Izraelska pisarka Hila Blum zadebiutowała w 2011 roku powieścią „Odwiedziny”, jednak to jej najnowsza książka „Jak kochać własną córkę” zdobyła w 2021 roku najbardziej prestiżową izraelską nagrodę literacką – Nagrodę Sapira. Dzięki Wydawnictwu Czarne miałam okazję zagłębić się w świat rodzicielskiej miłości i ciężkiej relacji matki z córką.
Joela to bohaterka powieści, która od lat nie widziała swojej córki Leah oraz wnucząt. Leah pewnego dnia wyprowadziła się z rodzinnego domu i wyruszyła na podbój świata. A przynajmniej tak zdawało się jej rodzicom, którzy przez lata byli okłamywani na temat miejsca pobytu ich dziecka. W rzeczywistości Leah wyjechała z Izraela do Holandii, gdzie wzięła ślub i założyła rodzinę. Gdy Joela dowiaduje się o tym, w jak ogromnej fikcji żyła całe życie postanawia skonfrontować się z córką. Jednak to zdarzenie doprowadza ją do poważnych rozważań na temat rodzicielstwa i ich relacji. Nagle burzy się jej obraz idealnego wychowania i zaczynają pojawiać się pewne kwestia, przez które zaczyna kwestionować siebie w roli dobrej matki. Z jednej strony pojawia się nadopiekuńczość, która jest powodem do obwiniania się. Z drugiej zaś dowiadujemy się co nieco o zachowaniach Leah. To sprawia, że nie jesteśmy w stanie osądzić kto jest winien tego, że relacja ta stała się tak skomplikowana.
Powieść Blum to powieść o relacjach międzyludzkich. Choć na głównym planie obserwujemy powolny proces rozpadania się więzi matki z córką, to gdzieś w tle zarysowuje się także historia małżeńska. Joela to wdówka. Jej mąż Meir zmarł jakiś czas temu, a kobieta zdążyła sobie ułożyć życie na nowo z nowym mężczyzną, u którego boku jest szczęśliwa. Ich małżeństwo nie należało do dobrych. Mąż czasem ją zdradzał, nie chciał zakładać większej rodziny. Jednak sama bohaterka mówi przede wszystkim o tym, że odczuwała, iż mąż kochał ją – w ojcowskim tego słowa znaczeniu. To bardzo ciekawe. Meir był od niej starszy, jednak to nie przez wiek tak się czuła a przez sposób traktowania jej. Tym samym dzięki nowej miłości mogła poznać inny rodzaj relacji romantycznej. Jednak to z czym była związana przez tyle lat z pewnością rzutowało nie tylko na nią, ale również i na relacje z córką.
Główna bohaterka zastanawia się zatem gdzie popełniła błąd oraz czy te błędy znaczą, że jest złą matką. Usprawiedliwia się mówiąc, że:
Wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam, robiłam z miłości.
Tym samym Hila Blum porusza temat miłości rodzicielskiej tak silnej, że aż duszącej. Tak potężnej, że momentami krzywdzącej. „Jak kochać własną córkę” jest zatem historią mocno psychologiczną, która nie jest pozbawiona konwencji detektywistycznej, albowiem Joela poszukuje swojego dziecka w Holandii a później przemierza skrawki własnej pamięci, w próbie zrozumienia sytuacji, w jakiej się znalazła. My jako czytelnicy poszukujemy razem z nią, co tylko potęguje ciekawość, ale również i niepokój.
Choć powieść Blum czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, ze względu na ciekawe ułożenia rozdziałów, to niewątpliwie nie jest to lektura przyjemna. No bo jak przyjemna mogłaby być głęboka i psychologiczna opowieść o utracie więzi ze swoim ukochanym dzieckiem? „Jak kochać własną córkę” to historia bardzo intymna, ale i emocjonalna. Wciągająca i druzgocąca jednocześnie. A przede wszystkim oddziałująca na czytelnika tak bardzo, że sami czujemy się częścią tej historii.
Książkę „Jak kochać własną córkę” Hily Blum zrecenzowaliśmy we współpracy z Wydawnictwem Czarne, któremu serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Przeczytaj również: Jak kropla zanurzyć się w oceanie Twojej istoty. „Ryby” [RECENZJA]
[…] PrevPoprzedni„Jak kochać własną córkę” [RECENZJA] PrevPoprzedni […]