Jak tylko Ahsoka pojawiła się na Disney+, więcej opinii było dość sceptycznych. Wiele osób wręcz czepiało się, że fabuła jest nudna, że Ahsoka jest sztywna, że dialogi są puste, albo że scenografia jest średnia. Sam przez trzy pierwsze odcinki podkreślałem, że serial jest na razie bezpieczny, jednak już przy recenzji czwartego odcinka zaznaczałem, ze cos się zaczyna dziać i siłą rzeczy dostaniemy coś niespodziewanego. Tak też się stało, jednak nie sądziłem, że dostaniemy takie fajerwerki od Dave’a Filoniego.
Zagrało
- Hayden Christensen jako Anakin Skywalker
- Sceny z „Wojen Klonów” w live action
- Sceny walki Ahsoka vs Anakin
- Muzyka świetnie pasowała
- Pokazanie Kapitana Rexa
Nie zagrało
- Nadal mało Anakina
- Co dalej z Thrawnem i Ezrą?
Wojownik cienia to hołd dla fanów Star Wars
Tak jak wcześniej serial Ahsoka był jedynie poprawnie, tak piąty odcinek jest fenomenalny. Nigdy nawet bym nie pomyślał, że Filoni pokusi się o przeniesie scen z Wojen Klonów to produkcji live action. Wyszło obłędnie! Hayden Christensen wyglądający jak Anakin z czasów Clone Wars to coś obłędnego. Filoni czuje uniwersum na poziomie zbliżonym do wizji George’a Lucasa, dlatego piąty odcinek Ahsoki wywołał u widzów tyle pozytywnych emocji i radości. Dostaliśmy prawdziwe kosmiczne fantasy, za taki klimat pokochałem Gwiezdne wojny, ponieważ tym się odróżniają od innych produkcji. Nigdzie indziej nie dostanę tego, co mogę w Star Wars. Andor jest bardzo dobrym serialem samym w sobie, nigdy nie wywoła u mnie takich emocji, jak pojawienie się na ekranie Anakina przed okaleczeniem machającego czerwonym mieczem. Gdyby Andor nie miał szyldu Star Wars, spokojnie mógłby się dziać w jakimkolwiek innym uniwersum. W przypadku Ahsoki się tak nie da, to są takie Gwiezdne wojny, których fani potrzebują.
Hayden Christensen jako Anakin Skywalker, którego jeszcze nie widzieliśmy
Mokrym snem każdego fana uniwersum było zobaczenie na ekranie Anakina jako Dartha Vadera, który był człowiekiem, a nie maszyną. To jaki obraz Skywalkera zafundował nam Filoni w piątym odcinku jest totalnym kosmicznym odlotem. Dodatkowa Anakin jest zupełnie kimś innym niż w prequelach. Jako duch mocy, stwarza obraz dojrzałego mistrza Jedi, w którym jest energia, chęć do „życia” i przede wszystkim człowieczeństwa. Sceny walki z jego udziałem to istna kwintesencja istnienia miecza świetlnego. Nikt tak efektownie nie władał świetlną bronią jak Anakin. Podczas pojedynków z Ahoską możemy dostrzec klasyczne dla niego ruchy, dynamiczne, wyróżniające się na tle każdej innej choreografii. Przeniesie scen z Clone Wars, trochę zmodyfikowanych, ale jednak, do żywego świata z pewnością jeszcze bardziej wzruszyło widzów. Chociażby pojawiający się Kapitan Rex jest tego świetnym przykładem. Momenty kiedy raz widzimy Anakina, a raz Vadera przy jego muzyce wywołują solidne ciary. Cały mistycyzm uniwersum, aż się wylewał z ekranu w tym epizodzie. Z pewnością każdy chciałby tego więcej.
Nie zapominajmy o fabule serialu Ahsoka
Oczywiście wszystkie wydarzenia i sceny, które przed chwilą opisałem, przekładają się na główną fabułę serialu. Ahsoka doświadczając ostatniej lekcji ze swoim mistrzem, przeszła wewnętrzną przemianę. Wydarzenia z pierwszej połowy odcinka, miały być pretekstem do założenia słynnych z Rebeliantów białych szat. Po powrocie do żywych nasza wojownicza bohaterka zmieniła nie tylko swój strój, ale także podejście do życia i otoczenia. Zdecydowanie widać było u niej dużo więcej zapału do działania. Kluczowym aspektem jest fakt, że w tym odcinku Togrutanka występowała w duecie razem z Haydenem, a nie Natashą Liu Bordizzo, ponieważ Sabine Wren, nie dostaliśmy w tym odcinku. Zabrakło także Baylana oraz Morgan, nie wiemy, czy już odnaleźli Thrawna i Ezrę, czy nadal są w drodze. Dowiemy się prawdopodobnie w kolejnym odcinku. Ahsoka z pewnością po piątym odcinku zebrała większą liczbę fanów, którzy się bardziej wkręcili niż przy pierwszych odcinkach.
Sentyment jest kluczowy w uniwersum Star Wars
Często w ostatnich latach, zarzuca się bezpłciowość produkcjom spod szyldu Star Wars. Głównie dzieje się tak za sprawą trochę nieudanych fabularnie sequeli. Część nowych fanów nie potrafi się także przekonać co do prequeli (które ja kocham), jednak ci, którzy wręcz wychowali się na Gwiezdnych wojnach, wiedzą, że sentyment czyni te produkcje lepszymi. Dokładnie tak się dzieje w przypadku tego odcinka. Przecież 90% fanów uniwersum przez lata marzyło, żeby zobaczyć Anakina z czerwonym mieczem świetlnym w dłoni. Dodatkowe przebitki z Vaderem to był istny majstersztyk. Zawsze będę się opowiadał za tym, że Gwiezdne wojny powinny być produkowane dla prawdziwych fanów, którzy uwielbiają takie zabiegi ja ten z Haydenem, a nie dla zgorzkniałych krytyków, którym w danej scenie światło nie pasowało. Mam w du*ie światło lub inne pięciorzędne aspekty. Zobaczyłem Anakina w wydaniu z Wojen Klonów. Nie śmiałbym wymagać czegoś więcej od Filoniego. Właśnie za takie emocje kocham Star Wars.