Półki księgarń od dawna uginają się pod ciężarem krótkich biografii i quasi-wspominkowych tworów. Nie dziwi już nikogo, że z błyszczących okładek zerkają na nas, jak gdyby wczoraj debiutujący, BTS czy Billie Eilish. Justin Biebier doczekał się takiej biografii, zanim jeszcze wydał drugą płytę. Wydawać, by się mogło, że autorzy tych ilustrowanych czytanek ścigają się z czasem, jak gdyby w obawie przed krótkoterminowością sławy swoich książkowych bohaterów, żeby jak najszybciej nasycić nastoletnich fanów, którzy są w stanie wydać każde pieniądze na gadżety z wizerunkiem swojego idola. Lady Gagą bohaterką takich książek stawała się już kilkukrotnie, a ich wartka akcja zatrzymywała się zazwyczaj na mięsnej sukience lub najdalej na wykluciu się z jajka przy okazji rozdania nagród Grammy w 2011 roku. Czyli w świecie show biznesu lata świetlne temu. Po ponad dekadzie dostajemy opasłą publikację, niemal nieustępującą objętości tej dotyczącej siedemdziesięciopięcioletniego Eltona Johna. Pytanie – czy „Lady Gaga. Applause. Biografia ikony” jest nadal tylko do przeglądania, czy już może zaczytywania się?
Oryginalny tytuł biografii to „Lady Gaga. Applause”. Wobec polskiego wydania spod szyldu wydawnictwa Znak za sprawą podtytułu „Biografia ikony” podchodzę z podejrzliwością. W dobie dewaluowania pojęć, gdzie wszystko jest kultowe i ikoniczne, objaśnianie czytelnikowi lub upewnianie się, czy aby na pewno wie, z jaką tuzą ma do czynienia, rozumiem jako tani chwyt a dodatkowo w tym przypadku wprost jako pleonazm. Przekonywać mnie, że Lady Gaga odcisnęła niebagatelne piętno na współczesną kulturę popularną i w istocie rzeczy jest ikoną, nie trzeba. Przypuszczam, że czytelników, którzy świadomie sięgają po tę pozycję, również. Daje za to pretekst internetowym malkontentom ugrzęzłym w 2010 roku, z rymowankami ze zgagą na ustach, do wyzłośliwiania się pod reklamą książki. Co sprawia, że na dzień dobry odbieram ją jako jeszcze jedną przynależącą do zbioru książek-wydmuszek.
Książka wychodzi spod pióra Annie Zaleski. Dziennikarki muzycznej piszącej do takich tytułów, jak The Guardian, Billboard czy Rolling Stone. Zaleski na koncie ma już jedną biografię, brytyjskiego bandu Duran Duran, więc nie jest nowicjuszką. I zdecydowanie zna się na rzeczy. Pisanie o Lady Gadze to z pewnością okazja do ukazania się w roli wprawionego kapitana wypływającego na szerokie wody muzyki popularnej. I muszę przyznać, że ten rejs nie przyprawia o nudności. Powoduje za to przyjemny zawrót głowy. W końcu pisze o kobiecie, która jest ucieleśnieniem popkulturowego kalejdoskopu.
Autorka rozpoczyna opowieść o piosenkarce od krótkiej lekcji historii z bożyszczami tłumów w postaci Elivsa Presleya, Beatlesów, Davida Bowiego, czy Madonny w tle. Jednocześnie dając nam już na początku sygnał, na jakiej półce z artystami stawia obok Lady Gagę. Nie bez kozery przywołuje ich także ze względu na inspiracje, jakimi otoczona była od zawsze marząca o sławie dziewczyna, traktująca ich życiorysy jak swoistą biblię do jej osiągnięcia. Dziennikarka chronologię wydarzeń z życia Lady Gagi naznacza wydawanymi przez nią albumami. Tak więc punktem startowym jest początek nowego millenium, The Fame i nieokiełznany Nowy Jork. Wielkie miasto pełne undergroundowych klubów niczym obserwator towarzyszy w życiu dojrzewającej piosenkarki, której faktycznie, po tej lekturze wydaje się, że przeznaczeniem była tylko muzyka. I to o niej jest ta książka. Zaleski sypie nazwiskami i gatunkami muzycznymi jak z rękawa, bez najmniejszego trudu klasyfikując każdą piosenkę czy płytę. Sprawiając tym samym, że mam ochotę utworzyć z tego miszmaszu playlistę na Spotify. Początki kariery to zwykle opowieść o niewinnych marzeniach i mierzeniu się z przeciwnościami losu i autorka odkrywa przed nami wszystkie karty na temat miarowej drogi na szczyt. Robi to z chirurgiczną precyzją, wystawiając na światło dzienne najdrobniejsze szczegóły i smakowite kąski. Przywołuje bezlik wypowiedzi osób z otoczenia piosenkarki, nadając biografii momentami prawdziwie reporterskiego charakteru. Na przystanku omawiającym płytę ARTPOP mamy sporo wypowiedzi samej Lady Gagi. Zebrane w poukładaną całość, dają wgląd w stan emocjonalny artystki, tak bardzo mający znamiona depresji podczas promocji trzeciego krążka, naznaczonej zgrzytami. Z kolei przy opisie ery Born This Way mocno pochyla się nad relacją pomiędzy fanami a artystką, choć szkoda, że zapomina wspomnieć o stronie littlemonsters.com, którą Gaga jako Mother Monster stworzyła z myślą o swoich małych potworach. Kiedy przechodzi do etapu aktorstwa, Zaleski trochę spuszcza z tonu i nie udaje, że świat filmowy to jej największy konik. Ślizga się, więc trochę po kinematografii Gagi, oddając jednak obraz narodzin gwiazdy kina.
Pomimo że autorka przyjmuje aprobującą postawę wobec swojej bohaterki, to książka nie jest do bólu przesłodzoną laurką. Nie brakuje w niej spojrzenia z boku i ambiwalencji wobec niektórych poczynań gwiazdy pop. Prawie w każdym rozdziale jest wrzucona też odosobniona rozkładówka poświęcona wyłącznie danemu elementowi z kariery Lady Gagi, będącym jakimś kamieniem milowym wartym pogłębienia. Książka jednak fotografią stoi. Nie znajdziemy w niej strony ze ścianą tekstu. Zastanawiam się, tylko kto wpadł na pomysł, żeby zastosować tutaj encyklopedyczną wielkość liter, bo trzeba wybałuszać oczy nie na żarty. Wytchnieniem jest jednak okalający tekst wachlarz zdjęć artystki z tras koncertowych, zza kulis czy czerwonych dywanów. Ich dobór jest bardzo przemyślany. Z dużą dozą prawdopodobieństwa wielu z nich czytelnicy nie-fani mogli nie mieć okazji wcześniej podziwiać. Pozycja ma swoje mankamenty, głównie po stronie realizacyjnej. Niemniej merytorycznie „Lady Gaga. Applause. Biografia ikony” jest dotąd najlepszą i najobszerniejsza książką rozprawiającą o Lady Gadze, jaka pojawiła się na polskim rynku. Nie jest to socjologiczno-kulturowa rozprawka o globalnym fenomenie, ale wystarczająco nakreślający obraz jednoosobowej instytucji popkultury elementarz.
Przeczytaj również „Kamerdyner Świata”. Wielka Brytania w służbie najpotężniejszych ludzi świata [RECENZJA]