Wbrew pozorom napisanie thrillera osadzonego na odludziu nie jest wcale takie łatwe. Kiedy reżyserka zostawia w tyle nowoczesne technologie i problemy współczesnego świata, pozostaje jej operowanie uniwersalnymi, pierwotnymi emocjami człowieka. W przypadku bohaterek filmu Kitty Green jest to strach przed mężczyznami. Atrakcyjne Kanadyjki, Hanna i Liv, wyjechały na wakacyjną pracę do pubu, którego goście to niewyżyci górnicy, a właścicielem jest stary alkoholik. Gorąca atmosfera i rosnący niepokój zwiastuje angażujący seans pełen wrażeń. The Royal Hotel miewa jednak niemalże amatorskie problemy z wykorzystaniem swojego potencjału.

Liczyłem na więcej. Podobne wrażenia towarzyszyły mi podczas seansu filmu Men Alexa Garlarda z 2022 roku. W obu przypadkach mamy do czynienia z feministycznymi thrillerami o kobietach w pułapce patriarchatu. Zamknięta przestrzeń angielskiej prowincji została tu zastąpiona australijskim odludziem. To przeniesienie akcji podkreśla skalę problemu, z którym mierzą się bohaterki. Kitty Green pokazuje nam świat, w którym kobieta boi się poprosić o pomoc mężczyznę, ponieważ wie, jakie konsekwencje może mieć pozwolenie mu na wcielenie się w rolę rycerza, który ratuje damę z opresji. Również i panowie są ofiarami systemu, który narzucił im kodeks męskości i popycha do przepracowania życia w samotności. Reżyserka nie skupia się na przyczynach uprzedmiotowienia kobiet, ani nie kreśli żadnego emancypacyjnego manifestu. Akcja jej filmu to zamknięty dreszczowiec, który w przeciwieństwie do wspomnianego Men, nie musi przemawiać do widza językiem metafor. Royal Hotel dzieje się daleko od nas, ale równocześnie TU i TERAZ. Polscy mężczyźni mogliby uścisnąć sobie rękę z Australijczykami, wymijając się swoimi zapalniczkami z wizerunkiem gołej kobiety. Podobną jedność patriarchatu obserwujemy podczas przyjazdu Norwega, natychmiast odnajdującego z lokalsem wspólny, seksistowski język. Męskość nie ma narodowości, a The Royal Hotel to jej piekło na ziemi.

Hanna i Liv również popełniają swoje błędy młodości. Bohaterki grane kolejno przez Julię Garner i Jessicę Henwick podejmują decyzje, za które nie są gotowe brać odpowiedzialności. Chociaż Hanna zgrywa oschłą i niedostępną dziewczynę, to ona jako pierwsza wkracza w przelotne relacje z mężczyznami, którzy mogą chcieć od niej tylko jednego. Również i Liv schlebia uwaga, którą otacza ją towarzystwo samotnych imigrantów zarobkowych, więc chętnie się z nimi bawi podczas swojej zmiany w pubie. Gdybyśmy spotkali bohaterki kilkanaście lat po filmowych wydarzeniach, pewnie nazwałyby kilka swoich wybryków „grzechami młodości”. Przy tym reżyserka Kitty Green nie robi ze swoich bohaterek irytujących kokietek, a przyjacielska relacja pomiędzy dwójką protagonistek jest motorem napędowym jej filmu. Hanna i Liv równie często się wspierają, co i kłócą. Są do siebie podobne, ale mają wyraźne różnice. Pozostają solidarne, lecz nie naśladują siebie podczas podejmowania decyzji. Reżyserka potrafi na przykładzie kilku symbolicznych scen opisać nam charakter obu postaci i konsekwentnie się go trzymać. Występy drugoplanowe również są solidne, a tam najgłośniejszym nazwiskiem aktorskim z całą pewnością jest Hugo Weaving znany m.in. z sag Władcy pierścieni oraz Matrix. W odpowiednim momencie The Royal Hotel zaczyna mnożyć motywy: alkoholizm, seks, ubóstwo, dzika przyroda, nieznany telefon… Niestety, mało który z wątków zostaje poprowadzony do końca.

Hugo Weaving
Hugo Weaving (po środku) w roli właściciela baru

Przy całym swoim intrygującym podłożu, The Royal Hotel to film pourywany, niepozwalający nam na odczucie pełnej satysfakcji. Reżyserka rozłożyła pionki na planszy, ale w punkcie kulminacyjnym, zamiast wykonać nimi odpowiednie ruchy, zamknęła planszę. Finał nie wywołuje efektu opadniętej szczęki swoją przewrotnością, lecz sprawia, że widz jest w szoku, bo wszystko się już skończyło – zbyt raptownie, bez pointy. Być może taka gra z oczekiwaniami była intencją reżyserki. Kitty Green, tak samo jak bohaterki jej filmu postępowały z mężczyznami w barze, nie chciała dać widzom w kinie tego, na co liczyli. Osobiście odebrałem spaprany finał jako ewidentny brak twórczego doświadczenia. Prawie rok temu mieliśmy okazję oglądać w polskich kinach australijski kryminał Limbo w reżyserii Ivana Sena. Również i on wyglądał świetnie, a do tego miał krwisty klimat, jednak rozczarował obrotem wydarzeń. Warto zadać sobie pytanie, ile w tym zasługi filmów i reżyserów, a ile wrażeń na start gwarantuje nam już sama Australia.

Miejscowa speluna, a w niej starzy alkoholicy i dwie studentki dorabiające na wakacjach. Z takiego ziarna mogłoby wyrosnąć sto podobnych historii. The Royal Hotel wyróżnia przede wszystkim miejsce akcji, którym jest peryferyjna Australia, ale niestety też rozczarowujący finał. Początkująca reżyserka straciła zbyt wiele czasu na budowę baru, a na zbyt krótko weszła do środka. Jej produkcji nie można odmówić głębi i intrygującego klimatu, szklanka jest więc do połowy pełna, ale wstrzymałbym się przed zamówieniem następnej kolejki.

Moja ocena: 6/10.

Film obejrzeliśmy przedpremierowo dzięki współpracy z dystrybutorem Galapagos Films. The Royal Hotel będzie wyświetlany w polskich kinach już od 28 czerwca! 

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments