w połączeniu z ekranową chemią duetu aktorskiego wpływa na odbiór całości przez widza – „Powodzenia, Leo Grande” to obraz w filmowym tego słowa znaczeniu bardzo minimalistyczny i kameralny. Przeciwnicy takiej „teatralnej” konstrukcji mogliby stwierdzić, że jest to film zwyczajnie przegadany, ale ci, do których wrażliwości trafią poruszane przez bohaterów kwestie, mają szansę wraz z końcem seansu otrzymać całkiem sporo elementów wartych poddania refleksji.

Daryl McCormack jako Leo Grande

A jest nad czym rozmyślać – produkcja ciągnie (może i zbyt) dużo srok za ogon, proponując nam wnikliwe spojrzenie zarówno na wstydliwą cielesność dobiegającej starości kobiety, jak i czerpiącego z życia garściami młodego pracownika seksualnego. A to tylko początek mozaiki tematycznej w „Good Luck to You, Leo Grande”. Podczas swoich rozmów Nancy i Leo poruszają tematy nie tylko akceptacji własnych intymnych potrzeb, ale również społecznego i rodzinnego wyobcowania, pogodzenia się z własną przeszłością, przełamania fizycznego tabu, spełniania skrytych fantazji oraz bagażu, z jakim wiąże się praca seksualna. Przez większość wątków film przelatuje dosyć pobieżnie, co dla wielu może być minusem, ale te, które rozwija, wypadają naprawdę świetnie.

Przykładowo – to chyba jedyny przychodzący mi na myśl film w ostatnich latach, który podchodzi z tak dużym zrozumieniem do sex workingu jako zawodu jak każdego innego, jednocześnie nie bojąc się wypowiedzieć na głos wszystkich łączących się z tą profesją przywar. To finalnie też przede wszystkim obraz, który nikogo nie ocenia, a jego punkt wyjściowy – czyli owiana „atmosferą skandalu” kampania promocyjna skupiająca się na seksualnym kontakcie białoskórej, starszej kobiety z młodym, przystojnym mężczyzną o ciemniejszej karnacji – ani przez sekundę nie jest ukazany na ekranie jako coś nienaturalnego lub wzbudzającego choć najmniejszy ślad oburzenia.

Dla kogo jest to film?

Podsumowując – „Powodzenia, Leo Grande” to kino głęboko humanistyczne i świetnie zagrane, które proponuje ciekawy powiew świeżości w wakacyjnym repertuarze. To przede wszystkim dramat, ale w filmie nie brak poczucia humoru, a całość cechuje lekkość przekazu ciężkich tematycznie treści. To również kino prowokujące wartościowe dyskusje, które może zdziałać sporo dobrego w społecznym postrzeganiu seksu jako potrzeby fizjologicznej niezależnie od wieku oraz uwolnić postrzeganie pracy sex workerów od zbyt częstego, agresywnego ostracyzmu. Lecz przede wszystkim film Sophie Hyde to koncert aktorski dwóch niezwykle utalentowanych osób z różnego pokolenia, którzy zostają w niecodzienny sposób połączeni przez magię kinowego ekranu. I właśnie dlatego jest to film, obok którego nie warto przejść obojętnie, niezależnie od naszych indywidualnych, kinofilskich upodobań.

Ocena: 7/10

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

O Autorze

Picture of Robert Solski

Robert Solski

Student czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i eskapista, który tak samo jak filmy pożera książki, a ostatnio też coraz częściej gra – i wirtualnie, i planoszowo. Stara się oglądać jak najwięcej kina niezależnego, usilnie jednak przeszkadza mu w tym słabość do blockbusterów i seriali. Lubi pisać o wszystkim, co go otacza – zwłaszcza o popkulturze.

Kategorie

Rodzaje Wpisów

Najnowsze Wpisy