Uniwersum, w którym Thomasin McKenzie traci głowę dla eleganckich blondynek rozwija się w najlepsze. „Eileen” opowiada o dziewczynie, która życiowo utknęła w dziurze, z której sama już chyba nie da rady się wydostać. Chyba, że wydarzy się coś nieoczekiwanego. Zapraszam do sprawdzenia recenzji filmu Williama Oldroyda, który okazał się dla mnie jednym z najlepszych seansów podczas EnergaCAMERIMAGE 2023.
Elektryzujący duet - Thomasin McKenzie i Anne Hathaway
Tytułowa bohaterka żyje z dnia na dzień, pracując w miejskim więzieniu oraz mieszkając z ojcem alkoholikiem, który nie potrafi żyć po wydaleniu ze służby w policji. Choć sama jest świadoma, że nie tak powinno wyglądać jej życie to nie jest w stanie nic z tym zrobić a szara, obrzydliwa miejscowość pełna dziwnych ludzi tylko dobija kolejne gwoździe do przysłowiowej trumny. Thomasin McKenzie jest świetna w swojej roli a jej urok i nieporadność łapie za serce. Wywołuje współczucie i przywołuje pytania dotyczące jej wegetacji. Światełko w tunelu pojawia się wraz z pojawieniem się Rebecci, w którą wciela się Anne Hathaway. Pani psycholog tak bardzo nie pasująca do krajobrazu miasteczka, tak bardzo zagubiona i uprzedzona – bardzo chętnie i z łatwością odnajduje bratnią duszę w Eileen. Działa to obustronnie z tym, że po głównej bohaterce da się zauważyć zdecydowanie zbyt duże zaangażowanie w relację. Czy to reakcja na pojawienie się wartościowej osoby w życiu, czy to zauroczenie a może miłość od pierwszego wejrzenia?

Sprawdź również: „Saltburn” – recenzja

Chemia na ekranie jest zauważalna i oglądanie pań w akcji jest czystą przyjemnością. Rozwój historii trzyma w napięciu, intryguje i wciąga do takiego stopnia, że ciężko oderwać wzrok od ekranu. Klimat lat ’60, w których rozgrywają się wydarzenia jest doskonale odwzorowany a brudna i szara rzeczywistość miasteczka potrafi przytłoczyć i zdołować. Obserwując losy głównej bohaterki, odkrywamy również mroczne strony Bostonu, w którym rozgrywa się akcja. W tej małej społeczności z pozoru wszyscy się bardzo dobrze znają ale każdy ma swoje tajemnice. Jedna z takich tajemnic jest punktem kulminacyjnym produkcji i odwraca wszystko do góry nogami. Jest też motywem przewodnim trzeciego aktu, z którym miałem jedyny, lecz bardzo duży problem. To właśnie na koniec wszystkie kropki łączą się w całość i dają odpowiedź na pytania, które możemy sobie zadawać podczas seansu.

Ciężko jest o tym filmie napisać jakiś wyczerpujący artykuł czy recenzję żeby jednocześnie nie zdradzić zbyt wiele i nie psuć innym radości z oglądania. Nie jest to długi film – trwa nieco ponad 90 minut, fajnie prowadząc historię i sukcesywnie popychając ją do przodu. Nie ma czasu na nudę czy sceny mające wypełnić czas. Na osoby, które książki nie czytały, czeka w finale niespodzianka. Zapewne podzieli on widownię jednak obowiązkowo trzeba się przekonać na własne oczy co twórcy mają nam do zaprezentowania.

Recenzja filmu „Strefa Interesów”

Zakończenie dla mnie nie było satysfakcjonujące. Po doskonałym prowadzeniu historii, maksymalnym skupieniu jakie wywołał we mnie ten film – finał się trochę rozjechał. Jest to jednak taka decyzja scenariuszowa, która wielu osobom przypadnie do gustu, doskonale zamykając historię. Nie chcąc jednak spoilerować – całokształt uważam za bardzo udany i choć końcówka trochę obniżyła mój entuzjazm to nadal jest to bardzo dobry film, który świetne mi się oglądało i chętnie do niego wrócę. Istnieje duża szansa, że przy ponownym seansie, docenię tą produkcję jeszcze bardziej.

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments