Po zaledwie dwóch latach od swojego ostatniego filmu, David Leitch powraca na duże ekrany z nowym filmem akcji! Tym razem – jak sam przyznał w krótkim puszczonym przed seansem – jest to list miłosny dla „niewidocznych bohaterów”, obecnych w każdym filmie, czyli kaskaderów. To właśnie ich wyczyny w głównej mierze podziwiamy na wielkim ekranie z zapartym tchem. Ryzykują zdrowie by zrobić jak najlepsze wrażenie i udoskonalić daną scenę.

Jak to jest więc możliwe, że mimo tak dużego udziału w produkcji filmowej, nadal brakuje specjalnej Oscarowej kategorii? Czy „Kaskader” rozpocznie kampanię nawołującą do większego uznania dla ich pracy? Reżyser byłby idealnym ambasadorem takiej akcji ze względu na swoje prawie dwudziestoletnie doświadczenie w tym zawodzie.

Ryan Gosling jako Colt Seavers w filmie „Kaskader”

Historia oparta jest na tytułowym bohaterze, w którego wciela się Ryan Gosling. Powiedzieć, że spisał się świetnie to tak jakby nie powiedzieć nic. Gosling daje show swoim występem racząc fanów nawiązaniami do swoich poprzednich ról, sytuacyjnymi żartami i tworząc kolejną charakterystyczną postać, w której wielu widzów znajdzie swoje podobieństwo. Po tym filmie Colt Seavers będzie dumnie zestawiany z Kenem, Larsem Lindstromem, Sebastianem czy Kierowcą. Chciałoby się rzec, że zgarnia wszystko dla siebie i kradnie każdą sekundę na ekranie ale towarzyszy mu Emily Blunt, która w roli uroczej pod każdym względem reżyserki dotrzymuje kroku. Chemia pomiędzy głównymi bohaterami jest widoczna i daje znakomity efekt niczym zeszłoroczny fenomen – Barbenheimer. Burzliwe love story kaskadera i reżyserki, które przenosi się na plan filmowy sprawdza się doskonale w trakcie kręcenie sceny podpalenia, która jest dla Jody Moreno (Blunt) idealnym katharsis po miłosnym kryzysie. Takich perełek w postaci przeplatania związku z pracą na planie jest kilka i perfekcyjnie oddają stwierdzenie, że to życie pisze najlepsze scenariusze.

Ryan Gosling i Emily Blunt w filmie „Kaskader” tworzą genialną parę kochanków

„Kaskader” zawiera wszystkie podręcznikowe elementy, które powinien zawierać dobry film. Oprócz miłosnych zawirowań, akcja i humor przeplatają się ze sobą, niejednokrotnie spotykając się w tym samym momencie dostarczając rozrywki na najwyższym poziomie. Cała intryga opiera się na satyrze skierowanej w stronę zapatrzonych w siebie gwiazd filmowych i nie widzących nic innego poza cyferkami na koncie producentami. Poza wylewającą się z ekranu miłością do pracy kaskaderów, swoje wyróżnienie otrzymali również twórcy efektów praktycznych. Efektowne wybuchy, zsynchronizowana praca całego zespołu i każdy szczegół zaplanowany co do sekundy by osiągnąć wymarzony efekt końcowy. Pod tym względem produkcja również stoi na wysokim poziomie i cieszy oko podczas seansu. Twórcy znaleźli nawet idealny moment by pobawić się kolorami, slow motion i dorzucić do tego wszystkiego jednorożca.

Ryan Gosling jako Colt Seavers w filmie „Kaskader”

Można by na siłę przyczepić się do pewnych elementów scenariusza ale to jest ten rodzaj kina, który ma dostarczyć rozrywki a w tym aspekcie „Kaskader” sprawdza się rewelacyjnie. Produkcja jako akcyjniak/popcorniak/jakkolwiek-to-nazywasz sprawdza się doskonale i chyba nie można sobie wyobrazić lepszego startu sezonu letniego niż Ryan Gosling w świetnej formie na dużym ekranie. Małe niedoskonałości przysłonięte są wieloma elementami, które wyszły doskonale. Film bawi, daje radość i przypomina, że nawet najwięksi twardziele mogą czasami nie czuć się „okej”.

To dla moich ludzi – „Władca mroku” [RECENZJA]

 

Podobał Ci się artykuł? Udostępnij!

Facebook
Twitter
Pocket
5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments