Biały szum to nowy obraz stworzony dla Netflixa. Reżyserem i autorem scenariusza jest Noah Baumbach, który po raz kolejny dostarcza fantastyczną produkcję gigantowi streamingowemu. Wcześniej wyreżyserował Historię małżeńską (mój film 2019 roku). Biały szum, premierując na koniec roku, bardzo namieszał w mojej filmowej topce. Zapraszam do BEZSPOILEROWEJ recenzji!
Noah Baumbach odrobił pracę domową względem jego poprzedniego filmu. We wspomnianej „Historii małżeńskiej” zabrakło mi perspektywy dziecka. Tego, jak ono odnajduje się w sytuacji, w której związek rodziców zmierza ku końcowi. W „Białym szumie” reżyser przedstawił jeszcze więcej bohaterów o odmiennym portrecie charakterologicznym. Każdy z nich: ojciec, matka, czwórka dzieci, koledzy i przyjaciele głównego bohatera dostają odpowiednią ilość czasu ekranowego. Tematyka filmu związana jest z toksyczną chmurą, przed którą bohaterowie uciekają. Następnie borykają się z negatywnymi skutkami kontaktu z opadającym z chmury deszczem. Pojawiają się sceny ukazujące ucieczkę, ewakuację, panikę i dezinformację, które nawiązują oczywiście do sytuacji na świecie w marcu 2020 roku. Reżyser bezbłędnie charakteryzuje te wydarzenia. Bezbłędnie ukazuje ludzką ignorancję ale też zaangażowanie, wściekłość i spokój oraz akceptację.
Niewyobrażalny chaos (czy może raczej tytułowy szum) na ekranie wywołują bohaterowie. Sceny w domu, na uczelni (zwłaszcza wydziale zarządzanym przez głównego bohatera, w tej roli Adam Driver) czy podczas ucieczki przed chmurą mogą nawet być ciężkostrawne dla niektórych widzów. Lecz, moim zdaniem, film sprawnie przyzwyczaja do tego chaosu (mając również w pamięci tytuł produkcji). Ponadto, związek przyczynowo skutkowy jest przeprowadzony bardzo sprawnie. Dlatego też, w zestawieniu z ciągłym chaosem, ogląda się to świetnie. Podobny zabieg został wykorzystany w filmie „Wszystko wszędzie naraz”. Oczywiście skala panującego chaosu w produkcji, która debiutowała kilka miesięcy wcześniej jest niebotycznie większa, to tak samo, historia była bardzo płynna, przez co seans nie nużył i nie drażnił. Co ciekawe Wszystko wszędzie naraz zostało stworzone przez studio A24, które współtworzyło Biały szum. W czasach taśmowych produkcji superhero czy nudnych komedii, trzeba przyznać, że A24 to przepełnione odwagą, kreatywne studio. Podobnie jak Noah Baumbach.
Gra aktorska jest bezbłędna. Nie znaczy to, że porywająca i zapadająca w pamięć, bo np. Driverowi, ciężko będzie powtórzyć jego popisy z „Historii małżeńskiej”. Lecz zarówno on, jak i Greta Gerwig radzą sobie świetnie. Ufam im, kupuję ich motywacje.. Kibicuję i współczuję. Cieszę się razem z nimi, kiedy oni się cieszą. Młodzi aktorzy również dają radę. Chociaż na ekranie pojawiają się rzadziej, to mają ogromny wpływ na swoich rodziców ignorantów. Świetnie wypada również Don Cheadle, który w kilku scenach tworzy świetny duet z Adamem Driverem.
Noah Baumach bez wątpienia trafia do mojej listy ulubionych reżyserów. Z Adamem Driverem tworzy elektryzujący duet na miarę tak ikonicznych tandemów jak Quentin Tarantino i Samuel L. Jackson, Martin Scorsese i Robert De Niro czy Wes Anderson i Bill Murray. Odnoszę wrażenie, że ta recenzja jest równie chaotyczna co film. Mam jednak nadzieję, że tak jak ja w przypadku produkcji, Wy wyniesiecie z niej coś dla siebie.
8/10
Przeczytaj również: „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”. Zrób to, co na twoim miejscu zrobiłby Batman [RECENZJA]