„Płatni zabójcy to wymysł popkultury” – oświadcza narrator filmu Hit Man i prezentuje nam sceny śmierci, od klasycznych westernów, po irlandzkich morderców w Brugii. Tytułowy bohater wykorzystuje naszą wiarę w hiperrzeczywistość i współpracuje z policją, żeby wcielając się w fałszywego płatnego zabójcę, przyłapać potencjalnych zleceniodawców na próbie morderstwa. Klienci chcą się pozbyć żony, matki, sąsiada… Ale prawdziwe problemy zaczynają się wtedy, kiedy piękna Madison chce zamordować swojego okrutnego męża, więc nasz samotny Hit Man…
Gary to jeden z bohaterów w typie życiowego nieudacznika, który wrzucony w wir akcji przechodzi wewnętrzną przemianę. Gatunkowo film Linklatera jest komedią sensacyjną, a najbliżej mu do serii niefortunnych przypadków rodem z Tajne przez poufne (2008, reż. J. i E. Coen), w którym postacie, na pozór zupełnie nienadające się do przestępczego półświatka, wykorzystują swoje talenty i odnajdują się w nim lepiej niż w swojej własnej, nudnej codzienności. Reżyser wchodzi w dialog z twórcami filmów, które traktują temat płatnych morderców ze… śmiertelną powagą. Jak powiedział w wywiadzie dla polskiego Onetu:
Dlaczego tak łatwo nabieramy się na istnienie profesji płatnego mordercy? Pewnie dlatego, że lubimy myślenie magiczne. Łudzimy się, że w końcu wygramy na loterii i rozwiążemy nasze problemy finansowe, najwyraźniej lubimy też wyobrażać sobie, że możemy skutecznie ukarać każdego, kto źle nas potraktuje.
Richard Linklater między słowami atakuje twórczość chociażby Davida Finchera, a zwłaszcza zeszłoroczną premierę Zabójcy, którego recenzowaliśmy tutaj. W tym filmie główny bohater zamówił broń do paczkomatu, wykonał zlecenie, które otrzymał od tajemniczego pana X, po czym wkroczył w fazę ucieczki i zacierania po sobie śladów. Z takiego wyobrażenia profesji płatnego zabójcy, główni bohaterowie filmu Hit Man śmieją się prosto w twarz tym, którzy się na to nabrali. „Kapitalizm przyzwyczaił nas do tego, że życie jest jak szwedzki stół. Znajdziesz w ofercie wszystko, czego zapragniesz. Na szczęście nie da się jednak zamówić płatnego mordercy niczym taksówki albo jedzenia z dowozem” – mówił dalej Linklater.
Protagonista Hit Mana jest jednak zaskakująco podobny do Waltera White’a z Breaking Bad. Ich obu poznajemy jako wykładowców: pierwszy naucza filozofii z naciskiem na psychologię, a drugi chemii. Pierwszy wykorzystuje to, żeby rozpracowywać przestępców, drugi, żeby założyć własny narkotykowy biznes. Oboje mają początkowo swoje słuszne (?) powody, żeby wkroczyć w nieznany dla nich świat i oboje z czasem coraz bardziej gubią w nim dawnych siebie. Walter White stwarza swoje alter-ego Heisenberga, natomiast Gary zmienia osobowości jak rękawiczki. Nieprzypadkowo, Hit Man w swojej otwierającej scenie porusza temat freudowskich teorii osobowości. Zachowanie balansu pomiędzy amoralnym i hedonistycznym ID a doskonałym i ułożonym superego, pozwala Garemu kontynuować podwójne życie tak długo, póki utrzymuje zdrową równowagę.
Glen Powell, odtwórca roli Gary’ego, jest również współautorem scenariusza do filmu. Ta wschodząca gwiazda do tej pory zapisała się w pamięci widowni drugoplanową rolą w Top Gun: Maverick. Można więc powiedzieć, że napisał sobie rolę, która miała pokazać całe jego aktorskie emploi w ramach jednego filmu. Główny bohater to z racji fabuły kilka postaci równocześnie, a Powell sprawdza się w każdym obliczu. Szczera narracja spoza ekranu nie jest w Hit Manie wymuszona i wypada naturalnie. Dobrze sprawdza się nie tylko jako wyjaśnienie wcześniejszych wydarzeń, ale też możliwość do lepszego poznania bohatera. Akcja pędzi, ale nie zostawia widza w tyle. Hit Man to film, który rozwija się metodycznie, ale przez to wpada w schemat. Od pewnego momentu, łatwo przewidzieć jakie konsekwencje spotkają Gary’ego i jakie podejmie dalsze decyzje. Także przemiana wydaje się być oczywista i nie zostawia nas z efektem „wow”. Pierwsza połowa filmu ma zdecydowaną przewagę nad drugą względem oryginalności i zaangażowania widza. Cała jednostka policyjna w tym filmie to parodia, a to tylko jeden z wielu elementów, w których Hit Man ułatwia sobie prowadzenie historii poprzez zniekształcenia rzeczywistości. Podobnie jak krytykowani przez niego twórcy kina sensacyjnego, Richard Linklater do spółki z Glenem Powellem wielokrotnie naginają zasady rządzące naszym światem, żeby fabuła filmu poszła zgodnie z planem.
A jednak Linklater wielkim scenarzystą jest. Największe grono fanów przyniosła mu trylogia Słońca z Ethanem Hawkiem i Jule Delpy oraz Boyhood, będący artystycznym przedsięwzięciem kręconym przez 11 lat. Warto zauważyć, że amerykański twórca, podobnie jak filmowy Gary, ma swoje drugie oblicze. Jest to reżyser komediowy, który pragnie zajrzeć w głąb amerykańskiego społeczeństwa i na przykładzie nieoczywistych sytuacji, obnażyć absurd kultury i prymitywność niektórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Miało to miejsce wcześniej w filmach Bernie (2011) i Last Flag Flying (2017). „Nudny ekscentryk” być może brzmi jak oksymoron, ale właśnie takimi nudnymi ekscentrykami są główni bohaterowie najnowszych produkcji Richarda Linklatera na początku swoich dróg. Hit Man ma wiele rewelacyjnie napisanych scen, a najlepszą z nich jest ta, w której najważniejszą rolę odgrywa notatnik z telefonu.
Połączenie akcji z humorem zawsze dobrze się sprzedaje, a Hit Man to definicja filmu, który jest „fajny”. Bywa naciągany i przeciągany, ale rzuca absurdalne żarty, są w nim szczeniaczki, jest piękna, lecz niebezpieczna kobieta i przede wszystkim nieudacznik, który zmienia się w bohatera. Dobrą zabawę mogą przerwać jedynie pomruki niezadowolenia, że już kiedyś gdzieś to widzieliśmy, ale czy to sprawia, że Glen Powell nie wykonał swojego zlecenia? Wykonał, z lekką nawiązką w postaci komentarza na temat amerykańskiego społeczeństwa i filmowej popkultury. Pomimo to, nie mogę nie odnieść wrażenia, że najnowsze dzieło Richarda Linklatera to jednostrzałowiec, idealny na wieczór z popcornem w garści, a po spełnieniu swojego zadania, wymazania kontaktu do Hit Mana ze swojej historii.
Moja ocena: 7/10.