Za sprawą kolejnej odsłony Azjatyckiej Nocy Grozy premierę miał film „Irul: Nawiedzony hotel”. Produkcja ta nie zbiera szczególnie świetnych recenzji, mimo to warto dać jej szansę! Ze względu na swoje niedoskonałości jest to super pozycja do obejrzenia w gronie znajomych. Ponadto jest to film z gatunku found footage, a takie są najlepsze w kinie grozy!
Gdy romantyczny wieczór zamienia się w piekło
Produkcja reżyserii M.S Prem Natha zaczyna się tak jak zwykle rozpoczynają się filmy z tego gatunku. Pewna młoda para wyrusza świętować swoją rocznicę do wyludnionego miejsca. Całe wydarzenie jest oczywiście nagrywane, dzięki czemu powstaje taśma, na której uwieczniono wydarzenia feralnej nocy. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje, że dojdzie do tragedii. Romantyczną aurę z czasem zakłócają przeraźliwe krzyki. Para postanawia sprawdzić co się dzieje i odkrywa dziewczynkę stojąca nad studnią. Po chwili dziewczynka wpada do niej a chłopak, który rusza jej na pomoc, również zostaje wciągnięty w przepaść. Jego partnerce udaje się uciec.
Jak to w found footage bywa, scena początkowa stanowi jedynie wprowadzenie do całej historii, która towarzyszy nam przez resztę filmu. Główna fabuła koncentruje się wokół pewnej ekipy, która prowadzona jest przez producentkę Punitah (Punitah Shanmugam). Ekipa planuje rozwikłać zagadkę tajemniczego zniknięcia mężczyzny. W tym celu udają się do szpitala, w którym znajduje się jego partnerka i dowiadują się o tym, że coś złego stało się w hotelu Craig. Tutaj warto zaznaczyć, że miejsce to faktycznie znajduje się w mieście Penang. Co ciekawe – istnieją pogłoski o tym, że hotel ten faktycznie jest nawiedzony.
Punitah udaje się w to miejsce wraz z Senthilem (Senthil Kumaran Muniandy) oraz Vicranem (Vicran Elanggoven). Do pomocy angażują pogromców duchów, którzy znani są na YouTube ze swoich wypraw w miejsca, które są znane z obecności zjawisk paranormalnych. Z racji tego, że do hotelu ciężko jest się dostać wynajmują specyficznego mężczyznę o imieniu Rajoo (Sasitharan Rajoo), który pomaga im dotrzeć do celu.
Found footage jaki znamy z innych produkcji…
Jak wspomniałam na wstępie „Irul: Nawiedzony hotel” pełen jest niedoskonałości, które ostatecznie stają się jego atutem. Za głównego śmieszka tej produkcji można uznać Vicrana, którego żarty (choć czasami niezbyt trafione) pozwalają rozluźnić napiętą atmosferę, wiszącą w powietrzu po dotarciu do celu. To, że w hotelu Craig stało się coś złego czujemy praktycznie od razu, gdy nasi bohaterowie rozpoczynają jego „zwiedzanie”. Według przewodnika Rajoo w tym miejscu przed laty wydarzyła się straszna tragedia. Właściciel hotelu Craig wymordował swoją rodzinę a na końcu popełnił samobójstwo. Na potwierdzenie tych wydarzeń widzimy opuszczony stary budynek, w którym pozostały rzeczy poprzednich lokatorów. Wszędzie obecne są bałagan, kurz oraz pajęczyny – jak na horror przystało! Żeby było upiornie nie zapomniano również o szeptach, które towarzyszą nam w tle przez większą część filmu.
W produkcji znajdziemy wszystko to co znamy z found footage. Historia jest dosyć schematyczna, jednak nie jest to zbyt duże zaskoczenie. Za każdym razem, gdy powstaje film z tego gatunku można powiedzieć, że gdzieś to już widzieliśmy. Nawiedzone miejsce; kaseta, na której udokumentowano dziwne i przerażające wydarzenia; poszukiwacze próbujący odnaleźć zaginionych. Niekiedy również realizowane małymi zasobami finansowymi. Każdy miłośnik tego gatunku zna takie tytuły jak „Blair Witch Project”, „Cannibal Holocaust” czy choćby serie „Paranormal Activity”. Są to niekwestionowane klasyki oraz produkcje, które niejedną osobę przysporzyły o siwe włosy ze strachu (bądź obrzydzenia jak w przypadku filmu Ruggera Deodato). Czy „Irul: Nawiedzony hotel” jest równie dobrym obrazem jak wspomniane wyżej produkcje?
…jednak w jakimś stopniu inny niż to co już widzieliśmy!
To co różni film M.S. Prem Natha od innych podobnych horrorów jest tempo. W malezyjskim filmie grozy jest ono rozwijane dosyć powolnie a najciekawsza akcja dzieje się praktycznie w końcowych sekwencjach filmu. Widz jest na spokojnie wprowadzany w fabułę, ma okazję zapoznać się z bohaterami oraz towarzyszyć im w ich przygotowywaniach. Paradoksalnie jest to jego zaletą. Pozwala uśpić czujność odbiorcy, który może odczuć wrażenie, że nie ma czego się tu bać. Uwierzcie, później robi się naprawdę strasznie! Na ogromny plus zasługuje również odwoływanie się do historii rdzennych Indian malezyjskich, którzy stanowią bardzo ważne ogniwo produkcji. Dzięki ich obecności straszą nas nie tylko duchy i demony przeszłości, ale również różne przerażające rytuały.
„Irul: Nawiedzony hotel” choć jest pozycja specyficzną to zdecydowanie zasługuje na uwagę. Nie zabrakło w niej błędów, jednak błędy te dodają jej uroku. Jeśli jesteście już znudzeni powtarzalnymi sekwencjami w filmach found footage to w produkcji M.S. Prem Natha odnajdziecie coś troszkę innego. Poznacie również kino z innego zakątku świata. Dla mnie osobiście było to pierwsze spotkanie z kinem malezyjskim, jednak na pewno nie ostatnie. Niekiedy się śmiałam, trochę się bałam i będę go mile wspominać.
Film obejrzeliśmy w ramach Azjatyckiej Nocy Grozy, która stanowi preludium do nadchodzącego wielkimi krokami Festiwalu Pięć Smaków. Film „Irul: Nawiedzony hotel” znalazł się w programie wydarzenia – w sekcji Kino Grozy.
Jeśli lubicie filmy grozy zajrzyjcie do naszej recenzji filmów „Terrifier 2” oraz „Barbarzyńcy”